W jeden dzień zrobiono z niego kryminalistę. Policjant kontra policjant czyli skandal w komisariacie
Asp. szt. Marcin Plaza z Komisariatu II Policji w Rudzie Śląskiej odszedł na emeryturę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie okoliczności. Pewnego dnia w jego biurku znaleziono podejrzaną substancję. Nie zbadano jednak, czy to narkotyki, ale od razu... zatrzymano go za posiadanie środków odurzających. Przeszukano między innymi jego dom i garaż, gdzie jednak niczego zakazanego nie znaleziono.
W jeden dzień z Plazy zrobiono kryminalistę. Kompletnie rozbity trafił do szpitala psychiatrycznego i do służby już nie wrócił. Dopiero niedawno otrząsnął się po tamtych traumatycznych wydarzeniach. I nie zamierza zapomnieć o sprawie. - Komendantowi był potrzebny etat. Przy okazji chciał pokazać, kto rządzi w komisariacie - podkreśla teraz Marcin Plaza i dodaje, że będzie ubiegał się o zadośćuczynienie.
Sąd uznał już, że działania służb w jego przypadku były niezasadne, a co za tym idzie nielegalne.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 23 października 2015 roku. Policyjny dochodzeniowiec asp. szt. Marcin Plaza z Komisariatu II Policji w Rudzie Śląskiej rozpoczął służbę o godzinie 14 i zobaczył, że przełożony siedzi przy jego biurku. Kierownik referatu kryminalnego stwierdził, że Plaza ma bałagan na biurku i nie wiadomo gdzie są akta i dowody rzeczowe. Otworzył dolną szufladę i wyjął z niej zawiniątko. Jak to później określał sąd, „woreczek z brunatno-zieloną substancją”.
- Nie sprawdzono, co to dokładnie jest, ale zatrzymano mnie za posiadanie narkotyków. Substancję sprawdzono dopiero po przeszukaniu, a przecież można było to zrobić w ciągu 2 minut - podkreśla Marcin Plaza.
Przeszukano samochód, biurko i wszystkie szafki, z których korzystał. Później przed jego dom podjechały 4 radiowozy, około 15 policjantów. W budynku była wówczas żona z 6-letnim synem i 20-letnią córką oraz schorowana teściowa (niedługo po tym zdarzeniu zmarła - dop. red.). Gdy policjanci skończyli przeszukanie w domu, przeszli do garażu. Wszystko na oczach sąsiadów. W pomieszczeniach nic nie znaleziono. Po tych wydarzeniach Marcin Plaza trafił do szpitala psychiatrycznego. Do policji już nie wrócił. Sam złożył raport o przejście na emeryturę, a dopiero niedawno otrząsnął się po tej sytuacji. - Jednego dnia zawaliło mi się zarówno życie zawodowe, jak i prywatne - podkreśla policjant z 25-letnim doświadczeniem.
Maciej Dziergas, wiceprzewodniczący Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów, podkreśla, że jeśli rzeczywiście nie sprawdzono, jaka to substancja, to stała się rzecz niedopuszczalna. - Nie znam dokładnie tej sytuacji, ale jeśli opierano się tylko na zielono-brunatnej substancji, to doszło do sytuacji, która nie powinna zdarzyć się w państwie prawa. W pierwszej kolejności należy sprawdzić, co to za substancja - podkreśla policyjny związkowiec. Tego nie zrobiono.
Zażalenie na przeszukanie domu złożyła w prokuraturze Joanna Plaza, żona emerytowanego już policjanta. Postanowienie Sądu Rejonowego w Rudzie Śląskiej z 19 maja 2016 roku jest wręcz miażdżące dla policyjnych działań. Uznano bowiem, że przeszukanie domu Marcina Plazy i jego rodziny było niezasadne i tym samym nielegalne. „Analiza akt postępowania wskazuje, że w sprawie nie istniały uzasadnione okolicznościami podstawy do przypuszczenia, że rzeczy mogące stanowić dowód w sprawie lub podlegające zajęciu w postępowaniu karnym, znajdują się w mieszkaniu zajmowanym przez Marcina i Joannę Plazów” - czytamy w uzasadnieniu sądu.
Ponadto wskazano, że „okoliczności znalezienia woreczka zawierającego brunatno-zieloną substancję w biurku Marcina Plazy (...) wskazywały na brak profesjonalizmu w jego działaniach (m.in. bałaganiarstwo), ale także w sposób oczywisty, że przedmiot stanowił jeden z dowodów »przechowywanych« w pokoju zajmowanym przez funkcjonariusza”. Sąd nie miał więc wątpliwości, że - biorąc pod uwagę okoliczności sprawy - znalezienie tej substancji w biurku wskazywało jednoznacznie na to, że był to jeden z dowodów rzeczowych.
„Zdaniem sądu, przystąpienie do czynności przeszukania bez uprzedniego sprawdzenia, czym jest substancja ujawniona w biurku funkcjonariusza, który posiadał renomę osoby, która nie przywiązywała wagi do porządku, w okolicznościach sprawy jawi się jako świadomie podjęte działanie mające na celu napiętnowanie (...) w oczach nie tylko pozostałych pracowników komisariatu, ale i sąsiadów” - czytamy w uzasadnieniu.
Według sądu, działania skierowane wobec Marcina Plazy powinny zmierzać jedynie w kierunku ewentualnego niedopełnienia przez niego obowiązków służbowych.
Pozostaje kluczowe pytanie. Czy w woreczku były narkotyki albo dopalacze?
- Od kolegów męża dowiedziałam się, że to nie były narkotyki i dlatego wypuszczono go do domu. W tej chwili nie toczy się wobec męża żadne postępowanie związane z posiadaniem środków odurzających - podkreśla Joanna Plaza.
Pytania dotyczące tej sprawy wysłaliśmy do Komendy Miejskiej Policji w Rudzie Śląskiej w czwartek, przed południem. Wczoraj asp. Arkadiusz Ciozak, oficer prasowy KMP, przekazał nam, że nie zna sprawy, ponieważ w chwili, gdy doszło do zdarzenia, przebywał na zwolnieniu chorobowym. Ówczesny komendant Komisariatu II Policji w Rudzie Śląskiej asp. szt. Fabian Żydowicz jest już na emeryturze. Przebywa w tej chwili poza granicami kraju, a gdy wróci, ma odnieść się do całej sprawy.
- Postępowanie dyscyplinarne zostało umorzone ze względu na to, że pan Marcin Plaza przeszedł na emeryturę. Materiały będę miał najwcześniej w poniedziałek - przekazał nam asp. Arkadiusz Ciozak. Już teraz wiadomo jednak, że rozpocznie się kolejny etap batalii o sprawiedliwość. - Będziemy ubiegać się o zadośćuczynienie - podkreśla mecenas Małgorzata Łukasik z Gliwic, która reprezentuje emerytowanego policjanta.