Rozmowa „Gazety Pomorskiej" z dr. SŁAWOMIREM SADOWSKIM, politologiem z UKW w Bydgoszczy, o amerykańskim planach atomowego uderzenia na Polskę.
Amerykanie odtajnili plany z lat 50. ubiegłego wieku ewentualnego ataku nuklearnego na cele w Europie Środkowej i Wschodniej - poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”.
O planach ataku jądrowego na blok sowiecki tak naprawdę wiedzieliśmy od początku lat 50., ponieważ podstawą doktryny odstraszania - zwanej doktryną Trumana - była odpowiedź atomowa Zachodu na zagrożenie ze strony bloku wschodniego. Oczywiście wszystkie ataki były zaplanowane, a cele wyznaczone. Pisali o tym polscy naukowcy - m.in. prof. Andrzej Mania - już dziesięć lat temu. Nikt tu „Ameryki nie odkrywa”, ponieważ znane były nawet cele jądrowego ataku Zachodu podczas ewentualnej wojny. Mówiło się o kompleksie bydgosko-toruńskim z uwagi na trzy ważne mosty, których zniszczenie zatrzymałoby na chwilę przegrupowanie wojsk sowieckich na linii wschód - zachód.
Oprócz Bydgoszczy i Torunia na liście znalazł się także Włocławek.
Jedną z podstawowych zasad osiągania wyższych stanów gotowości bojowej i operacyjnego rozwinięcia wojsk było wyprowadzenie dowództw z miasta - pierwszym punktem dowodzenia miała być Dębowa Góra koło Koronowa. Bydgoszcz była nie tylko ważnym ośrodkiem wojskowym, ale i komunikacyjnym oraz przemysłowym. Celów na terenie kraju było sporo. Głównie chodziło, by uderzeniem atomowym zniszczyć możliwości przemieszczania oddziałów sowieckich na Zachód.
Propaganda wykorzystywała zagrożenie atomowe, które - oczywiście stwarzali - imperialiści. A Polacy powtarzali rymowankę: „Truman, Truman spuść ta bania, bo tu nie do wytrzymania. Jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa”.
Propaganda wykorzystywała bardzo mocno zagrożenie atomowe w tamtym czasie. W 1963 roku obie strony uznały, że w wojnie atomowej nie będzie zwycięzców. W bardziej poufnym dokumentach mówiło się wprost o kataklizmie jądrowym. Wzajemne uderzenie doprowadziłoby do zniszczenia obu stron, a więc taka wojna nie ma sensu. Przez kolejne dwie - trzy dekady mówiło się o zagrożeniu jądrowym bardziej z punktu widzenia propagandy niż prawdziwego zagrożenia i wybuchu wojny jądrowej. Nie byłoby zwycięzców w takiej wojnie.
Na terenie Polski wojska sowieckie przechowywały taką broń.
To były składy głowic jądrowych dla wojsk radzieckich w Polsce, a także - w angielskiej nomenklaturze zwane Nuclear Sharing - składy głowic dzierżawionych przez państwa, które nie były uprawnione do posiadania broni jądrowej. Takich składów było w Polsce kilka - oczywiście były pod radziecką kontrolą. M.in. pod Sypnie-wem w okolicy Bornego-Sulinowa i w Świętoszowie. To była broń taktyczna jądrowa przeznaczona dla samolotów Su-7, które m.in. stacjonowały na bydgoskim lotnisku.
Byli piloci Su-7 wspominają, że ćwiczyli „na sucho” takie bombardowanie.
Ćwiczenia odbywały się na poligonie drawskim, a jeśli dobrze pamiętam, to i Solec Kujawski był „ćwiczebnym” punktem symulowanego uderzenia jądrowego. Wielu Polaków służyło w jednostkach gotowych do uderzenia jądrowego. Były to kilkanaście dywizjonów rakiet taktycznych w dywizjach. Oprócz tego cztery brygady rakiet operacyjno-taktycznych, później określanych mianem rakiet „Scud”. Liczbę głowic szacowano na ponad dwieście sztuk.
Niedawno ujawniono, że staramy się o wypożyczenie głowic jądrowych od Amerykanów.
To idiotyczny pomysł. To są programy sięgające zimnej wojny. Dziś nikt już nie mówi o rozwijaniu broni jądrowej. Gdybyśmy się w nią wyposażyli, to wzrosłoby nasze zagrożenie.