W Korei na powitanie biskupa śpiewano pieśni Eichendorffa [WIDEO]
Joseph von Eichendorff to najlepszy ambasador Łubowic, w których się urodził i całej Raciborszczyzny, która zawdzięcza mu rozgłos na całym świecie - nie tylko w Niemczech, ale też... Dalekiej Azji.
- Eichendorff to absolutnie górna półka. On liczy się w literaturze światowej. Kiedyś nasz arcybiskup emerytowany, ksiądz biskup Alfons Nosol pojechał w podróż ekumeniczną do Korei i tam zwiedzał żeńskie liceum - duże, bo ponad 1000 dziewcząt tam było. Zastanawiał się, co tam powiedzieć, więc wspomniał o Eichendorffie. Wówczas Koreanki zaczęły śpiewać pieśń o Eichendorffie w języku niemieckim. Wiedziały o nim naprawdę wiele. Arcybiskup był mocno zaskoczony - wspomina ks. Henryk Rzega, proboszcz parafii w Łubowicach, który napisał pracę doktorską na temat wartości religijno-moralnych w życiu i twórczości Eichendorffa. Zna wiele anegdot i tajemnic z życia słynnego poety romantyzmu niemieckiego, o których niewiele się mówi.
Strzelano z armat, gdy bracia wracali ze szkoły
- Kiedy bracia Eichendorffowie, którzy trzymali się zawsze razem - młodszy Joseph i starszy Wilhelm, wracali z Wrocławia z gimnazjum tutaj na wakacje - "na wzgórzu sławikowskim", za wioską Sławików, postawiono bramę triumfalną. Gdy byli blisko zaczęto strzelać z armat. Bracia bardzo się zlękli - wojna jakaś? - zastanawiali się. A to służba była przebrana za żołnierzy. Okazało się, że tak serdeczne powitanie braciom, którzy wracali ze szkół z Wrocławia zgotowano - wspomina ks. Henryk Rzega. Duchowny zdradza nam, że Eichendorff uwielbiał też hulać na balach w Sławikowie i Grzegorzowicach.
Hulał na balach, a ryby łowił w Suminie
- On był świetnym muzykiem i tancerzem. Lubił się bawić - mówi ks. Rzega, jednocześnie zaznaczając, że równie często, jak na parkiecie, a może jednak częściej, można go było spotkać w raciborskiej bibliotece.
Okazuje się, że nasz sławny poeta lubił też... łowić sobie ryby. Miał nawet swoje ulubione miejsca! - Na połów ryb jeździł do Suminy, gdzie były też dobra jego rodziny. Dlatego powstało tu nawet koło ekologiczne jego imienia - zdradza ksiądz Henryk Rzega.
Wpis o ślubie w księdze parafialnej po polsku
To właśnie z inicjatywy księdza Rzegi w 1991 roku w Łubowicach powstała Izba Pamięci Josepha von Eichendorffa z cennymi zbiorami, na przykład księgami parafialnymi z XVIII wieku, gdzie zanotowany jest ślub rodziców Eichendorffa w Rudniku. - W języku polskim to jest napisane - mówi proboszcz. Przez 15 lat prowadził izbę pamięci w domu katechetycznym wspólnie ze swoją matką, która umiała zjednać sobie wszystkich turystów. Wielu do dziś ją wspomina. - Przyjeżdżali tu goście, którzy się urodzili na Śląsku, mieli w szkolę Eichendorfa. Matka też uczyła się o Eichendorffie, chodziła do niemieckiej szkoły. Znajdowała więc z nimi wspólny język. To były podróże w przeszłość. Przybysze znajdowali tu kawałek ojczyzny, utraconą młodość - o której pisał poeta, utracone czy przeszłe dzieciństwo. To składało się w nostalgiczną całość - mówi.