W Wielki Piątek mówiło się szeptem
Z dr Mariolą Tymochowicz z Instytutu Kulturoznawstwa UMCS i Działu Kultury Materialnej i Duchowej Sekcji Etnografii Muzeum Lubelskiego rozmawia Aleksandra Dunajska.
Święcenie pokarmów, dzielenie się jajkiem, śmigus-dyngus, to przetrwało do dziś, ale wiele zwyczajów wielkanocnych zanikło. Dlaczego?
Oczywiście najwięcej tradycji i obrzędów kultywowanych było na wsiach. Jednak i tam zaszły zmiany związane z ogólnymi zmianami cywilizacyjnymi, które bardzo intensywnie następowały na tych terenach po II wojnie światowej. Przemiany - światopoglądowe, a także mechanizacja rolnictwa - sprawiły, że większość praktyk odnoszących się do magii agrarnej, mającej zapewnić urodzaj, zdrowie i pomyślność, została z czasem zarzucona. Przestano wierzyć, że są potrzebne.
A było ich sporo.
W Niedzielę Palmową święcono palmy - tak, jak robimy to dziś. Jednak w przeszłości były one wykorzystywane później do różnych praktyk zabezpieczających przed chorobami czy nieszczęściami. Po powrocie z kościoła palmą trzeba było dotknąć wszystkich domowników ze słowami „Palma bije, nie zabije, za tydzień Wielkanoc”. Każdy musiał też zjeść „kotki” z gałązek wierzbowych, które stanowiły ważny składnik palmy. Chodziło o zabezpieczenie przed bólem gardła. Palma była przechowywana w domu przez cały rok, aby chronić np. przed trafieniem pioruna czy pożarem. Kiedy krowy były pierwszy raz wypędzane na pole, gospodynie dotykały je poświęconą palmą, żeby nie chorowały.

Jaką rolę odgrywała woda?
Była bardzo istotna i to nie tylko w lany poniedziałek, gdyż miała zapewniać witalność, urodzaj i płodność. Pojawiała się pierwszy raz w Wielką Sobotę, kiedy była poświęcana w kościele. Każdy zabierał jej trochę ze sobą, aby wykorzystywać do różnych praktyk magiczno-religijnych. Po powrocie do domu wlewano ją do studni, żeby była w niej czysta i zdrowa woda. W niedzielę po rezurekcji skrapiano nią całe gospodarstwo. W Wielkanocny Poniedziałek ważne było, żeby wody użyć jak najwięcej - aby zabezpieczyć się przed suszą. Chłopcy polewali dziewczęta, co miało też charakter zalotny. Dziewczęta, które nie zostały zmoczone, nie cieszyły się powodzeniem kawalerów.
W niektórych regionach Polski w Wielki Piątek zasłaniano lustra.
Cały okres Wielkiego Postu był traktowany jak żałoba. Usuwano z domów ozdoby, starano się, żeby pomieszczenia były jak najbardziej stonowane, zasłaniano też lustra. Przez cały okres Wielkiego Postu wymagany był też spokój. W Wielki Piątek starano się nawet mówić szeptem. Do tego dochodził oczywiście post pokarmowy. Dawnej przez całych 40 dni nie jedzono mięsa, nabiał był dopuszczalny tylko w niedziele. Od Wielkiego Piątku „suszono”, czyli ograniczano się do jednego posiłku składającego się z chleba i wody. Trzeba jednak przyznać, że dla chłopów, zwłaszcza bezrolnych, przednówek był okresem, w którym zapasy pożywienia były na wyczerpaniu i zmuszeni byli do ograniczenia jedzenia. Religijna motywacja poszczenia pozwalała lepiej znosić ten trudny czas.
A kiedy już można było jeść, co znajdowało się na stołach?
Najeść się do syta można było podczas śniadania wielkanocnego. Bywało ono obfite, aby w ten sposób podkreślić wyjątkowość tego czasu. Pamiętać jednak należy, że chłopskie posiłki różniły się od tych, jakie spożywano w warstwach wyższych - były mniej różnorodne. Musiało jednak pojawić się mięso - pieczone, gotowane, kiełbasy. Do tego oczywiście jajka, które, wbrew pozorom, rzadko gościły w wiejskim menu, bo po uwłaszczeniu szybko stały się towarem przeznaczonym głównie na sprzedaż. Śniadanie przygotowywano z tego, co znajdowało się w koszu wielkanocnym. A po spożyciu poświęconych jaj pamiętano, aby skorupki umieścić w rozsadach kapusty, co miało zabezpieczać je przed liszkami. Podkładano je też w gniazdach kur, żeby się lepiej niosły. Innym święconym potrawom też przypisywano szczególne znaczenie - słoniną smarowano popękane ręce czy stopy, a także poranione krowie wymiona. Kości z mięsa zakopywano w ogrodzie, żeby odstraszać krety.
Jakie tradycje kultywowano na Lubelszczyźnie, których nie spotykało się w innych regionach?
Np. w okolicach Janowca nad Wisłą był zwyczaj bębnienia. W Wielką Sobotę młodzi chłopcy zbierali się w dwie grupy i obchodzili całą wieś z bębnami, aby uczcić Zmartwychwstanie Chrystusa. Zwyczaj ten utrzymywał się jeszcze na długo po II wojnie światowej. Popularne było tzw. kolędowanie wiosenne. Dziewczęta chodziły od domu do domu z gaikiem, czyli małą jodełką albo świerkiem, ozdobioną kolorowymi wstążeczkami, śpiewając wielkanocne pieśni i deklamując wierszyki.
Wiele tradycji zanikło, ale pojawiły się też nowe.
Np. zajączek wielkanocny, polegający na chowaniu drobnych upominków, słodyczy dla dzieci w różnych miejscach domu czy ogrodu. Sam zajączek jako symbol Świąt Wielkanocnych obecny jest w naszej kulturze dopiero od XX w. Przywędrował z Niemiec, najpierw zagościł w Wielkopolsce i na Śląsku, potem u nas.