W Wielkopolsce nie ma kto pobierać wymazów na obecność koronawirusa. Pomóc w diagnozowaniu choroby COVID-19 mogliby lekarze rodzinni?
Okazuje się, że nie ma jednoznacznych wytycznych, a także jednego, ustalonego odgórnie schematu, czy wykonywać testy na koronawirusa pacjentom mającym objawy choroby COVID-19, a także tym, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną. Sanepid odsyła do lekarzy rodzinnych, lekarze rodzinni do szpitala zakaźnego, a szpital zakaźny załamuje ręce. - Tak nie może dłużej być. Gdyby, tak jak w Niemczech, lekarze rodzinni dokonywali u nas wymazu, to zwiększyłoby to moce logistyczne sanepidu, a my nie bylibyśmy blokowani - mówi dr Jacek Górny, szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w przemianowanym szpitalu zakaźnym przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu.
Gdzie ma się zgłosić osoba, która podejrzewa u siebie chorobę COVID-19? Kto pobiera wymaz do badań na obecność koronawirusa od osób mających kontakt z zakażonym? Czy pacjent z objawami choroby wirusowej, przebywający na kwarantannie ma zgłosić się do szpitala zakaźnego?
Niestety, na te pytanie nie ma prostych odpowiedzi. Światowa Organizacja Zdrowia informuje: Jeśli czujesz się źle, postępuj zgodnie z zaleceniami lokalnych urzędów ds. ochrony zdrowia. W praktyce okazuje się, że trudno stwierdzić jakie te zalecenia są.
Ostatnie historie naszych czytelników, którzy nie mogli uzyskać nawet informacji i pomocy od służb sanitarnych czy medycznych, opisywane na łamach "Głosu Wielkopolskiego", pokazują, że w kwestii koronawirusa w Polsce panuje bałagan i spychologia.
Nikt nie chce pobierać wymazu na obecność koronawirusa:
- Pediatra, która wróciła z Indii, podejrzewała u siebie chorobę COVID-19. Od sanepidu dostawała rozbieżne informacje dotyczące wykonania badań na obecność koronawirusa. Ostatecznie skierowano ją do lekarza rodzinnego, który odesłał ją do szpitala zakaźnego.
Koronawirus w Poznaniu. Lekarka wróciła z Indii. Podejrzewała u siebie zakażenie koronawirusem, ale nikt nie pobrał od niej próbek do badań - Małżeństwo, które zakończyło urlop w Meksyku i miało kontakt z osobą zakażoną przez dwa tygodnie oczekiwało na przyjazd pracowników sanepidu w celu pobrania wymazu. W tym przypadku sanepid także odmówił im odmówił, tłumacząc, ze nie należy do do obowiązków służb sanitarnych.
- Czy inni, jak pan Juliusz, którzy też mieli kontakt z osobą zakażoną i wciąż odbywają kwarantannę i nie mając pewności, kiedy ją zakończą. Bowiem nikt nie ma pewności czy sami nie zostali zakażeni, a nie wiedzą kto miałby im badanie na obecność koronawirusa wykonać.
Jest na kwarantannie bez informacji, kiedy ją skończy. „Mam czekać chyba w nieskończoność”
Koronawirus w Poznaniu: Nie wiedział, że ma kwarantannę. Dowiedział się, że mógł być zakażony dzień po jej zakończeniu
Podejrzewasz u siebie COVID-19? Zgłoś się do lekarza rodzinnego
Przedstawiciele zarówno powiatowej, jak i wojewódzkiej stacji sanitarno-epidemiologicznej tłumaczą, że problemem są zmieniające się przepisy. Jakie są więc dyspozycje Ministerstwa Zdrowia i Głównego Inspektoratu Sanitarnego na 4 kwietnia?
- Jeśli ktoś na kwarantannie źle się czuje, to powinien skontaktować się z lekarzem rodzinnym. On z kolei, po zdiagnozowaniu pacjenta, kontaktuje się z urzędem wojewódzkim. Następnie my wysyłamy do niego karetkę dedykowaną chorym na COVID-19, by przetransportować taką osobę do szpitala zakaźnego w celu pobrania wymazu do badań
– mówi Tomasz Stube, rzecznik wojewody wielkopolskiego.
Jak dowiadujemy się jednak od lekarzy rodzinnych, są oni zdziwieni przedstawionym przez służby wojewody schematem postępowania. W efekcie odsyłają pacjentów do sanepidu lub bezpośrednio każą kontaktować się ze szpitalem zakaźnym we własnym zakresie. Z kolei sanepid stoi na stanowisku, że to nie jego pracownicy mają zajmować się pobieraniem wymazów.
Wymazy pobiera sanepid? Sanepid mówi "nie", szpital mówi "tak"
Odmiennego zdania są natomiast służby medyczne ze szpitala zakaźnego przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu.
- To nieprawda, że wymazów nie pobiera sanepid, bowiem do nas trafiali pacjenci z już stwierdzoną chorobą COVID-19, u których wymazy były pobierane w domach
– mówi Jacek Górny, szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w szpitalu im. Józefa Strusia przy Szwajcarskiej, który został przemianowany na szpital zakaźny. - Jeżeli pacjent ma objawy infekcji dróg oddechowych, ma gorączkę, czyli temperaturę 38 stopni i wyżej, ma duszność, kaszel męczący, bóle mięśniowe to chory z takimi objawami może zgłosić się do oddziału ratunkowego szpitala zakaźnego. Natomiast wszyscy pozostali chorzy, mający stany podgorączkowe, pokasłujący, mający katar powinni zgłosić się do sanepidu, bezwzględnie.
Górny zaznacza, że szpital jest miejscem diagnostyki leczenia chorych z zagrożeniem zdrowia i życia.
To, że jesteśmy dedykowani chorobie COVID-19 nie oznacza, że przestaliśmy być szpitalem. My nie jesteśmy poradnią diagnostyczną, sanatorium. A szpital leczy i diagnozuje pacjentów, którzy wymagają hospitalizacji lub prezentują objawy, które mogą do tej hospitalizacji prowadzić. Nikt, kto ma swędzącą wysypkę nie pójdzie w czasach, gdy nie epidemii, do szpitala z nią. Pójdzie do poradni – mówi Jacek Górny.
Lekarze rodzinni mogliby wspomóc w walce z koronawirusem?
Już wcześniej szef SOR-u sygnalizował na naszych łamach, że na Szwajcarską trafiają pacjenci skąpoobjawowi lub bezobjawowi kierowani także przez inne służby medyczne. A to może w najbliższym czasie stanowić realne zagrożeniem dla dalszego funkcjonowania placówki. - Apelujemy więc, by sami diagnozowali takich pacjentów i w ostateczności wysyłali ich do nas. My mamy przyjmować osoby z już zdiagnozowaną chorobą COVID-19 – mówi.
Zdaniem Jacka Górnego dobrym rozwiązaniem, dzięki któremu zarówno sanepid, jak i szpital zakaźny zostałby odciążony od liczby zadań, byłoby zaangażowanie w pobieranie wymazów na zakażenie koronawirusem lekarzy rodzinnych. W Niemczech taka praktyka jest stosowana.
- Lekarz rodzinny ubrany w fartuch barierowy, maseczkę i gogle przyjeżdża do swojego pacjenta, bądź przyjmuje go w swojej poradni i w wyznaczonym miejscu, czyli ścieżką brudną, pobiera od niego wymaz i pacjent wraca do domu. Lekarz rodzinny raportuje do sanepidu i wraz z wymazówką w probówce przekazuje całość do stacji. Sanepid dalej przeprowadza test i informuje o wyniku dodatnim. Wówczas, zależnie od objawów, pacjent jest przekazywany przez Centrum Zarządzania Kryzysowego karetką do szpitala. To zwiększyłoby moce logistyczne sanepidu, a my nie bylibyśmy blokowani. Niestety, teraz jest tak, co wszyscy zauważamy, że sanepid ma problemy organizacyjne, źle kieruje pacjentów, z kolei poradnie w panice przed COVID-19 się zamykają. Tak nie może dłużej być. Ta sytuacja spowoduje jeszcze gorszy rozgardiasz w niedługim czasie, gdy każdego dnia liczba zachorowań drastycznie wzrasta – mówi J. Górny.
- Gdyby udało się zapewnić tu taki consensus bylibyśmy w stanie lepiej skupić się na chorych, którzy nas najbardziej potrzebują
– dodaje.