Kraków jako ideopolis – miasto uniwersytetów i sektora usług wspólnych – okazał się odporny na pandemię. Zatrudnienie w instytucjach sektora budżetowego utrzymało się na poziomie z przed pandemii. Kryzys wymusił przy tym – także na gminie – racjonalizację wydatków – mówi prof. Jacek Purchla, wieloletni dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury, były wiceprezydent Krakowa, badacz przeszłości i współczesności miasta, tegoroczny laureat Nagrody im. Józefa Dietla.
Jakie wrażenie robiły na panu opustoszałe podczas pandemii ulice Krakowa?
Śródmieście Krakowa zabłysło czystym i „nagim” pięknem jego architektury. To paradoks czasu pandemii. Redagując „Encyklopedię Krakowa” mogliśmy wiosną 2020 r. zamówić wykonanie w czasie lockdownu kilkuset zdjęć najważniejszych zabytków Krakowa bez tłumów turystów, ogródków na Rynku, samochodów.
Chociaż taka korzyść… Przyznam, że dla mnie wyludnione miasto wyglądało upiornie. Zamknięte sklepy, restauracje, hotele, firmy, urzędy, komunikacja miejska funkcjonująca w rygorze sanitarnym, szkoły i uniwersytety uczące przez Internet. Pandemia narzuciła nam realia, z jakimi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. „Kraków po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej stanął przed tak ekstremalnym wyzwaniem” – powiedział prezydent i trudno nie przyznać mu racji. Czy po roku możemy pokusić się o ocenę, w jakim stanie miasto wychodzi z tego niespodziewanego kryzysu?
Pandemia zebrała w Krakowie swoje śmiertelne żniwo. Straciliśmy wielu bliskich nam przyjaciół, a Kraków wielu twórczych obywateli. Świeżo otwarty szpital kliniczny w Prokocimiu – duma Uniwersytetu Jagiellońskiego - stał się od razu szpitalem covidowym. Załamał się odgrywający tak wielką rolę w ekonomice miasta sektor usług turystycznych. ArcelorMittal Poland – argumentując decyzję kryzysem, w jakim znalazło się europejskie hutnictwo w związku z pandemią COVID-19 – ostatecznie zamknął w październiku 2020 r. część surowcową w krakowskiej hucie. Wygaszenie ostatniego wielkiego pieca dawnego kombinatu metalurgicznego to symboliczny koniec epoki industrialnej w historii naszego miasta. Lista doraźnych i długofalowych skutków pandemii jest długa. Dziś trzeba przede wszystkim rozmawiać jak nieoczekiwany kryzys przekuć w trafną korektę wektorów rozwoju Krakowa.
No właśnie: kryzys. Mimo bardzo trudnej sytuacji pandemicznej budżet miasta zmniejszył się o 241 mln zł, co jest sumą znacznie mniejszą od tych prognozowanych (przewidywano od 1,5 mld do 400 mln). Budżet na rok 2021 jest większy niż ten na rok ubiegły, choć większy będzie też deficyt. Czy to pokazuje, że Kraków jako dobrze rozwinięta metropolia okazał się bardziej odporny na epidemiczny kryzys? Czy też kryzys nie okazał się tak ciężki jak się spodziewano?
Kraków – jako metropolia - wychodzi z kryzysu obronną ręką. Nie chcę przez to powiedzieć, że zwłaszcza spora część sektora usług nie poniosła dotkliwych strat. Po raz kolejny jednak zadziałał heterogeniczny model funkcjonalny miasta. Tak np. Kraków jako ideopolis – miasto uniwersytetów i sektora usług wspólnych – okazał się odporny na pandemię. Zatrudnienie w instytucjach sektora budżetowego utrzymało się na poziomie z przed pandemii. Kryzys wymusił przy tym – także na gminie – racjonalizację wydatków. To dobrze, że mimo pandemii samorząd kontynuuje program inwestycyjny podnoszący jakość życia w mieście, nawet za cenę zwiększania zadłużenia gminy.
Ryzykowne, zwłaszcza że dochody miasta mimo wszystko maleją. Wszyscy wiemy, że ważnym ich źródłem jest turystyka. W 2019 r. Kraków odwiedziło 14 mln ludzi, w 2020 już tylko 7 mln. Na własne oczy zobaczyliśmy jak wygląda miasto bez tłumów gości. Dla jednych było to objawienie – nareszcie cisza i spokój w centrum, dla innych nieszczęście, bo stracili dochody albo nawet pracę. Trwają dyskusje, która z tych sytuacji jest dla Krakowa lepsza.
W ostatnich dwóch dekadach turystyka międzynarodowa stała się ważnym czynnikiem dynamizującym rozwój gospodarczy Krakowa i Małopolski. Przed pandemią Kraków regularnie sytuował się w gronie najatrakcyjniejszych miast Europy w plebiscytach światowych magazynów podróżniczych. To niezwykłe osiągnięcie naszego miasta. Przypomnijmy, że u progu lat 90. Francis Fukuyama przedstawiał Kraków w swojej głośnej książce „Koniec historii”, jako – obok Czarnobyla – najbardziej spektakularny przykład katastrofy ekologicznej wywołanej przez system totalitarny… Zachodnie przewodniki turystyczne przestrzegały przed zbyt długim pobytem pod Wawelem. Dziś Kraków jest najsilniejszą marką w Polsce. Kraków winien więc pozostać ważnym centrum międzynarodowej turystyki. Pandemia pobudza natomiast do refleksji zarówno nad jakością naszej oferty, jej adresatami, jak i skutkami żywiołowej turystyfikacji historycznego centrum w ostatnich kilkunastu latach. Kryzys wymusza konieczność wypracowania nowej strategii rozwoju turystyki w naszym mieście. Cieszę się, że w tej kwestii toczy się dzisiaj w Krakowie publiczna debata, a Rada Miasta przyjęła ostatnio ważny dokument w tej sprawie.
Mówi pan o „Polityce zrównoważonej turystyki Krakowa na lata 2021-2028”. Zapisano tam, Kraków będzie się starał odejść od obrazu miasta imprezowego na rzecz ośrodka turystyki festiwalowej i konferencyjnej.
Tak, właśnie o nim. Turystyfikacja to dzisiaj dylemat wielu miast w Europie, także znacznie od nas bogatszych. Jednym z pierwszych skutków załamania się w wyniku pandemii międzynarodowej turystyki w formule weekendowej jest zwrócenie się wielu instytucji kultury z ofertą adresowaną w większym stopniu do lokalnej społeczności. Sektory kultury i turystyki muszą ściślej pracować też nad odbudową rynku turystyki przyjazdowej. Alternatywą dla funkcji biesiadnej winna być co raz to większa liczba prestiżowych kongresów i międzynarodowych spotkań. Kraków jest już do nich dobrze przygotowany.
W 2009 r. w „Dzienniku Polskim” ukazał się tekst, w którym można było przeczytać: „Kraków w ostatnim czasie traci turystów, bowiem wyczerpała się już formuła miasta atrakcyjnego samą architekturą i martwą historią. Dlatego przegrywamy choćby z Wrocławiem, który przejął od nas turystykę weekendową i staje na głowie, by podnieść swą atrakcyjność…”. To pokazuje, że podejście do typu turystyki, jaką przyciąga miasto, zależy od czasu i okoliczności. Może więc rzeczywiście minął już w Krakowie czas turystyki biesiadnej, rozrywkowo-weekendowej?
Marka Krakowa pozostaje wielkim atutem naszego miasta. Wrocław – choć znakomicie wykorzystał w roku 2016 status Europejskiej Stolicy Kultury – nie jest w mojej opinii ani konkurentem, ani zagrożeniem dla Krakowa, choć wielu rzeczy od Wrocławian można by się nauczyć. Oba miasta winny dzisiaj rozwijać strategię smart cities i związanej z tą koncepcją formułę inteligentnej turystyki. Takie podejście angażuje społeczności lokalne w rozwój turystyki i poprawia jakość życia w mieście. W roku 2019 Lyon – z nominacji Komisji Europejskiej – został Europejską Stolicą Inteligentnej Turystyki. Tego dziś życzę i Krakowowi i Wrocławiowi.
27 maja otrzymał pan tegoroczną Nagrodę im. Józefa Dietla, przyznawaną osobom działającym na rzecz rozwoju Krakowa i Małopolski. Podczas jej wręczenia cytował pan przemówienie inauguracyjne prezydenta Dietla, w którym mówił, że samorządna gmina to podstawa zasobnego i wolnego państwa. Czy obecna konstrukcja naszego samorządu sprzyja rozwojowi takich miast jak Kraków?
Rzeczywiście, lekcja Józefa Dietla zawiera się w tej sformułowanej w połowie XIX w. formule, iż fundamentem wolnego państwa jest wolna gmina. Niestety autorzy ustawy samorządowej z marca 1990 r. nie wzięli lekcji Dietla. Choć ta ustawa była wielkim sukcesem naszej rodzącej się wówczas demokracji – to została skrojona przede wszystkim na potrzeby niewielkich kilku i kilkunastotysięcznych gmin. Ojcowie naszego samorządu zignorowali znaną już dobrze w czasach Józefa Dietla konieczność kategoryzacji gmin i stworzenia odrębnych regulacji dla największych ośrodków miejskich. Odradzający się samorząd już wówczas pozostawał przy tym solą w oku silnemu lobby administracji rządowej. Szybko okazało się więc, że pierwsze ekipy samorządowe wielkich miast dostały bardzo słabe kompetencje, a ich władza wikłana jest w doraźną walkę polityczną. W sytuacji głębokiego kryzysu wielkich miast zamiast wzmacniać władzę wykonawczą ich prezydentów, postąpiono na odwrót. Ustawodawcy zabrakło w roku 1990 wyobraźni, a także wykorzystania bogatego doświadczenia historycznego polskiego samorządu. Mówiąc najkrócej – w porównaniu do epoki Dietla – kompetencje obecnych prezydentów w rozwiązywaniu strategicznych problemów naszych miast są znacznie słabsze, a postępująca w Polsce recentralizacja zabija istotę samorządności.
Prezydentura Dietla zapisała się jako okres rozwoju miasta. Czy uprawnione jest porównanie tamtego czasu z latami po 1989 r.?
Prezydentura Dietla to przede wszystkim trafna diagnoza i wizja modernizacji, którą konsekwentnie realizowali jego następcy. Analogia pomiędzy sytuacją Krakowa w roku 1866 i w roku 1989 była dla mnie już w momencie odradzania się samorządu bardzo czytelna. W obu przełomowych momentach historycznych Kraków był miastem pogrążonym w głębokim kryzysie strukturalnym, miastem zrujnowanym i miastem sprowincjonalizowanym. Również w czasach Dietla – u progu autonomii galicyjskiej - Kraków znajdował się w bardzo podobnej sytuacji, w pewnym kontekście ogólniejszym: odchodziła stara epoka, ancien regime oparty na zbiurokratyzowaniu, centralizmie i tajnej policji. Rodził się nowy system polityczny i ekonomiczny oparty na szeroko pojętym liberalizmie, również liberalizmie gospodarczym i samorządzie. Nie ulega wątpliwości, że dopiero samorząd ostatecznie przełamał w roku 1990 w Polsce syndrom państwa komunistycznego. Trawestując znaną frazę Joanny Szczepkowskiej można dzisiaj z przekonaniem powiedzieć, że 27 maja 1990 r. skończył się w Krakowie komunizm, bo tego dnia odrodził się samorząd. Samorząd oznaczał obywatelskość! Równocześnie w wyniku reformy samorządowej Kraków stawał się w dniu 27 maja 1990 r. w wymiarze formalno-prawnym ponownie miastem, a w wymiarze ustrojowym gminą, czyli wspólnotą jego mieszkańców – urbs i civitas Cracovia. W krótkim czasie Kraków zduszony na pół wieku gorsetem systemów totalitarnych stał się wówczas nie tylko miastem demokratycznym, ale także samorządnym! Bo jak pisał Alexis de Tocqueville „demokracja jest lokalna”.
Być może lekarstwem na sygnalizowane wcześniej braki w ustawie samorządowej będzie ustawa metropolitalna dla Krakowa, nad którą prace mają się rozpocząć w Sejmie. Co miastu da taka regulacja?
Kraków jest drugą co wielkości metropolią współczesnej Polski. W planowanej ustawie nie chodzi jednak o umacnianie funkcji metropolitalnych Krakowa i jego konkurencyjności w sieci osadnicznej Europy Środkowej. Przerost funkcji centralnych skoncentrowanych w Warszawie osłabia możliwości rozwojowe takich metropolii jak Kraków, Wrocław czy Poznań. Ustawa – jak rozumiem – ma natomiast uregulować skutki „wylewania” się naszych największych miast poza ich granice administracyjne. To zjawisko to tzw. urban sprawl, które oznacza żywiołowy rozwój otaczających gmin kosztem samego Krakowa. Z tym problemem zderzył się już przed ponad stu laty prezydent Juliusz Leo, twórca Wielkiego Krakowa. Mamy więc kolejną historyczną analogię. Dzisiaj trudno już dostrzec np. granicę pomiędzy Krakowem a Wieliczką. Wcale nie sugeruję „połknięcia” Wieliczki przez Kraków, tak jak w czasach Juliusza Leo Podgórze, Dębniki, czy Półwsie Zwierzynieckie znalazły się w granicach administracyjnych Krakowa. Dzisiaj musi chodzić przede wszystkim o skuteczniejsze zarządzanie procesami żywiołowej urbanizacji na obszarze całej aglomeracji. Dotyczy to wielu wspólnych decyzji strategicznych na obszarze zamieszkiwanym przez nieomal półtora miliona ludzi. To choćby kwestia kolei aglomeracyjnej, ale też wielu istotnych rozwiązań funkcjonalnych i przestrzennych zwiększających potencjał i obszar odziaływania Krakowa.
Mówimy cały czas o rozwoju miasta. Oto kolejny jego przejaw: na obszarze Rybitw władze planują dzielnicę wieżowców na 80-100 tys. ludzi. Wcześniej czy później taka dzielnica w Krakowie musiała się pojawić. Może dobrze, że powstanie w tamtym właśnie miejscu i w sposób kontrolowany.
Rybitwy to niewątpliwie jedno z terytoriów naturalnej ekspansji tkanki urbanistycznej Krakowa. Nie wypowiadam się na temat zdrowotności lokalizowania w malarycznej dolinie Wisły intensywnej zabudowy mieszkaniowej. Natomiast zaskakuje mnie pan swoją wiarą w nieuchronność wpisywania w panoramę Krakowa drapaczy chmur! Zwłaszcza po najświeższej lekcji zastąpienia Szkieletora monstrualną bryłą Unity Tower przy Rondzie Mogilskim. Bezpowrotnie zniszczyła ona najpiękniejszą panoramę średniowiecznego Krakowa, widzianą z Błoń czy Kopca Kościuszki. Czy na taki akt barbarzyństwa pozwoliłyby samorządy i planiści Florencji czy Norymbergi? Historyczne panoramy to wartość nie tylko kulturowa. To ważny znak tożsamości miasta. Zastanawiam się też nad użytym przez pana pojęciem „w sposób kontrolowany”, bo patrząc na rozwój Krakowa w ostatnich dekadach trudno mówić o rygoryzmie i skutecznej kontroli nie tylko jego panoram, ale i przestrzeni w mieście. Zamiast kreacji urbanistycznej mamy – oparte na przysłowiowych już wuzetkach - przyzwolenie dla latynoamerykańskiego modelu urbanizacji na terytorium jednego z najcenniejszych zespołów urbanistycznych Europy Środkowej.
Skoro dzielnica wieżowców będzie barbarzyństwem, to może chociaż szansą dla miasta stanie się zagospodarowanie dzielnicy Wesoła. Co trzeba zrobić, by nie zmarnować tej okazji?
Wesoła już jest spektakularnym w skali Polski sukcesem krakowskiego samorządu. Przesądziła o tym odważna decyzja prezydenta Jacka Majchrowskiego o zakupie przez gminę tego newralgicznego fragmentu śródmieścia Krakowa. To ważny precedens. Na Wesołej nie prywatny kapitał dążący do szybkiej maksymalizacji zysku, ale samorząd jako strażnik dobra wspólnego stał się głównym rozgrywającym, który przesądzi o przyszłości tej niezwykle cennej przestrzeni. Jej znaczna część znajduje się pod ochroną konserwatorską. To kolejny bezpiecznik. Wysoka wartość kulturowa wielu znajdujących się wzdłuż ulicy Kopernika zabytkowych obiektów i sam charakter ulicy, którą zamyka od wschodu sięgający czasów braci Śniadeckich Ogród Botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego, stanowią test na siłę kulturotwórczego potencjału naszego miasta. Wesoła jako inkubator idei to szansa na synergię świata nauki i kultury. To przestrzeń, w którą funkcjonalnie winny się wpisywać nie tylko inicjatywy podejmowane przez gminę i sektor pozarządowy, ale i krakowskie szkoły wyższe, a w szczególności uczelnie artystyczne i świat sztuki. Capella Cracoviensis, już znakomicie wpisana swym repertuarem w piękne, barokowe wnętrze pokarmelitańskiego kościoła, to pierwsza jaskółka nowego życia Wesołej – jako świątyni muz i wizytówki krakowskiego ideopolis.