W moim muzeum mam 60 starych pojazdów
Zaczęło się od radzieckiego gazika z lat 60. Później do niego dołączyły kolejne samochody. Obecnie muzeum, które własnym kosztem stworzył Bogdan Maczuga, liczy ponad 60 pojazdów. Większość z nich jest na chodzie
Rakszawa, przysiółek Potok. Większość osób przejeżdżających drogą z Łańcuta do Leżajska pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, co kryje się za ogrodzeniem jednej z pobliskich posesji. Po otwarciu bramy oczom gości ukazuje się zadziwiający widok. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie stare samochody. Większość stoi pod wiatami. Część pod gołym niebem, na środku placu.
- Te na środku czekają na remont - wyjaśnia Bogdan Maczuga, twórca muzeum. I opowiada o swoich eksponatach: - Tutaj mamy radzieckie ciężarówki ZiS -5 - jedną z roku 1938, a drugą z 1944. Wyraźnie widać różnice między nimi. Pod koniec wojny brakowało surowców, przede wszystkim żelaza, dlatego wiele elementów robiono z drewna. Auto z 1944 r. ma drewnianą kabinę i stopnie z desek. Ma też prostsze błotniki, bo wtedy nie było czasu robić okrągłych - opisuje pasjonat motoryzacji.
- Obok stoi FSC Lublin-51. Charakterystyczny samochód porodukowany na licencji GAZ-a 51. Takim pojazdem jeździł kapral Wichura w serialu „Czterej pancerni i pies”. W tym filmie można też zobaczyć inny nasz eksponat - dodge WC51. Te auta były dostarczane do ZSRR przez Amerykanów w ramach dostaw Land - Lease. Dalej mamy chevroleta C 15 Canada, w barwach 2 Korpusu Polskich sił Zbrojnych na Zachodzie. Jest to oznaczenie 3 Dywizji Strzelców Karpackich - dodaje.
Bogdan Maczuga o każdym z eksponatów mógłby opowiadać godzinami. Każdy z nich ma też swoją historię.
- Zwróćcie uwagę na ciekawe strażackie volvo. Kupiłem ten wóz w Sędziszowie Małopolskim od człowieka, który sprowadził go ze Szwecji. Potem stał sobie w ogródku i cierpliwie czekał, aż w końcu udało mi się go namierzyć. Ma ciekawą zabudowę, wykonaną przez firmę, która produkowała kiedyś powozy konne. Jest to konstrukcja drewniana, obudowana blachą. Ten samochód służył szwedzkiej straży pożarnej w latach 60. - opowiada właściciel muzeum.
Na przedzie auta widać jeszcze godło Królestwa Szwecji
- Ten star 25 prawdopodobnie kiedyś służył w wojsku, bo spod spodu wychodzi farba khaki - pokazuje pan Bogdan. - Później prawdopodobnie pozyskała go ochotnicza straż pożarna i przebudowała na własne potrzeby. Kupiłem go w okolicach Płocka - dodaje gospodarz.
Wszystko zaczęło się pod koniec lat 90.
- Bawiliśmy się z kolegami w rajdy samochodów terenowych - wspomina Bogdan Maczuga. - Wtedy spodobał mi się radziecki GAZ - 69 (popularny „gazik”), więc go kupiłem. Później dochodziły kolejne egzemplarze. Najpierw pojazdy wojskowe, ale także strażackie, milicyjne, karetki pogotowia oraz auta prywatne. W roku 2010 uzgodniłem statut mojej placówki z ministerstwem kultury i zarejestrowałem ją jako Prywatne Muzeum Pojazdów Militarnych i Zabytkowych.
Obecnie muzeum zgromadziło ponad 60 pojazdów. Większość jest na chodzie, pozostałe czekają na renowację. Wśród nich jest najnowszy nabytek Bogdana Maczugi.
- Jest to ciekawy żuk z autopompą z przodu. Jego historia też jest dość interesująca, bo jako nowy egzemplarz, wyprodukowany w Lublinie, trafił do zakładowej straży pożarnej Fabryki Wódek „Polmos” w Łańcucie, ponieważ za czasów PRL-u duże zakłady miały swoją straż pożarną. Gdy zakładowa straż została zlikwidowana, to samochód został przekazany do jednostki OSP Budy Łańcuckie Prawe. Kiedy strażacy dostali nowy samochód, to udało mi się go odkupić - opowiada właściciel muzeum.
Najstarszym pojazdem w placówce jest wspomniany wcześniej ZiS z 1938, najmłodszym zaś polonez Atu w wersji policyjnej z roku 2000.
- Ten polonez został przeze mnie uratowany. Należał do człowieka, który kupił go na przetargu od policji w Rzeszowie. Służył mu niespełna pół roku do prowadzenia działalności gospodarczej. Potem właściciel chciał go oddać na złom, ale skontaktował się ze mną. Obejrzałem go i stwierdziłem, że nie trzeba wielu przeróbek, by przywrócić mu sylwetkę, jaką miał podczas służby w policji. Po dotarciu do numeru rejestracyjnego i służbowego okazało się, że ten samochód pochodzi z komendy powiatowej policji w Łańcucie - opowiada pasjonat.
Stare samochody to nie wszystko, co można zobaczyć w rakszawskiej placówce. Znajduje się tu również kilka dział.
- Tutaj mamy haubicę kaliber 122 mm, odkupioną z Agencji Mienia Wojskowego. Wystrzeliła tylko 5 razy, później trafiła jako eksponat do szkolenia i resztę życia spędziła w magazynach. Obok niej są dwie armaty produkowane w latach 1943 i 19 44 rok - opisuje pan Bogdan.
Kierowca musi mieć mundur z epoki
Wieść o pasji Bogdana Maczugi rozeszła się wśród miłośników militariów. Wkrótce zaczęto go, wraz ze współpracownikami, zapraszać do udziału w rekonstrukcjach historycznych.
- Nasze uczestnictwo zaczęło się od dostarczania pojazdów. Do tego dochodziły kolejne sprawy. Jeżeli wieziemy pojazd, to musi prowadzić go kierowca ubrany w mundur z tamtego okresu. Dlatego zaczęliśmy kupować mundury. Do tego powoli zaczęły dochodzić rekwizyty, które zwiększają atrakcję widowiska.
Bogdan Maczuga zaobserwował, że z czasem rekonstrukcje historyczne są przygotowywane coraz bardziej profesjonalnie.
- Niegdyś widowiska historyczne wyglądały tak, że dwie grupy wojsk się ostrzeliwały na jakimś kawałku łąki i poza tym nie było nic. Wyglądało to niepozornie, ale z biegiem lat zaczęło się rozwijać. My też chcieliśmy nadążyć, więc zaczęliśmy tworzyć rekwizyty. Na potrzeby widowiska „Burza przeszła bokiem”, które odbyło się w Rakszawie w 2015 r., wybudowano przenośny budynek i przenośny bunkier, wykonano ogrodzenia, słupy, budki wartownicze, zasieki i masę innych rzeczy. Do tego dochodzą stare rowery, riksze, stragany. Wszystkie te rekwizyty można także obejrzeć w muzeum - zaznacza nasz rozmówca.
Z czasem ze współpracownikami zaczął także konstruować repliki.
- Budujemy je na podstawie archiwalnych zdjęć - opowiada. - Staramy się odtworzyć pojazdy, których jest bardzo mało. Przykładem jest niemiecki samochód opancerzony KFZ 13 Adler. Nie zachował się żaden oryginalny egzemplarz. W Polsce są trzy repliki, łącznie z naszą - mówi z dumą. - Był to lekki samochód opancerzony z września 1939, którego załogę stanowili kierowca i strzelec. Służył do wstępnego rozpoznania pola walki - wyjaśnia fachowo rekonstruktor. - Zbudowaliśmy także jego radziecki odpowiednik BA-64B.
Też na podstawie archiwalnych zdjęć, wydawnictw zdobywanych przez Internet, w księgarniach, antykwariatach czy giełdach staroci. Obie repliki aut cieszą się dużą popularnością w rekonstrukcjach.
Muzeum bez żadnych dotacji
Prywatne muzeum w Rakszawie jest cały czas w trakcie organizacji.
- Nie mamy swojego lokum, samochody są zgromadzone na prywatnej posesji - mówi właściciel. - Staramy się z kolegami, żeby pojazdy, które są odnowione, były zabezpieczone przed warunkami atmosferycznymi, dlatego wybudowaliśmy zadaszenie. Muzeum jest finansowane tylko z moich własnych środków, nie mam dotacji z zewnątrz. W tej chwili z powodów organizacyjnych zwiedzanie muzeum jest dość utrudnione. Aby je obejrzeć, trzeba się wcześniej ze mną skontaktować. Jednak moim marzeniem jest, by placówka była ogólnodostępna, żeby każdy, kto tylko ma ochotę, mógł ją zwiedzić i nawet przejechać się jakimś pojazdem - mówi Bogdan Maczuga.
Osoby chcące odwiedzić muzeum mogą skontaktować się z Bogdanem Maczugą telefonicznie pod numerem 609095849, lub mailowo: bogdan.maczuga@wp.pl