„Starzeję się w coraz szybszym tempie, a najbardziej martwią mnie utracone zęby, które dotąd stanowiły przedmiot powszechnej zazdrości” - wyznaje 13 sierpnia 1960 roku prawie 70-letni Zygmunt Nowakowski w liście do Róży Celiny Otowskiej. Pocieszy się: „Na szczęście, gdy mówię, jakoś nie widać luki, ale zaczynam mieć pewne kłopoty z mówieniem, a ja przecież głównie z gadania, nie z pisania żyję”.
Z „gadania” do Wolnej Europy. W interesujących nas dziś audycjach radiowych trudności z głosem nie dają się słyszeć (nagrań posłuchać można w sieci - portal „Radia Wolności”). W ramach drugiego sezonu serialu gawędziarsko-popularnonaukowego („Literatura przez radio” przyszła po „Wieczorach pod dębem” - „Historii przez radio”) wygłosił pomiędzy 5 czerwca a 17 lipca 1960 roku sześć felietonów poświęconych Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu. Ostatni odcinek stanowił podstawę czteroczęściowej wersji opublikowanej w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” w Londynie.
Jan Nowak-Jeziorański
Nie zawsze Jan Nowak-Jeziorański zgadzał się na taki „dublet”. Na początku owocnej współpracy, 6 października 1953 roku, informował dziękując za materiały o teatrze: „Nie mogę jedynie wykorzystać pogadanki pt. »Kolega Solski«, ponieważ z niewielkimi stosunkowo zmianami ukazała się ona […] w »Dzienniku Polskim« […]. Wdzięczny byłbym bardzo za łaskawe nagranie w to miejsce innego felietonu”. Czujny szef!
Może ze względu na wiek Nowakowskiego i lipcową operację oka dyrektor Rozgłośni Polskiej stał się bardziej elastyczny? Autor przyznawał w drukowanej 13 września pierwszej odsłonie: „Ostatnio mówiłem kilka razy o Kraszewskim, poruszając pewną przykrą a do dziś dnia niewyjaśnioną sprawę, mianowicie wielki, pokazowy proces w Lipsku i wyrok skazujący autora »Starej baśni« na trzy i pół roku ciężkiego więzienia. Otrzymał tam numer 3747. Dużo dalibyśmy za to, żeby w życiu wielkiego pisarza nie było tego rozdziału. Szpiegostwo, uprawiane w Niemczech na rzecz Francji!”.
Osobisty stosunek do omawianych tematów stanowił jedną z wizytówek causeura-erudyty: „Na tę wspaniałą, drogą każdemu Polakowi postać kładzie się tak ponury cień, że uprzedzając bieg wypadków, pragnę od razu dorzucić trochę światła. Sąd niemiecki uzupełnił wyrok, wystawiając Kraszewskiemu świadectwo: »…nie miał niskich pobudek działania, czynom jego przyświecał ideał…, miał za sobą długie i zaszczytne życie…«. Oddychamy! A jednak byłoby stokroć lepiej, gdyby tego bolesnego epizodu w długim i zaszczytnym jego życiu nie było”. I piękną o nim snuje opowieść.
Nienawidzę tej roboty
Przed trzytygodniowymi wakacjami w Cap d’Antibes, planowanymi od 5 września, znów pisał do przyjaciółki w Krakowie: „Jaką pogodę i temperaturę będę miał na Riwierze, nie wiem […]. Zostawiam taki zapas pisaniny, że przez pierwsze sześć dni nie tknę maszyny, którą jednak muszę ze sobą zabrać, bo i tak będę musiał napisać co najmniej cztery kawałki, choć mam urlop z londyńskiego dziennika”.
Żalił się: „Ach, jak ja nienawidzę tej roboty! Jak chętnie wziąłbym się do czegoś poważniejszego, co by po mnie zostało! Nic tylko felietony i artykuły! Ostatnimi dniami fabrykuję je w takim tempie, że codziennie robię jeden. Możesz sobie wyobrazić moje zmęczenie!”. List podpisał: „Uparty emigrejtan Musiek”. Teksty o Kraszewskim należały właśnie do pozostawionego w redakcji „zapasu pisaniny”. Nawiasem dodajmy, że po przyjeździe narzekał: „Wróciłem bardziej zmęczony, niż wyjechałem”, „Pogoda popsuła się pod koniec i kąpałem się w morzu wszystkiego trzy razy”!
W jednym z felietonów z cyklu, któremu nadał tytuł „Bismarck contra Kraszewski”, wspomniał o „pewnym historyku literatury, którego nazwiska, nie będąc upoważnionym podać nie mogę”. Miał na myśli mieszkającego wtedy w Krakowie Antoniego Trepińskiego. W liście do Nowakowskiego z 9 sierpnia (wszystko cały czas dzieje się w 1960 roku) biograf - w przyszłości - wspólnego bohatera (ogłoszona pośmiertnie praca - „Kraszewski”, PWN, Warszawa 1975) wyjaśni:
„Zajmując się od lat dwudziestu badaniami życia i twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego usłyszałem w połowie czerwca od kilkunastu osób o pogadankach Wielce Szanownego Pana o genialnym, nieznanym, fenomenalnym, jedynym twórcy. Udało mi się złapać prelekcję Pańską (przy odbiorze podłym) o odwiedzinach Jego w szpitalu polskim w Anglii i o recepcji lektury
Kraszewskiego i Sienkiewicza wśród emigrantów - wysoce ciekawą; następnie (przy odbiorze doskonałym) o owacji drukarzy warszawskich dla Kraszewskiego oraz dwa felietony o aferze polityczno-kryminalnej […]”.
O „owacji drukarzy”, czy dokładniej „hołdzie zecerów” z 1846 roku mówił w odcinku „Wielki tryumf Kraszewskiego” - 7 lipca - między innymi: „Patrzą na Kraszewskiego z wielkim wzruszeniem. Nie wszyscy znali go z widzenia. Może myśleli więc, że ujrzą człeka olbrzymiego wzrostu, że zobaczą jakiegoś mocarza o wyniosłym, władczym spojrzeniu. Że staną przed kimś z gatunku nadludzi. A tymczasem widzą, że to chuchro, małego wzrostu, zgarbiony, niepokaźny, bardzo, bardzo skromny. A potrafi pisać prędzej, niż oni potrafią składać”.
Muszę przeprosić Czytelników
Kolejna poczta spod Wawelu przyniosła 9 maja 1961 już roku - niezrealizowane nigdy - projekty opracowania tomu „Kraszewski żywy”, czy - przynajmniej - specjalnego numeru „Wiadomości”, „pozostających przecież najciekawszym tygodnikiem literackim, wychodzącym współcześnie w języku polskim”. Wymowny to przykład - mało dotąd znanej - recepcji tego czasopisma w PRL, jak i odwagi w kontaktach z antykomunistycznymi emigrantami. O ile audycje pobudziły słuchaczy w kraju, to cykl artykułów w gazecie rozpalił emigrację.
Tłumaczył się Nowakowski przy końcu drukowanej serii: „Muszę przeprosić Czytelników za pewne zamieszanie, którego winę ponoszę częściowo ja sam, częściowo, i to w niemałej mierze »Dziennik Polski«. Wyjeżdżając przed z górą miesiącem na wakacje, zostawiłem redakcji niedokończony rękopis […]. Traktowałem ten skrypt raczej jako coś, co w danym wypadku mogłoby jako »zapchajdziura« zastąpić moje czwartkowe felietony, ale prosiłem, aby redakcja rozważyła sprawę od strony technicznej i zechciała obliczyć, ile to zajmie odcinków. Nie dowiedziawszy się o decyzji, wyjechałem z Londynu”.
Może i zęby miały udział w tym roztargnieniu? „Wyszły trzy odcinki, ja zaś, podczas urlopu, nie mogłem skończyć tej historii będąc pozbawiony książek i notatek. Rzecz urwała się, wywołując u pewnych zbyt pochopnych czytelników niecierpliwe, a może uzasadnione, komentarze”.
Jako pierwsi zareagowali Johann Gersten, podpisany jako „Niemiec, b. obywatel polski” oraz J. Łotocka, obydwoje z Londynu. Pani Łotocka krytykowała felietonistę za przywiązywanie zbyt dużego znaczenia do szpiegowskiego epizodu, w świetle innych dokonań pisarza, a Gersten dopytywał, dlaczego uważa, „że wyrok orzekający karę trzyletniego więzienia […] miałby być «drakoński»”. Przywołując casus procesu małżeństwa Rosenbergów zarzucił autorowi „śmieszną etykę”: „Czy jednak p. Nowakowski nie okazuje braku świadomości o prymitywnej sprawiedliwości i czy może sądzi, że Kraszewski zasłużył na 20 marek kary lub dwa dni aresztu policyjnego?”.
Fala
Ten głos spowodował falę: O. Dunin-Borkowski, „Nie rozumiem braku skruchy”, W. Goździewski, „W obronie Kraszewskiego”, dr J. Fihel, „Kraszewski i Niemcy”… Wywołany do tablicy Gersten odpowiedział na jeden tylko z jej przejawów, ten, który jego zdaniem na to zasługiwał (list doktora). Wyjaśnieniu nadał deklaratywny tytuł „Głos Niemca”. Sprowokował nim kolejne reakcje: „Odpowiedź panu Gerstenowi” Zofii Zaleskiej (Eastbourne) oraz „Podwójną moralność” Edwarda Olenko (Willindon, Sussex), obejmujące coraz szersze kręgi tematów: stosunki z Niemcami, ich odpowiedzialność za II wojnę, problematykę ukraińską w II Rzeczypospolitej, sytuację chłopa w Europie w XVIII wieku, a nawet ogólne zagadnienia etyczne i główne przyczyny rozbiorów.
Jedna z wielu
Dodajmy, że w tym czasie Nowakowski wywołał też inne głośne debaty prasowe. Dyskusja wokół felietonu „Dwaj Weygandowie” (problem dowództwa w Bitwie Warszawskiej) oraz „Pojedynek z premierem” (spór z Felicjanem Sławojem Składkowskim dotyczący jego odpowiedzialności za rządy przedwrześniowe) wzbudziły emocje podobne, jak wywiadowcze koneksje Kraszewskiego. Polemiki te zostały jednak dostrzeżone przez historyków literatury.
Jeszcze tylko A. Rawicz-Szczerbo („Niemcy zza Odry i Niemcy zza Łaby”), Aleksander Korczyński (Nowy Jork, „O losie chłopów w Polsce - i gdzie indziej”) oraz płk Aleksander Pragłowski („Nasze błędy i błędy Niemiec”) dodali opinie do tego wielogłosu. Główny sprawca Johann Gersten („Jeszcze o Kraszewskim”) zamyka dyskusję 19 grudnia…
Głośne echo jak na „wakacyjną zapchajdziurę”!
Korzystałem z następujących prac Z. Nowakowskiego: audycje radiowe - „Razowy chleb I”, „Razowy chleb II”, „Kraszewski przy biurku”, „Wielki tryumf Kraszewskiego”, „Widmo własnej sławy” oraz „Bismarck kontra Kraszewski” (5, 12, 19 czerwca, 14, 17 lipca 1960), https://www.polskieradio.pl/68/787/Tag/55942; artykuły - „Bismarck contra Kraszewski (1)”, „Bismarck contra Kraszewski (2)”, „Bismarck contra Kraszewski (3)”, „Bismarck contra Kraszewski (Zakończenie)”, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 13, 14, 15 września, 13 października 1960; „Dwaj Weygandowie” oraz „Pojedynek z premierem”, tamże, 1 i 29 września 1960, a także z: „Listy Zygmunta Nowakowskiego do Róży Celiny Otowskiej z lat 1959-1963”, wstęp, oprac. J. Dużyk, „Rocznik Biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie” 1994, R. 39 [listy z 5 października i 25 września 1960]; Archiwum Z. Nowakowskiego w Bibliotece Polskiej POSK w Londynie, 1255/Rkps/2/1 oraz z korespondencji zamieszczanej w „Dzienniku…” 27 września, 6, 17 i 26 października, 4 i 18 listopada oraz 19 grudnia 1960.