W szpitalach kasują łóżka. I mówią, że tak będzie lepiej dla pacjentów
Zdrowie. Nowe normy zatrudnienia pielęgniarek okazały się mrzonką. Dlatego dyrektorzy lecznic redukują liczbę łóżek. A eksperci mówią: nareszcie, bo od dawna mamy ich zbyt dużo. Tak zaoszczędzone pieniądze wydane zostaną na leczenie.
0,6 pielęgniarki ma przypadać na jedno łóżko w oddziałach zachowawczych, np. na neurologii. Natomiast na zabiegowych, gdzie leżą chorzy po operacjach, ma pracować 0,7 pielęgniarki „na łóżko”. Te obowiązujące od 1 stycznia zasady mają przeciwdziałać patologiom - dotąd zdarzało się, że jedna osoba zajmowała się nawet dwudziestoma pacjentami. - Na rynku pracy nie ma wystarczającej liczby pielęgniarek. Nie otrzymamy też dodatkowych pieniędzy na wynagrodzenia dla nowo przyjmowanych. Nie mamy więc wyjścia i musimy zmniejszać liczbę łóżek. Dziś dla wielu placówek to warunek przetrwania - podkreśla Sabina Bigos-Jaworowska, wiceprezes Stowarzyszenia Szpitali Powiatowych Województwa Małopolskiego. Wiadomo już, że z oddziału chirurgicznego kierowanego przez nią szpitala w Oświęcimiu zostanie przeniesionych do magazynu pięć łóżek. Ale to dopiero początek, bo 15 pielęgniarek, potrzebnych jeszcze do spełnienia norm wynikających z nowych przepisów, nie ma skąd wziąć.
- A będzie jeszcze gorzej, bo 20 pań odchodzi w tym roku na emeryturę - ubolewa Bigos-Jaworowska. Ma jednak nadzieję, że przynajmniej kilku tegorocznych absolwentów studiów pielęgniarskich podejmie od września pracę w jej szpitalu.
Czytaj więcej:
- Zarówno eksperci, jak i resort zdrowia zacierają ręce.
- Nasuwa się pytanie: czy wszystkie miejsca będą kasowane z namysłem, zapewniającym pacjentom bezpieczeństwo?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień