W rytmie 136 uderzeń na minutę
Zespół Queens Music ze Wschowy wygrał ósmy odcinek piątej edycji talent show „Disco Star” w Polo TV. I znalazł się w finale tego prestiżowego dla „discopolowców” programu. Trójka Lubuszan ma szansę na zwycięstwo!
Queens Music to wynik miłości muzycznej od pierwszego wejrzenia – tymi słowami przedstawił zespół na antenie Polo TV Paweł Sys ze Wschowy. Paweł, znany jako Funnyman, z Klaudią Dziadkiewicz i Pauliną Betą stworzyli zespół, który wystartował w piątej edycji talent show „Disco Star”. Trójka artystów najpierw pokonała co najmniej tysiąc chętnych do udziału w programie z całego kraju, potem znalazła się wśród 36 wybranych do półfinału. W ubiegłą sobotę, 29 kwietnia zespół wygrał ósmy odcinek i awansował do finału, który odbędzie się 27 maja, o godzinie 18 na żywo w stacji w Polo TV. Grupa znalazła się szóstce najlepszych.
– Jak myślałem o tym programie, to twierdziłem, że fajnie byłoby być jego uczestnikiem i zapowiadać nasz zespół: Queens Music – uczestnik programu „Disco Star”. Ale już jak jechaliśmy walczyć o wejście do finału do Warszawy, to pomyślałem: co to jest uczestnik, lepiej być finalistą, to już jest coś. I wygraliśmy ten odcinek – cieszy się Funnyman.
Daleko od Las Vegas
„Wiem, że w Las Vegas, w co drugiej knajpie jest taki band jak wy, ale my jesteśmy w Polsce. Prawda? Tu takich nie ma” – powiedział po pierwszym pojedynku w programie juror Czadoman.
Funnyman ma niemal dwadzieścia lat doświadczenia muzycznego. Miał 13 lat, kiedy poszedł do szkoły muzycznej we Wschowie. Dwa lata później z zespołem już grał na weselach. Potem też w Warszawie z różnymi kapelami. Dziewczyny znają się i śpiewają od przedszkola. Odnoszą sukcesy na ogólnopolskich imprezach muzycznych. Ale zespół powstał całkiem niedawno, dzięki jednemu konkursowi, który z muzyką disco polo nie miał nic wspólnego. Był to konkurs piosenki patriotycznej, który odbył się w listopadzie 2015 roku w nieodległym od Wschowy Niechlowie, w województwie dolnośląskim.
– Nie spodziewałem się, że tam będzie nie wiadomo co. I nagle weszły dziewczyny. Zaczęły śpiewać. Przeszły mnie ciarki. Kiedy słuchałem ich występu, w mojej głowie od razu pojawił się pomysł. Chciałem z nimi wystąpić na scenie, wykonując oczywiście inny repertuar. Przy okazji okazało się, że mój nauczyciel ze szkoły muzycznej Staszek Beta jest ojcem Pauliny – wspomina Paweł.
Dziewczyny wygrały konkurs w swojej kategorii. – Lubimy śpiewać pieśni patriotyczne. Szczególnie „Biały krzyż” Klenczona i Kondratowicza. To chyba najpiękniejszy utwór, który zawsze świetnie nam wychodził. Zresztą my lubimy bardzo wysoko podnosić sobie poprzeczkę – przyznaje Klaudia. – Mogą się niektórzy dziwić, że w naszym wieku stawiamy w muzyce raczej na te lata starsze, lata 70. i wcześniejsze. Doceniamy piękno muzyki, która wtedy powstawała – dodaje Paulina.
– Nie śpiewały tej piosenki, żeby odbębnić, to był prawdziwy przekaz. Występ skłaniał do refleksji. Wyjechałem poruszony – podkreśla Paweł. Wkrótce po koncercie zaczęli się umawiać.
– To było jak budowanie związku. Najpierw emocje, fascynacja i mnóstwo pomysłów, a później życie weryfikuje wszystko. Przyszła ciężka praca, bo nic nie przychodzi tak łatwo, jakby się mogło wydawać – opowiada lider zespołu. A po chwili dodaje, że zespół, który założyli, bardzo ich zmienił. Muzyk z doświadczeniem zyskał nową, świeżą energię, a dziewczyny mogły wreszcie zacząć robić to, co od dawna chciały – występować.
Dla zdobycia obycia scenicznego łapali wszystkie imprezy, jakie były – Dni Wschowy, dożynki gminne w okolicznych sołectwach, różne inne imprezy plenerowe i okolicznościowe. Zaprzyjaźnili się z miejscowym Uniwersytetem Trzeciego Wieku i dobrze się razem bawią, obsługując niemal wszystkie imprezy w UTW…
A po weselu…
Po roku wspólnego grania stanęli przed wyborem: być zespołem weselnym, grać wszystko i nie rozwijać się, czy postawić na coś nowego, konkretnego.
– Chałtur nie neguję, sam jestem starym chałturnikiem, ale to dreptanie w miejscu – twierdzi Paweł. W styczniu zobaczył reklamę castingu do „Disco Star”. I od razu miał wizję tego, co mogliby pokazać. Było spontanicznie. Paweł powiedział dziewczynom o dacie castingu raptem kilka dni wcześniej. Liczył na entuzjazm, ale one na początku nie były zachwycone pomysłem. Jednak w repertuarze mieli piosenki disco polo. Na każdą imprezę, na którą jadą, zawsze przygotowują różne bloki tematyczne: przeboje polskiego rocka, największe hity lat 80. i oczywiście muzyka disco polo. – Graliśmy takie hity lat 90., jak „Hej, czy ty wiesz, że ja się w tobie kocham” i nowsze, teraz grane utwory. Ludzie reagowali znakomicie na disco polo, bawili się i były zawsze wielkie brawa. Bez disco polo nie dało się prowadzić imprezy, zawsze musiało być coś w tej formie – opowiada Paweł Sys.
Na casting w Sheratonie, w Poznaniu pojechali, wybierając jedną piosenkę. – Wtedy jeszcze nie było żadnego stresu – wspomina Klaudia.
– Mówiłem: zobaczymy jak będzie, jak nie, to nie, a jak tak, to tak – dodaje Paweł. A Klaudia uzupełnia, że zaraz po pierwszym castingu zrobiło się poważnie.
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a zwłaszcza kiedy pojawia się nutka rywalizacji, to w ogóle się wszystko podkręca i temperatura rośnie – wtrąca Paweł.
– To niesamowita przygoda. Zobaczyłam, jak się robi taki program. Była publiczność. Fajnie było zagrać dla nich – mówi Paulina.
Królowe u boku
„Powiedzieliście przed drugim wykonaniem, że będziecie z nami flirtować. Tak? Jak ja kocham flirty. I ten flirt był taki: apetyczny, niedrażniący wokalnie. Uwodziliście nas swoją choreografią sceniczną. Kochany, ty masz takie królowe koło siebie, że powiem ci szczerze: zazdroszczę ci troszkę” – mówiła jurorka programu Shazza.
Uczestnicy ósmego odcinka mieli na sobie ładne ciuchy, ale tylko grupa ze Wschowy przygotowała stylizację i choreografię. Wyróżnili się też tym, że nawiązali kontakt z publicznością. Występ stylizowany był na lata 20. Był to trochę swing, ale w konwencji disco polo. Paulina ułożyła układ taneczny. Dziewczyny tańczyły w szpilkach.
– Wcześniej byłyśmy zamknięte w sobie. Przecież uczono nas, aby skupiać się wyłącznie na śpiewaniu, a nie na nawiązywaniu kontaktu z publicznością – opowiada o początkach działania w zespole Paulina Beta. – W 2008 roku było wesele mojego brata, od tej pory zaczęłyśmy się bardziej przykładać do śpiewu. Lekcji udzielał nam mój tata. Paweł od początku próbował nas bardziej otworzyć.
– Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Śpiewamy często podczas jazdy samochodem. Nawet nie myślę o tym, że kiedyś będę starsza i nie będzie zespołu – mówi Klaudia.
– Nie skończyłam szkoły muzycznej, śpiewałam. Tato nie kazał mi na siłę grać i cieszy się, że śpiewam. Bardzo nas wspiera i wzrusza się każdym sukcesem. Gram sobie na gitarze, ale tak na boku – dodaje Paulina. Pracowała w przedszkolu, teraz w żłobku we Wschowie. Jak trzeba, to dla dzieci tańczy, śpiewa i gra.
Klaudia jest referentem ds. produkcji i zamówień w firmie w Lesznie. – Dążymy do tego, żeby żyć z muzyki. Oprócz grania w zespole jestem didżejem, prowadzę imprezy dla dzieci. Skręcam z balonów różne rzeczy. Występuję na wieczorach panieńskich. Zajmuję się też grafiką reklamową – mówi o sobie Paweł Sys.
Nie robimy rewolucji
„Zapisałem sobie takie zdanie: Ludzie pewni siebie, wiedzą po co wchodzą na scenę. Dają radość tym co robią” – ocenił Queens w programie „Disco Star” juror Radek Liszewski z zespołu Weekend.
– Wiemy, gdzie chcemy być za rok, za trzy i za pięć lat. Chcemy wejść w branżę disco polo, być rozpoznawalni. Nie zrobimy rewolucji, bo się nie da, zresztą jesteśmy początkującym zespołem, ale chcemy konsekwentnie przemycać swoją twórczość, swoje pomysły, ubierając to w disco polo, które przeżywa renesans.
Funnyman podkreśla, że disco polo jest dzisiaj lepszej jakości niż w latach 80. – Są nowe, ambitniejsze brzmienia i aranżacje, ale formuła musi zostać ta sama. Musi być prosty, jasny tekst. Najlepiej o miłości, z powtarzalnymi elementami, żeby było łatwo zapamiętać. 136 lub 138 uderzeń na minutę – to jest taki bit, który najbardziej przekonuje. To rytm, który do tańca imprezowego sprawdza się najlepiej. Jest melodia, która wpada w pamięć, mało słów, ale dobrze wymierzonych.
Przy bocznej ulicy
„To był bardzo ciekawy odcinek” – zgodnie podsumowali jurorzy programu, zanim Marcin Miller, lider zespołu Boys, ogłosił werdykt. Po występach w Warszawie grupa wraca do Wschowy. Na dziewczyny czekają ich chłopcy. – Mój Karol bardzo mnie wspiera. Często jest tak, że nas zawiezie na imprezę, jeśli potrzebny jest drugi samochód, zdjęcia porobi, kolumny ponosi – opowiada Klaudia. Tymczasem chłopak Pauliny Konrad jest zazdrosny. – Ale doskonale zdaje sobie sprawę, że ja to będę nadal robiła, czasem się obrazi na parę godzin. O, żebym wiedziała, co mu się najbardziej nie podoba? Chyba Paweł – mówi ze śmiechem Paulina.
Przy bocznej ulicy niedaleko centrum zespół wynajmuje lokal. To jest ich artystyczna przestrzeń. Miejsce, w którym nikomu nie przeszkadzają próby muzyczne. Można pracować i tworzyć. – To dla nas bardzo komfortowe miejsce. Nie musimy być przyporządkowani jakimś instytucjom – mówią artyści.
Jednak udział w programie talent show wymaga wsparcia. Członkowie zespołu cieszą się, że je otrzymali. Inaczej pewnie nie daliby rady przygotować strojów do programu, a zwłaszcza na finał.
I co dalejj? – Z tym, co chcieliby robić w przyszłości w dziedzinie muzyki, wiąże się nieco repertuar zespołu MeGustar, który tworzy disco polo z elementami pop rocka. – Ich muzyka nazywana jest nieoficjalnie jako rocko polo, taki nowy twór. Polecam posłuchać. Zespół koncertuje. Chcielibyśmy troszkę pójść w tym kierunku, czyli robić pop rock i dance, wrzucić do worka z disco polo i funkcjonować w takim gatunku, który będzie miał wszystkie cechy z discopolowego utworu, ale będzie miał energię pochodzącą z instrumentów, nie tylko saksofonu, ale też gitary – wyjaśnia Paweł Sys. – To jest piękne w disco polo, że można koncertować, nie mając miliona na koncie i sztabu ludzi. Tworzy się muzykę w studiu, na komputerze. Powstaje baza w postaci bitu, który napędza wszystko.