Działanie orlików nie jest zagrożone. Z boisk korzysta dużo osób, a miasto ma fundusze na opłacenie animatorów. Latem boiska działają dłużej.
- Często przejeżdżam koło orlika przy ul. Bydgoskiej. Rzadko kiedy widzę tam grających. Moi synowie chodzą często pograć na orliku na osiedlu Na Skarpie. Słyszałam, że w różnych miastach istnienie tych boisk stoi pod znakiem zapytania. Jak jest w Toruniu? - zastanawia się pani Elżbieta, mama dwóch chłopców w wieku 10 i 12 lat.
W Toruniu mamy rekordową liczbę orlików, bo aż 24. Z tego 16 jest w zarządzie szkół podległych gminie, a osiem administrowanych jest przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji. - Nie ma obaw. Na razie wszystko funkcjonuje na dotychczasowych zasadach - zapewnia Marek Osowski z MOSiR w Toruniu. - Przez dziewięć miesięcy w roku orliki są współfinansowane przez gminę i Ministerstwo Sportu, a przez trzy miesiące gmina opłaca animatorów. Naprawy, modernizacja należą do gminy.
Jak podkreśla Marek Osowski, w czasie wakacji praca orlików jest wydłużona. Wykorzystanie boisk jest różne w zależności od ich położenia i użytkowników. Inaczej jest na Bydgoskim Przedmieściu, inaczej na Gagarina czy na Wrzosach. Najbardziej oblegane są orliki przy ulicy Polnej i w kompleksie na osiedlu Na Skarpie.
W jaki sposób można „zaklepać” sobie boisko, gdy np. ojciec z synem chcą pograć? Marek Osowski tłumaczy, że można bezpośrednio przyjść i jeśli żadna grupa zorganizowana nie korzysta, wejść i grać. Między godz. 15 a 17 jest zakaz robienia stałych rezerwacji, więc najlepiej w tych godzinach. Oczywiście, jeśli wcześniej zgłosi się 15 osób, to trudno im odmówić.
Na stronie internetowej MOSiR jest wykaz boisk i telefony do animatorów, więc najlepiej zadzwonić i się umówić.
Ryszard Kowalski, prezes toruńskiego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej podkreśla, że dzieciaki, które chodzą na orliki, są sprawniejsze. Te boiska były jednym z najlepszych pomysłów w polskim sporcie. - I między innymi ten pomysł zaowocował sukcesami polskiej piłki nożnej - uważa Ryszard Kowalski. - Oczywiście, są pewne mankamenty. Korekty wymagałoby szkolenie animatorów tak, by byli koordynatorami, motorami sportu, żeby młodzież do nich lgnęła. Orliki warto byłoby uspołecznić, stworzyć przy nich kluby, grupy sympatyków sportu. Jeśli ministerstwo przestałoby współfinansować orliki, może im grozić to, co stało się kiedyś ze ścieżkami zdrowia. Akurat Toruniowi to nie grozi, bo nawet jeśli władza centralna nie będzie dawała pieniędzy, lokalna zrobi wszystko, by je utrzymać. Można niektóre przekazać stowarzyszeniom.