W gorzowskim zakładzie strach. Kogo zwolnią?
- Płakać mi się chce. Ze strachu i tej bezsilności - mówi jedna z pracownic.
- Mąż pracuje na państwowym. To dla mnie teraz jedyna pociecha. A poza tym to płakać mi się chce. Ze strachu i tej bezsilności. Nikt nie wie, kogo zwolnią. Ani kiedy - mówiła nam wczoraj jedna z pracownic gorzowskiego zakładu Bordnetze, który ogłosił, że chce zwolnić nawet 775 osób (z 2,5 tys. pracujących). W podobnej sytuacji jest cała załoga. Jeden z pracowników dodaje: Każdy chciałby utrzymać robotę. A to oznacza, że musiałby ją stracić kolega...
O sprawie pisaliśmy wczoraj. Ale codziennie dzieje się tu coś nowego. Dziś kolejne spotkanie związkowców z kierownictwem. - Czego chcemy? Maksymalnego ograniczenia zwolnień, a dla zwalnianych jak najlepszych warunków - powiedział nam szef zakładowej „S” Marek Tymanowski (do związku należy w Bordnetze około 350 osób). Chodzi m.in. o odprawy: związkowcy chcą, by były wyższe niż trzymiesięczne, co będzie dla zwalnianych wielkim wsparciem w pierwszych tygodniach bezrobocia. Wiemy też, że firma oferuje także pakiet szkoleń i pomoc m.in. przy pisaniu CV.
Związek chce też dokładnej informacji, jakie będą kryteria, na podstawie których ludzie będą zwalniani. Według oficjalnych danych ma to być sprawność i tempo pracy, liczba nieobecności itp. Jednak Tymanowski odpowiada na to, że najwolniejszych i najmniej zręcznych firma już zwolniła...
Więcej we wtorek, 15 listopada, w ,,Gazecie Lubuskiej" i serwisie www.plus.gazetalubuska.pl