Wakacyjne deja vu - urlop po polsku. Jak dawniej wypoczywali mieszkańcy Kujaw i Pomorza?
Jeszcze w ubiegłym roku prawie połowa Polaków wybierających się na urlop wyjechała za granicę. Najchętniej – do nadmorskich miejscowości nad ciepłym morzem, zwykle Śródziemnym. Taki trend, naturalny dla mieszkańców Europy, kształtował się stopniowo przez ostatnie dekady, nabierał rozpędu. W tym roku jednak z powodu pandemii niemal wszystko stanęło na głowie. Także wakacyjne wyjazdy.
Latem 2020 roku zdecydowana większość Polaków spędzi urlop w kraju. Część z wyboru, część – z konieczności. Zupełnie jak przed kilkudziesięciu laty… Jak wypoczywali dawniej mieszkańcy Kujaw i Pomorza? Prześledźmy historię letniego wypoczynku mieszkańców naszego regionu.
Do Szwajcarii… Kaszubskiej
W II Rzeczpospolitej na wyjazd „do wód”, jak wówczas mawiano, stać było jedynie nielicznych, tych najbogatszych. Większość kontentowała się wyjazdem na wieś, do krewnych, popularność zaczęły też zyskiwać pracownicze ogródki działkowe, które jednak prawdziwą furorę jako miejsce wypoczynku zyskały w PRL-u. Inna sprawa, że swoisty renesans ich popularności nastąpił na wiosnę bieżącego roku…
Wzięciem wśród bydgoszczan cieszyły się Jezioro Jezuickie oraz Ostromecko, a wśród mieszkańców Torunia – Barbarka z kaplicą, stawem i źródełkiem oraz Kamionki.
W latach 30. ub. wieku nadal skromne polskie wybrzeże nie cieszyło się popularnością – brakowało kwater, nie było też mody na morskie kąpiele. Bydgoszczanie i torunianie jeździli w Bory Tucholskie (Tleń, Charzykowy) albo na Kaszuby w okolice wsi Ostrzyce i Szymbark, na tereny zwane Szwajcarią Kaszubską, dokąd łatwy dojazd prowadził nowo zbudowaną koleją francuską. Popularne były też wyprawy statkami do Brdyujścia i Wisłą do Ciechocinka, a także w najbliższe okolice miast regionu tam, dokąd można było dotrzeć koleją. Dlatego wzięciem wśród bydgoszczan cieszyły się Jezioro Jezuickie oraz Ostromecko, a wśród mieszkańców Torunia – Barbarka z kaplicą, stawem i źródełkiem oraz Kamionki. Mieszkańcy Bydgoszczy wypoczywali też na terenie miasta w licznych „kąpielniach” nad Brdą łącznie ze słynną Riwierą, torunianie zadowalali się licznymi piaszczystymi łachami przy Kępie Bazarowej na Wiśle.
W Jastarni i w Tatrach panował już wówczas duży tłok i było… drogo.
Tuż przed II wojną młodzież z regionu, zwłaszcza harcerska, zaczęła wyjeżdżać na letnie obozy na Kresy Wschodnie. Nad jezioro Narocz, do Pińska, do Żabiego i Worochty w dzisiejszych Karpatach ukraińskich. Tam było raczej pusto. W Jastarni i w Tatrach panował już wówczas duży tłok i było… drogo.
Zakładowa lawina
Bezpośrednio po II wojnie państwo przejęło całą bazę turystyczną i wypoczynkową zbudowaną w Polsce międzywojennej na Mierzei Helskiej, w Tatrach i Beskidach, a dodatku przejęto jeszcze bogatszą infrastrukturę poniemiecką, zlokalizowaną na Mazurach, zachodnim wybrzeżu i w Sudetach. Stworzono tzw. Fundusz Wczasów Pracowniczych, sieć domów wczasowych. Wypoczynek miał stać się dobrem powszechnym, jednak na urealnienie tego pomysłu trzeba było poczekać jeszcze dekadę. Na razie okazywało się, że wielu ludzi tzw. świata pracy… bało się wyjazdów na urlop i nie uważało tego za potrzebne. Zresztą pierwsza dekada po II wojnie przebiegała pod znakiem wczasów za darmo przede wszystkim dla działaczy partyjnych, urzędników, „bezpieczników”, przodowników pracy, racjonalizatorów.
Na razie okazywało się, że wielu ludzi tzw. świata pracy… bało się wyjazdów na urlop i nie uważało tego za potrzebne.
Koniec monopolu FWP nadszedł dopiero po październikowym przełomie, w 1958 r. Zezwolono wówczas na wykup ziemi i budowę własnych ośrodków przez zakłady pracy. Ruszyła prawdziwa lawina. Już w 1967 roku takich ośrodków w naszym regionie było ponad 100. Najwięcej w Borach Tucholskich, na Pojezierzu Brodnickim i na Krajnie. Prócz przedsiębiorstw z regionu, wypoczywać tu chcieli też łodzianie, warszawiacy, poznaniacy… Potem „Zachem”, gigant przemysłowy w regionie, wybudował swój własny ośrodek w Sopocie, następnie drugi w Pobierowie nad morzem, a trzeci w Tucznie k. Wałcza. W każdym z tych ośrodków mogło przebywać jednocześnie około tysiąca osób.
„Zachem”, gigant przemysłowy w regionie, wybudował swój własny ośrodek w Sopocie, następnie drugi w Pobierowie nad morzem, a trzeci w Tucznie k. Wałcza.
Drugi gigant w regionie, toruńska Elana zbudowała domy i ośrodki w Chłapowie nad morzem, w Przyjezierzu, w Jaszowcu i Wiśle w Beskidach oraz w Mikołajkach na Mazurach. W 1975 roku z zakładowych wczasów skorzystało 2800 pracowników. Do tego dochodzili członkowie rodzin. Bydgoska „Kobra” wybrała z kolei nadmorską Karwię i Charzykowy. Z funduszu socjalnego w tym zakładzie opłacano w 1974 roku nawet kolejowe i autobusowe bilety powrotne z wczasów.
W drugiej połowie lat 70. rekordowe w całym XX wieku liczby Polaków korzystały z dobrodziejstw letniego wypoczynku, szczególnie nad Bałtykiem.
W czasach Edwarda Gierka wraz z rosnącą zamożnością społeczeństwa tworzył się prawdziwy run na wczasy. Ponieważ wiadomo było, że nie ma szans na szybkie rozbudowanie bazy związkowej czy zakładowej, zalecono otwarcie na turystykę indywidualną. To wtedy powstał program organizacji wsi letniskowych i agroturystyki. To również wówczas pojawiła się możliwość wyboru - można było w zakładach dotować nie tylko skierowania, ale i wypłacać gotówkę do ręki na „wczasy pod gruszą”. W drugiej połowie lat 70. rekordowe w całym XX wieku liczby Polaków korzystały z dobrodziejstw letniego wypoczynku, szczególnie nad Bałtykiem, który dopiero wówczas stał się liderem wśród miejsc wypoczynkowych.
Nad Bałtyk czy pod palmy?
Jednocześnie w tej samej dekadzie powstały też konta dewizowe i instytucja promes dolarowych, co spowodowało, że w latach 1971-78 aż 12-krotnie wzrosła liczba wyjazdów wakacyjnych za granicę. Oczywiście, przede wszystkim do tzw. krajów demokracji ludowej. To wówczas szczytem możliwości i marzeniem milionów były wakacje nad Morzem Czarnym w Bułgarii, Rumunii, czy też Soczi w ZSRR, albo nad Balatonem na Węgrzech. Duże zakłady pracy z regionu organizowały na własną rękę „międzynarodową wymianę turnusów”, dzięki czemu pracownicy mogli korzystać z ośrodków w ZSRR, CSRS czy na Węgrzech. Wyjazdy do „demoludów” służyły nie tylko wypoczynkowi, ale i handlowi. Po odkryciu, co i gdzie się kalkuluje kupić i sprzedać, praktycznie wszyscy wyjeżdżający zabierali ze sobą towary na handel.
W ciągu trzech dekad doszło do tego, że nawet połowa rodaków wolała plaże pod palmami zamiast Bałtyku.
Po 1990 roku, kiedy otwarte zostały granice, coraz więcej Polaków zaczęło wyjeżdżać na letni urlop za granicę. W ciągu trzech dekad doszło do tego, że nawet połowa rodaków wolała plaże pod palmami zamiast Bałtyku. Skoro i tu, i tam ceny były podobne? „Tam” za to gwarantowane były słońce i ciepła woda.
Bałtyk nigdy nie przestał jednak być modny dla mieszkańców Kujaw i Pomorza. Mają przecież do niego blisko. Dziś jest ponownie na topie. I ponownie budzi lęk w postaci wysokich, nadmiernych cen żądanych od przyjezdnych za wszystko. Czy będą one w stanie powstrzymać wakacyjny najazd, jakiego nie było od lat?