W rodzinnej winnicy Elżbiety i Leszka Pietrasików: - Położyliśmy zręby, reszta należy do następnego pokolenia...
Rodzina Pietrasików zajmuje się rolnictwem od lat. Odkąd weszła w posiadanie XIX-wiecznego majątku ziemskiego w Wityniu (gm. Świebodzin) przywraca dawną świetność budynkom oraz otoczeniu. Dziesięć lat temu Elżbieta i Leszek Pietrasikowie założyli Winnicę Łukasz w podświebodzińskim Wityniu. Ela, która pełni rolę kipera, podkreśla, że w winnicę wkłada się pieniądze, ale w zamian wyciąga masę przyjemności...
Lubuskie. Winnica Łukasz w Wityniu k/ Świebodzina
- Motorem powstania winnicy jest Elżbieta - Leszek wskazuje na żonę.
- Nie, to tak nie było - spiera się małżonka. - Jeździliśmy wspólnie po świecie i w wielu miejscach byliśmy przyjmowani, oglądaliśmy winnice. W lubuskim zaczęło się tworzyć na nowo winiarstwo, więc postanowiliśmy, że też się nim zajmiemy. Jak się tu wprowadziliśmy, mieliśmy za dużo roboty w majątku i póki co temat został odłożony na później, aż do roku 2009.
- I właśnie na dziesięciolecie udało się osiągnąć sukces - przyznaje Leszek. - Nasze wino z rocznika 2018 ze szczepu reberger zdobyło laur zielonogórski i zostało wybrane tegorocznym winem winobraniowym. Zajęło pierwsze miejsce w kategorii win czerwonych. Bierzemy udział w korowodzie i wystawiamy się na Winobraniu w Zielonej Górze od czterech lat. To wyróżnienie jest dla nas cenne. Zapraszamy na nasze stoisko we wrześniu.
Dbają o 8 tysięcy sadzonek
Winnica Łukasz zajmuje 2,7 ha, rośnie na niej 8 tysięcy sadzonek. Z białych najważniejszy jest riesling, solaris, chardonnay, hibernal, johanniter. Z odmian czerwonych zaś regent, reberger, cabernet cortis i pinot noir.
- Pierwsze sadzonki polecił nam nasz przyjaciel, on pokazał nam, jak się zakłada winnicę, pomógł stawiać pierwsze kroki. Natomiast z winem, jak je robić, to różnie bywało. Uczestniczyliśmy kilka razy w szkoleniach na Morawach w ramach Lubuskiego Związku Winiarzy. Ale to córka Zuzia objechała kilka światowych winnic. Przywiozła wiedzę marketingową, jak się pieniądze robi na winnicy, czego u nas jeszcze nie ma - opowiadają Ela i Leszek.
Podział ról
Zuzanna zdecydowanie bardziej woli mówić o siostrze, niż o sobie. - Marysia jest pasjonatką winiarstwa, samoukiem, ale z dużą wiedzą. Bardzo pasjonuje się winem, ma wiedzę enologiczną. Od uprawy winorośli do wyprodukowania butelki wina. Właśnie wybrała studia rolnicze ze specjalizacją enologia.
- Tata działa w winiarni, a ja jestem od sprzedaży - przyznaje w końcu Zuzanna. - Jak byłam w Stanach, widziałam jak tam winnice prosperują. Jak można zarabiać pieniądze nie tylko z samego wina, ale też z winnicy i winiarni. Oprowadzanie grup, wycieczek, degustacje, opowiadanie i szkolenia - tym można przyciągnąć ludzi.
Jak zwiedzać winnicę
Winnica Łukasz ma ofertę dla małych grup do czterech osób. - Proponujemy formę pikniku z butelką wina i przystawkami. Na kocu można usiąść wśród winorośli i w naszej pięknej winnicy Łukasz poczuć się jak w Toskanii, i obserwować przyrodę oraz nasze daniele.
Duże grupy od 10 do 50 osób, to żaden kłopot. Na szczycie winnicy wzniesiona została duża drewniana altana zwana „domkiem winiarza”, według projektu i koncepcji Elżbiety. - Wydaje mi się, że wyszło pięknie. Jak oceniasz? - pyta Leszek, najwyraźniej dumny z żony.
- Kiedyś wracałam do domu z Karpacza, w polu wypatrzyłam taki właśnie domek. Zatrzymałam się, poszłam przez błoto, przez pole i zrobiłam zdjęcia. Postawiłam taki sam na wzgórzu pod dwoma dębami - dopowiada Ela.
Wycieczkami zajmuje się Leszek. - Tata fajnie opowiada, ludzie lubią go słuchać - wtrąca Zuzia. Dodaje, że od niedawna ma pomocnika. Jej narzeczony jest Australijczykiem i też ma łatwość oprowadzania po winnicy, jest anglojęzyczny, co ułatwia kontakt z grupami zagranicznymi. - Roni nie jest winiarzem, ale zamiłowanie do wina ma i odnajduje się w tym biznesie rewelacyjnie. Dzięki niemu mamy coraz więcej wycieczek z zagranicy. Odwiedzają nas goście z Danii, Holandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii itp. Są zadowoleni, podoba im się u nas i wracają tu.
Było jak w filmie
Zuzanna w końcu opowiada, jak pięć lat temu, studiując na uniwersytecie przyrodniczym dostała się do programu wymiany i wyjechała do USA, dzięki czemu trafiła na praktykę do wielkiej winnicy w Ohio. - Była to bogata winnica, szef mnie odebrał swoim prywatnym samolotem, było jak w filmie - śmieje się.
- Przysyłałam zdjęcia, pokazywałam mamie altanę i to, jak gospodarze przyjmowali gości. My też zaczynamy od oprowadzania po winnicy, opowiadania o winorośli, o nas. Później przejście przez nasz majątek do winiarni. Tam już tata z wielkim zamiłowaniem opowiada o produkcji wina, procesie winifikacji. Wszyscy go słuchają z przyjemnością degustując nasze wino.
Co Leszek opowiada gościom?
Mówi im o winnicy, jak rośnie winorośl, jakie są warunki, ile lat trzeba czekać na pierwsze wino. - Minimum cztery lata - podkreśla winiarz. - Nie powinno się wcześniej zbierać owoców, żeby winorośl okrzepła, poszła w korzeń, w pień, po to, by sadzonka dawała szlachetne owoce wysokiej jakości, bo jak nie ma dobrych owoców, to nie zrobi się dobrego wina. To jest podstawa.
Właściciele winnicy trzymają się zasady - jeden krzak równa się jedna butelka. - Jeśli mamy 8 tysięcy krzewów, to powinno być 8 tysięcy butelek, ale jeszcze tak nie jest, bo winnica jest dosadzana, ostatnio dwa lata temu i te sadzonki jeszcze nie owocują.
Pracy na winnicy jest naprawdę ogrom. - Nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy, że będzie jej aż tyle - przyznają. Na zimę należy zabezpieczyć młode sadzonki, nie wolno zostawiać owoców na krzaczku, żeby nie obciążały rośliny.
- Warunki do produkcji wina mamy dobre, stąd nasze wina są całkiem niezłe. Staramy się, by winiarnia była manufakturą, dużo pracy wykonujemy ręcznie.
- Tata bardzo przestrzega terminów. Reżim technologiczny i czasowy jest tutaj szalenie istotny. Nie można sobie odpuścić, jak ma się coś zrobić dzisiaj, to trzeba zrobić. Bardzo nas trzyma w ryzach i strofuje jak chcemy coś odłożyć na następny dzień.
Myli się ten, kto myśli, że na winnicy zrobi jakiś wielki interes
Winiarze twierdzą, że ze sprzedaży samego wina rodzina się nie utrzyma. - Myli się ten, kto myśli, że na winnicy zrobi jakiś wielki interes. Oczywiście, to może przynosić dochody, ale w przypadku winnic, które mają po kilkadziesiąt lat, olbrzymie tradycje, wino wychodzi dobrze i się dobrze sprzedaje.
- My mamy tę szczęśliwą sytuację, że nie musimy żyć z samej winnicy. Mamy z czego dołożyć. Zajmujemy się rolnictwem, cała rodzina to rolnicy, każdy ma swoje gospodarstwo, ale gospodarujemy razem - podkreślają Pietrasikowie.