W Polsce można nie chodzić do szkoły. Prawo na to pozwala!
Nie muszą wcześnie wstawać, nie mają kartkówek i sprawdzianów. Wiedzę zdobywają przez zabawę i podróże. Tak uczą się dzieci edukowane domowo. W Polsce jest ich już ponad 11 tysięcy.
Tydzień temu uczniowie w całej Polsce rozpoczęli dwa miesiące wyczekiwanych przez niemal wszystkich wakacji. Jednak są i tacy, którzy z wakacji mogą cieszyć się znacznie dłużej, choć nie są jeszcze studentami. To dzieci i młodzież, którzy wypełniają obowiązek szkolny poza szkołą (tzw. edukacja domowa). - Kiedyś miałam wakacje już od połowy kwietnia. Były najdłuższe w moim życiu - mówi Magda Kopaczewska, która poza szkołą uczyła się przez całe gimnazjum. Dwa lata temu wróciła do szkoły - do pierwszej klasy liceum, ale po roku rozpoczęła naukę w trybie indywidualnym - na część zajęć chodzi do szkoły, nad resztą pracuje sama w domu. Magda we wrześniu zacznie naukę - nadal w tym systemie - w III klasie Liceum Jagiellońskiego w Toruniu. Teraz wypoczywa nad morzem. - Jestem zdania, że w wakacje trzeba odpocząć i staram się nie zaglądać do książek przez lato. Przeglądam tylko to, czego będę uczyła się w kolejnym roku - mówi Magda.
Wakacje na początku kwietnia, po zdaniu egzaminów, rozpoczęła też Matylda z Torunia, która w tym roku uczyła się w systemie edukacji domowej w pierwszej klasie podstawówki. Jednak, jak zaznaczają rodzice uczący swoje dzieci, wakacje nie są okresem zupełnie pozbawionym nauki. Są chociażby czasem odkrywania świata czy poznawania natury wraz z całą rodziną.
- To też jest forma edukacji. Nie trzeba przecież siedzieć nad książkami, by dowiedzieć się czegoś o zwierzętach czy otaczającej nas przyrodzie. Podróże, wyjście do zoo, do muzeum, spacer po lesie - to doskonały sposób zdobywania wiedzy i umiejętności - mówi mama Matyldy.
- Wakacje są wtedy, kiedy tego potrzebujemy. Czasem jeden czy dwa dni w tygodniu wypadają, bo gdzieś jedziemy lub córka ma słabszy moment - dodaje torunianka Katarzyna Kamińska, mama Emilki. - Ale w czasie „oficjalnych” wakacji też jest nauka, np. obserwacje Księżyca i gwiazd przez teleskop, czytanie książek, gry edukacyjne, a nawet - jak teraz - dokończenie materiału z matematyki, by w następnym roku szkolnym rozpocząć kolejny stopień.
Kontaktów im nie brakuje
Wbrew pojawiającym się często opiniom nauka dzieci odbywająca się poza murami szkolnych gmachów wcale nie jest prowadzona tylko w domu, w izolacji od świata czy rówieśników. Wiedzę i umiejętności zdobywają w czasie wspólnych wycieczek czy grupowych zajęć muzealnych. Często korzystają też z różnych form zajęć pozalekcyjnych. - Gdy w gimnazjum uczyłam się w domu, wszyscy pytali mnie w zasadzie tylko o jedno: czy nie brakuje mi kontaktów z ludźmi - wspomina Magda Kopaczewska i przyznaje, że nigdy nie odczuwała takiego dyskomfortu, bo działała w różnych grupach. - Mam wrażenie, że ludzie z edukacji domowej mocno się jednoczą ze sobą. Mam kontakt z osobami, które poznałam na egzaminach. Do tej pory dzwonimy, piszemy i jeździmy do siebie. Moi rodzice też zżyli się z rodzicami innych uczniów.
Także Kasia, mama Dominiki i Agnieszki z Torunia, które uczą się w domu, zauważyła, że jedynym zarzutem, z którym się spotyka, jest rzekomy brak socjalizacji.
- Uczestniczymy w zajęciach pozalekcyjnych w grupie, chodzimy na place zabaw, gdzie nasze dzieci spotykają inne dzieci. Nie mają żadnych braków w komunikacji społecznej - dzieli się swoimi doświadczeniami Kasia. - Moja córka ma większy kontakt z dziećmi, odkąd uczy się w domu, bo nie musi całymi popołudniami odrabiać zadań domowych - dodaje Katarzyna Kamińska.
Więcej czasu i efektów
Jak informuje Joanna Duszyńska, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Toruniu, rodzice decydują się na edukację domową dlatego, że uważają, iż czas przeznaczony na naukę w tym systemie jest o wiele lepiej wykorzystywany, a metody i formy pracy dostosowane do możliwości i potrzeb dziecka. Kolejnymi powodami są wyjazdy za granicę oraz negowanie rozwiązań systemowych.
Przygoda z edukacją domową Agnieszki rozpoczęła się dwa lata temu z powodu wyjazdu rodziny do Australii. Po powrocie do Polski, wspólnie z rodzicami, postanowiła kontynuować tę formę przynajmniej do końca gimnazjum. W tym roku pod koniec kwietnia zdała ostatnie egzaminy kończące II klasę gimnazjum. Dzięki temu, że nie chodzi do szkoły, ma więcej wolnego czasu i możliwości rozwijania swoich pasji, m.in. gry na instrumentach, której uczy się sama.
Z tego samego powodu edukację domową rozpoczęła także Magda Kopaczewska. - W szkole wiele godzin poświęcałam na niezbyt istotne rzeczy i brakowało mi czasu. Szkoła powinna być dostosowana do życia prywatnego i rodzinnego, a nie odwrotnie; jak to obecnie niestety funkcjonuje - mówi Magda.
W rodzicach Matyldy myśl o edukacji domowej kiełkowała jeszcze przed narodzeniem córki. Zdecydowali się na taką formę m.in. dlatego, że pochłania znacznie mniej czasu niż szkoła, a metody i formy pracy można dostosować do potrzeb i temperamentu dziecka. Ważne dla nich było też, to by spędzać z córką więcej czasu i umożliwić jej rozwijanie zainteresowań.
Emilka, która w kwietniu zdała egzaminy kończące III klasę podstawówki, jest w edukacji domowej od pół roku. Najpierw uczyła się w trzech szkołach - dwóch niepublicznych i jednej publicznej. - W przypadku Emilki okazało się to jedynym słusznym rozwiązaniem.
Każde dziecko jest inne, ma inne uzdolnienia i inne „niedociągnięcia”. Szkoła nie jest gotowa na indywidualne podejście do dziecka, zrównuje wszystkich do jednego poziomu. Moje dziecko w szkole miało problem z koncentracją z powodu hałasu dzieci i uciszania ich przez nauczycielkę. Teraz w domu córka pracuje znacznie szybciej i nie ma problemu z koncentracją - mówi Katarzyna Kamińska, mama Emilki.
Nauczanie domowe w Polsce z podziałem na poszczególne etapy kształcenia. Dane SIO z 30 września 2016 roku:
- 406 – przedszkole
- 9 - Punkt przedszkolny
- 9 235 - Szkoła podstawowa
- 1 148 - Gimnazjum
- 402 - Liceum ogólnokształcące
- 4 - Zasadnicza szkoła zawodowa
- 17 - Technikum
- 12- Szkoła specjalna przysposabiająca do pracy dla uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym lub znacznym oraz dla uczniów z więcej niż jedną niepełnosprawnością
Uważała także, że nauka nie dla ocen i rywalizacji, ale dla zaspokajania ciekawości - przynosi więcej efektów. - Wiedza córki dotycząca przyrody i zwierząt żyjących na świecie jest zaskakująca. Nie musiała się tego uczyć, by zaliczyć sprawdzian, tylko „samo się to wszystko zapamiętało”, bo nie była to nauka pod presją. Moim zdaniem ocenianie i ciągłe sprawdziany zabijają w dzieciach naturalną ciekawość poznawania świata. Nauka jest dla nich zabawą, czymś fascynującym, a szkoła sprawia, że staje się zakałą dzieciństwa i nudnym obowiązkiem - dodaje.
Wyzwanie, które staje się pasją
Rodzice przyznają, że edukacja domowa jest wyzwaniem, wymaga m.in. kreatywności, samodzielnego organizowania pracy i przygotowania dzieci do corocznych egzaminów. Odnajdują w tej pracy wiele radości i satysfakcji, a ich dzieci na naukę poświęcają znacznie mniej czasu, niż te, które chodzą do szkoły. - Nie można powiedzieć, że edukacja domowa jest bezstresowa. Trzeba zdać z pozytywną oceną wszystkie obowiązkowe przedmioty. Każdy egzamin to solidna porcja stresu, choć odbywają się one w bardzo przyjaznej atmosferze - dzieli się Agnieszka z Torunia, gimnazjalistka. - Zawsze byłam traktowana poważnie. W szkole czasem nauczyciele oczekują z góry założonej odpowiedzi na zadane pytanie, tutaj tak nie jest.
Licealistka Magda Kopaczewska dodaje, że edukacja domowa uczy mobilizacji, odpowiedzialności i samodyscypliny. - To bardzo dobry start przed studiami. Mogłam sama decydować, co zrobię danego dnia, odłożyć coś na później, czy zrobić sobie wolny dzień, ale wiedziałam, że muszę przygotować się do egzaminów - mówi.
Aspekty prawne edukacji domowej
Prawo zezwala na realizację obowiązku szkolnego dzieci i młodzieży zamieszkującej na terenie Polski poza szkołą od zerówki aż do matury. Dziecko pod koniec każdego roku szkolnego (czasami pod koniec semestrów), musi zdawać egzaminy w szkole, do której jest zapisane. Obejmują one materiał określony w podstawie programowej na dany etap kształcenia. Dziecko można przenieść do systemu edukacji domowej w każdym momencie roku szkolnego. Wymagana jest do tego opinia z poradni psychologiczno-pedagogicznej, którą wraz z wnioskiem trzeba złożyć u dyrektora wybranej szkoły. Jeżeli dziecko nie przystąpi do egzaminów, bądź ich nie zda, musi wrócić do szkoły.
Nowa ustawa „Prawo oświatowe”, która wejdzie w życie 1 września 1017 roku, zmieni sytuację osób, które chcą rozpocząć edukację domową swoich dzieci. Do tej pory mogli wybrać dowolną szkołę w całej Polsce. Od września zacznie obowiązywać rejonizacja. Wniosek o zezwolenie na edukację domową trzeba będzie złożyć do dyrektora publicznej lub niepublicznej placówki w województwie, w którym zamieszkuje dziecko. (Art. 37 ust. 2 pkt 1).
Kolejną zmianą jest kwestia opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej, którą trzeba dołączyć do wniosku składanego w szkole. Od 1 września można będzie korzystać jedynie z publicznych poradni psychologiczno-pedagogicznych, a nie jak do tej pory, także z niepublicznych umieszczonych w Rejestrze Szkół i Placówek Oświatowych.. (Art. 37 ust. 2 pkt 2)
Rozszerzony zostanie także zakres wsparcia dla dzieci w edukacji domowej – będą mogły korzystać z pomocy dydaktycznych służących realizacji podstawy programowej znajdujących się w zasobach szkoły, a także zyskają prawo do konsultacji umożliwiających przygotowanie do rocznych egzaminów klasyfikujących.
Nowe przepisy (szkoła na terenie województwa, które dziecko zamieszkuje, opinia publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej) dotyczą decyzji dyrektorów udzielanych na podstawie wniosków składanych od 01 września 2017 roku. Uczniowie, którzy rozpoczęli już realizację obowiązku nauki poza szkołą, będą kontynuować ją na podstawie dotychczasowych przepisów.
Od 2016 roku zmieniona została także zasada finansowania uczniów objętych edukacją domową. Kwota subwencji na ucznia w edukacji domowej w 2016 r. wynosi w przybliżeniu 0,6 kwoty subwencji naliczanej na pozostałych uczniów. - Jest to zasadne, ponieważ koszt kształcenia ucznia spełniającego obowiązek szkolny poza szkołą jest znacznie niższy. Szkoły ponoszą tylko niewielkie koszty związane z ich klasyfikacją oraz koszty związane z zapewnieniem ewentualnych dodatkowych zajęć – informuje Justyna Sadlak, rzecznik prasowy MEN.