Kilka godzin w czwartek trwała w Koszalinie akcja na rzecz osób, które żyją bez dachu nad głową.
To już standardowe działania - gdy temperatury spadają poniżej zera, wówczas policjanci, strażnicy miejscy oraz pracownicy socjalni z MOPS ruszają w teren, by przekonać bezdomnych do skorzystania ze schroniska, czy ogrzewalni. Tak było też i tym razem. W czwartek nad ranem temperatura w Koszalinie sięgała minus pięć stopni Celsjusza. O godzinie 6 mundurowi ruszyli na akcję.
- Ludzie często komentują: po co te akcje; co roku jeździcie do tych bezdomnych, ale po co, skoro oni i tak wybierają życie pod gołym niebem, nie chcą pomocy - mówi Piotr Simiński, komendant Straży Miejskiej w Koszalinie. - To prawda, że rzadko kiedy bezdomni chcą z nami jechać do schroniska. Tym razem też nikt nie chciał. Ale ta pomoc polega też na tym, że np. zwrócimy im uwagę, by uważali podczas dogrzewania się - często w kompletnie zamkniętych pomieszczeniach, bez wentylacji, palą śmieci albo świece. Gdy przysną, to grozi im zaczadzenie albo świeca może się przewrócić i ogień zajmie pomieszczenie. Czasami ktoś potrzebuje pomocy lekarza, wtedy zawozimy bezdomnego do wytrzeźwienia, a następnie jest poddawany leczeniu. A czasami choć jedna osoba faktycznie da się przekonać i zdecyduje się na schronisko. Każde uratowane życie się liczy. A pamiętajmy, że okres jesienno - zimowy jest szczególnie trudny dla bezdomnych.
Mieszkają w różnych warunkach. W altanach, pustostanach, w zagajnikach, krzakach, czy - dosłownie - pod mostem (jak np. w rejonie ul. Wołyńskiej w Koszalinie, gdzie bezdomny przyciągnął starą kanapę i śpi pod mostem). Przyczyna od lat najczęściej ta sama - alkohol, narkotyki. - Niestety, coraz częściej trafiamy na coraz młodszych ludzi - mówi komendant. Aktualnie najmłodszy bezdomny w Koszalinie ma 19 lat. Z szacunków wynika, że w mieście przybywa bezdomnych - jest ich obecnie ok. 240, z tego mniej więcej połowa - w schronisku, pozostali - koczują w różnych miejscach.