Przyszedł do nas, na ogrzewalnię człowiek bez jednej nogi, na wózku inwalidzkim. Nigdy nie był bezdomny. Mieszkał z mamą. Mama zmarła, a rodzina wyrzuciła go z domu , w którym mieszkał - zaczyna swoją opowieść Elżbieta Żukowska-Bubienko, szefowa stowarzyszenie Ku Dobrej Nadziei, które prowadzi w Białymstoku ogrzewalnię, ośrodek wychodzenia z bezdomności i dwa schroniska: jedno dla tych, którzy są już gotowi, by wyjść z bezdomności, i drugie, dla tych, którzy już nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Niestety, w schroniskach brakuje miejsc, prawo zaś nie pozwala przyjąć wszystkich potrzebujących. Wciąż brakuje pieniędzy. A będzie ich jeszcze mniej. Mimo to pracownicy Ku Dobrej Nadziei wciąż pomagają. - Bo albo się jest człowiekiem, albo... - Elżbieta Żukowska-Bubienko nie zawsze chce kończyć wypowiedzi. Bo mimo wszystko wciąż wierzy w ludzi...
Tego człowieka przyjęli wtedy. Położyli go w izolatce, ponieważ musiał leżeć na parterze, a tylko tam było wolne miejsce. Bo niby był samodzielny, ale na wózku. Niby nadaje się na ogrzewalnię, ale nie tak do końca. Bo na ogrzewalni tłok, wózek tylko by zawadzał wszystkim. No nic, poradzili sobie jakoś. Zaopiekowali się nim, doprowadzili go jakoś do porządku.
- Ale człowiek chory, ma miażdżycę, i w krótkim czasie stracił drugą nogę. Ze szpitala wrócił do nas schorowany i bez obu kończyn - opowiada Elżbieta Żukowska-Bubienko.
Znów chcieli go przyjąć do schroniska. Ale - według prawa - nie mogli. Bo za schronisko z usługami opiekuńczymi powinna płacić gmina, w której ostatnio był zameldowany. A on gdzieś się kiedyś zameldował. Na rok. I tyle. Wcześniej, dużo dłużej, był zameldowany w zupełnie innej gminie. I teraz gminy się kłócą. Która ma za pobyt tego człowieka zapłacić. Żadna nie chce. A człowiek potrzebuje pomocy. Już. Teraz. Natychmiast.
- Człowiek jest schorowany , bez zasiłku, lekarstw i potrzebuje pampersów. Obie gminy złożyły sprawę w sądzie o ustalenie, kto ma człowiekowi pomóc. Takiemu niczyjemu człowiekowi, bo nikt go nie chce, nikt nie czuje, że trzeba mu pomóc - mówi Elżbieta Żukowska-Bubienko. - Pomogliśmy napisać temu człowiekowi niczyjemu pismo do sądu z prośbą o przyspieszenie sprawy z uwagi na bardzo trudną sytuację - mówi Elżbieta Żukowska-Bubienko.
Sąd odpowiedział, że przychyla się do prośby i przyspieszy sprawę. Super! Tyle tylko, że to przyspieszenie oznacza, że sprawa odbędzie się w czwartym kwartale w 2020 roku.
- A człowiek niczyj w kryzysie bezdomności nie może przebywać legalnie w żadnej placówce dla osób bezdomnych. Prawo nie pozwala mu pomóc - przypomina szefowa Ku Dobrej Nadziei. Niestety, takich smutnych historii ma o wiele więcej. Historii, które pokazują bezduszność polskiego prawa. Historii, które pokazują również bezduszność ludzi wokół...
Elżbieta Żukowska-Bubienko opowiada, jak pewnego dnia jeden z podlaskich DPS-ów - nie chce już zdradzać, który - przywiózł ośrodka na ogrzewalnię starszego mężczyznę, który źle się zachowywał w DPS-sie. - Wrzucili nam człowieka jak zbędny worek wraz z całym jego dobytkiem, czyli wielkimi ośmioma workami ciuchów.
Mężczyzna nie jest białostocki i jest niesamodzielny. I znów problem, co z nim zrobić. Bo prawo nie pozwala go przyjąć. Przyjęli...
Tak samo było z kobietą z rurką w szyi po tracheotomii. Też przywieźli ją z DPS-u. Bo też powiedziała tam, że woli być na ogrzewalni. Bo też była nieznośna, niegrzeczna, sprawiała kłopoty. A kłopotów - wiadomo - każdy stara się pozbyć.
- To koszmar! To starsi ludzie z zaburzeniami. Dziś są mili, a jutro będą kłócić się ze wszystkimi. Czy pracownicy DPS nie rozumieją takich zaburzeń? Skoro jest skierowanie do DPS, to czy nie powinno się zapewnić człowiekowi opieki i odpowiedniego leczenia w związku z jego zaburzeniami? Czy osoby starsze teraz będzie się wyrzucać z DPS-sów na bruk? - denerwuje się Elżbieta Żukowska-Bubienko. I opowiada o kolejnych osobach: - Mamy u siebie też schorowanego, niewidomego człowieka. Ma bardzo trudny charakter. Bluzga, karmiony - wypluwa posiłek i krzyczy, że głoduje. Nie chce poddać się operacji, choć ma kłopoty z przełykiem. Nie chce korzystać z łazienki, nie chce zakładać pampersów. Miał już trzy skierowania do DPS-ów, ale dwa razy pracownik DPS tak go przekabacił, żeby podpisał, że nie chce iść tam. Za trzecim razem sam powiedział, że woli być do końca życia na schronisku . Ale to nie jego miejsce on potrzebuje fachowej opieki medycznej. Tydzień temu pochowaliśmy bezdomnego, którego dokarmialiśmy wielką strzykawkę w brzuch, bo już nie miał przełyku. Taka była jego wola, wolał umrzeć w ośrodku. Ja rozumiem, co ludzie są ciężcy. Jednego dnia są super, innego nie dają żyć i nie chcą żyć. Ale chyba naszą rolą jest to, by pomóc im w tych ostatnich latach, by przeżyły je godnie. Nasza i DPS-ów. Bo nie wszyscy nadają się do naszego schroniska.
Są jeszcze kolejne historie. Dużo, dużo takich historii. Na przykład o - jak nazywa go szefowa Ku Dobrej Nadziei - człowieku o dobrym sercu. Zobaczył w jednej podlaskiej miejscowości na ławce zziębniętego starca w kryzysie bezdomności. Zaopiekował się nim, dał mu możliwość przenocowania i nakarmił go. Rano zawiózł starca do Białegostoku, do schroniska z usługami opiekuńczymi. Starzec jest niesamodzielny i wychudzony, potrzebuje opieki. - Ale niebiałostocki. Do schroniska nie powinien być przyjęty bez skierowania, a poza tym , jak to już ktoś napisał, ośrodek nie jest z gumy i rozciągnąć się nie da. Pomóc i narazić się prawu czy nie pomóc? Być człowiekiem czy...? - tak naprawdę Elżbieta Żukowska-Bubienko nie ma wątpliwości. Każdego w potrzebie musi przyjąć. Musi i koniec.
- Podobno każdy z nas może stać się nagle osobą bezdomną: i dyrektor i sprzątaczka - mówi.
A że pomoc dla takich osób jest niewystarczająca - to powtarza od lat. Winnych wskazywać nie chce, nie może, nie umie. Bo winne jest po prostu prawo. Prawo, które każe robić tak, a nie inaczej. Prawo, które rzuca kłody pod nogi, które czasem wręcz nie pozwala na pomoc.
- Właśnie zadzwoniła Straż Miejska, że mają osobę bezdomną, która nie chodzi. Jedna noclegownia w Białymstoku już odmówiła jego przyjęcia. Na schronisku z usługami opiekuńczymi nie ma miejsc a poza tym człowiek nie ma skierowania i nie jest białostocki. Według prawa nie można go przyjąć na ogrzewalnię i noclegownię, bo jest niesamodzielny. A tu ktoś wpadł na pomysł żeby 2020 roku miejsca na schronisku zmniejszyć z 22 do 15 miejsc. A już teraz mamy osiem osób, które czekają w kolejce nielegalnie na noclegowni. Mamy ich wyrzucić? Jak pomóc człowiekowi, by nie łamać prawa? - zastanawia się.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień