Dyskusja o tym, dlaczego 11 listopada nie będzie marszu jedności narodowej, będzie żyła także po obchodach. Próba ratowania sytuacji w ostatniej chwili, podjęta przez rząd i prezydenta, wiele nie zmienia. A w tle dyskusji o warszawskim Marszu Niepodległości toczy się spór o kształt ruchu narodowego w Polsce i polityczny targ, komu mają służyć głosy Polaków o przekonaniach nacjonalistycznych, choćby było ich tylko kilka punktów procentowych.
Część środowisk o nastawieniu nacjonalistycznym widzi się już w niedalekiej przyszłości jako kawałek nowego PiS, obozu, który dopiero się ukształtuje za kilka lat (być może po tym, gdy PiS przegra wybory te lub następne). Nową konstrukcją PiS, gdy oddali się ono jeszcze trochę od tradycji PC, jest też zainteresowana część działaczy w partii władzy - przykładowo otoczenie premiera Morawieckiego. To wyjaśnia, dlaczego obóz władzy, a szczególnie część rządowej elity nie zdecydowała się początkowo na organizację własnego marszu, ale dążyła do „nacjonalizacji” tego wydarzenia, organizowanego notabene przez nacjonalistów. Nieco rozwodniony wizerunek Marszu Niepodległości dawał możliwość pierwszej w historii wielkiej demonstracji, że pisowsko-narodowy miks jest możliwy. Więcej, że jest potencjalnie efektywny wyborczo, bo przecież o to chodzi. W tym wariancie osoby o narodowych poglądach, podobnie jak w czasach późnej sanacji przed II wojną światową, byłyby po prostu skrzydłem wielkiej partii władzy, kiedyś w przyszłości…
Inni narodowcy, jak sądzę, przykładowo Krzysztof Bosak, od lat mozolnie pracują i stawiają na wielkie zjednoczenie ruchu nacjonalistycznego kiedyś w przyszłości. Wygląda na to, że uznali, iż właśnie coroczny marsz 11 listopada pozwala trwać ruchowi rozbitemu dzisiaj na kilka organizacji, jak ONR, Ruch Narodowy, a także swoistą czapę, czyli Stowarzyszenie Marsz Niepodległości. Doroczna impreza wypełniała w ostatnich latach działaczom poczucie pustki po kolejnych przegrywanych wyborach. Ale narodowcy wyraźnie nastawili się na długi marsz. Włączenie się PiS do marszu zmieniałoby całą tę układankę. Marsz, podczas którego szeroko rozumiane spektrum narodowe „mogło się policzyć”, staje się już innego rodzaju imprezą. W ten sposób oddala się też szansa, że mozolnie układany obóz narodowy dzisiaj słabiuteńki w wyborach, gdy przyjdzie moment, na który nacjonaliści wyczekują, stanie do wyborów i wygra, bo będzie już tylko przystawką.
Który plan dla środowisk nacjonalistycznych jest w procesie realizacji? Dowiemy się chyba ostatecznie dopiero za kilka dni.