Prawdziwie odpoczywa ten, kto robi to, na co ma ochotę. Podwójnie zyskują ci, którzy łączą odpoczynek z aktywnością ruchową - rozmowa z Jarosławem Kulbatem, psychologiem społecznym
Jak zamierza Pan spędzić majówkę? Wolno spytać?
Oczywiście wolno. Niestety, część będę musiał poświęcić pracy.
Czyli właściwie tak, jak jedna piąta Polaków, według badania CBOS?
Niestety, tak. Muszę nadgonić zaległości. Siłą rzeczy będę więc miał tego czasu wolnego trochę mniej.
A znajdzie się czas na grillowanie?
Zależy to od znajomych, bo u siebie nie mam miejsca na grillowanie. Zobaczymy też, czy pogoda dopisze.
80 procent Polaków popiera grillowanie, według badań CBOS, a 60 procent praktykuje, według Millward Brown. Co takiego jest w pieczeniu na ruszcie, że Polacy tak chętnie się mu oddają w wolnym czasie?
Rzeczywiście grill wpisał się w koloryt wolnych, ciepłych dni. Decydująca jest pewna łatwość i dostępność tej formy spędzania wolnego czasu. Bo i żadnym wielkim odkryciem nie będzie, kiedy powiem, że ludzie aranżując sobie czas wolny, starają się zapewnić sobie rozrywkę możliwie najmniejszym wysiłkiem. Dodatkowo grillowanie jest wydarzeniem społecznym, a dla Polaków to ważne. Spotykamy się z przyjaciółmi, z rodziną. To jest miłe, łatwe i przyjemne. Mówiąc językiem ekonomii, daje dobry „zwrot z inwestycji”.
Ale dlaczego właściwie większość z nas w czasie wolnym wciąż woli podymić grillem, niż na przykład pobiegać w parku czy lesie?
Warto unikać zbyt dużych uogólnień. To prawda, że dla niektórych ludzi te aktywne formy wypoczynku nie są najatrakcyjniejsze. Ale też nie brakuje osób, które lubią poskakać, pobiegać czy choćby z kijkami wyjść w teren. Co więcej, te formy nie muszą się wykluczać. Nie warto więc etykietować sposobów spędzania wolnego czasu. Zresztą sama idea pojmowania wolnego czasu sprowadza się do tego, że jest to okres, w którym robimy to, co chcemy, a nie musimy. To w pracy realizujemy ściśle określone zadania, do których jesteśmy zobowiązani. Z tego też względu ci, którzy biegają pod przymusem, w poczuciu obowiązku dbania o formę, bilans kaloryczny czy wyniki, niekoniecznie odpoczywają, a przynajmniej nie jest to raczej ich czas wolny.
Może jednak warto, żebyśmy częściej znajdowali frajdę w ściganiu się po lesie?
Z punktu widzenia naszego zdrowia oczywiście sport nam służy. Korzyści zdrowotne, wynikające z aktywności ruchowej, podnoszą nasz dobrostan w wielu różnych aspektach. Ruch zwiększa naszą siłę. Warto wiedzieć, że chodzi w tym wszystkim nie tylko o kondycję fizyczną.
I nie chodzi tylko o mniejszą zadyszkę przy wchodzeniu po schodach?
Im jesteśmy silniejsi fizycznie, tym łatwiej znosimy przeciwności codziennego życia. Kluczowe jest dążenie do tego, by nasza siła rosła. Poszukiwanie wyzwań, które powodują, że stajemy się silniejsi, tworzy nasz prywatny zasób, wspierający nas w sytuacjach stresowych. Hipoteza endorfinowa zakłada, że obserwowana po ćwiczeniach fizycznych poprawa nastroju wynika z podwyższenia poziomu endorfin, nazywanych „hormonami szczęścia”. A dodatkowo jeszcze aktywność ruchowa może pełnić funkcję socjalizacyjną. Kiedy wspólnie „haratamy w gałę”, nie tylko podnosimy własną kondycję, nie tylko zapewniamy sobie zastrzyk endorfin, ale też zacieśniamy relacje.
Mimo to, znów przywołam badanie Millward Brown, 52 proc. badanych wybiera telewizję. Co czwarty odpowiedział, że w czasie wolnym „siedzi, leży, odpoczywa”, a co piąty po prostu wysypia się. Jesteśmy aż tak przepracowani, że musimy swoje „odleżeć”?
I tak, i nie. Z jednej strony ludziom wydaje się, że jak przychodzi trochę wolnego, to np. można odespać deficyty snu. Ale to złudne. Organizm tak nie działa. Przeładowania obowiązków nie zniwelujemy w ciągu tych kilkudziesięciu godzin. Z drugiej strony dla wielu ludzi odpoczynek kojarzy się z „niemyśleniem” o tym, czym zajmują się w ramach swoich obowiązków. To dobry trop. Mówimy, że chcemy „oderwać myśli” od tego, co nas niepokoi i zajmuje w pracy. A czy to będzie oglądanie telewizji, układanie znaczków w klaserze czy przekopanie ogródka, to jest drugorzędna sprawa. Byle nam dawało odprężenie i zwykłą frajdę.
Ta nasza powszechna nieruchliwość jednak słabo wygląda.
Po pierwsze, warto budować świadomość, że aktywność ruchowa może mieć wpływ na nasz dobrostan. Kiedy opowiadam o tym, często spotykam się z zaskoczeniem u ludzi. Po drugie, warto jednak pamiętać, że wolny czas tylko wtedy będzie prawdziwie wolny, kiedy będziemy robili to, na co naprawdę mamy ochotę, co sprawia nam przyjemność. Jeżeli te zachowania prozdrowotne nie są w czyjejś orbicie zainteresowań, bo woli oglądać telewizję lub grać w gry wideo, to ok. Z perspektywy psychologicznej ważne jest, by w tym wolnym czasie zregenerować „zasoby”, czyli to wszystko, co pozwala nam radzić sobie z wyzwaniami życia codziennego - nie tylko zawodowego, ale też m.in. rodzinnego.
Wspomniał Pan, że nawet oglądanie telewizji może być dobre, jeśli czujemy, że to nas odpręży. Czy zatem powinniśmy sobie jakoś to leniuchowanie dawkować?
Jak słyszę o dawkowaniu, to nasuwa mi się skojarzenie z odmierzaniem dawki leku. Trudno by mi było jednak sformułować jakieś zalecenie czy przepis określający ściśle, jak należałoby układać sobie aktywność, by nasza regeneracja była efektywna. To oczywiste, że ktoś wyczerpany, mocno zestresowany będzie potrzebował więcej czasu na dojście do siebie. Nie bez znaczenia są też indywidualne predyspozycje danej osoby do radzenia sobie ze stresem czy „zaplecze społeczne”, wspierająca grupa bliskich. Wybierając sposób spędzania wolnego czasu, warto zdać się na subiektywne odczucia. Organizm sam „podpowiada”, co najbardziej by nas odprężyło w danym momencie.
Od samej formy spędzania wolnego czasu ważniejsze jest to, by w ogóle spędzać go razem. Kontakt to podstawa budowania relacji
A kiedy nasz odpoczynek przerwać? Jest jakaś granica relaksu, regeneracji, której warto przestrzegać?
Ideałem byłoby dojść do momentu, w którym po prostu zatęsknimy za pracą. Znowuż jednak - to, kiedy ten moment następuje, jest kwestią mocno indywidualną. Niemniej nie znam takich badań, które wskazywałyby, ile i jakiej aktywności potrzebujemy, by nasza regeneracja była pełna.
Mówimy dużo o naszym osobistym stosunku do czasu wolnego. A co z relacjami międzyludzkimi?
One są niezwykle istotne i dlatego dobrze jest łączyć naszą indywidualną aktywność ze spotkaniami. Wsparcie, które otrzymujemy ze strony bliskich - zarówno materialne, organizacyjne, jak i „zwykłe” wyrazy przyjaźni, współczucia, sympatii - jest fundamentalne dla naszego dobrostanu. Właśnie ten wolny czas wykorzystujmy po to, by porozmawiać z bliskimi, wzajemnie wesprzeć się, wymienić refleksjami i doświadczeniami, ale też po prostu bawić się. Znajomości, które nawiązujemy i zacieśniamy, będą później niezastąpionym źródłem siły w sytuacjach kryzysowych.
Badania znowuż jednak wskazują, że ten wspólny wolny czas spędzamy biernie. Głównie rozmawiamy, „paplamy”, można powiedzieć. To dobrze?
Brytyjski antropolog i psycholog ewolucyjny Robin Dunbar postawił kiedyś bardzo ciekawą hipotezę, że to nasze „paplanie”, jak pan mówi, jest substytutem iskania wśród ssaków naczelnych. Dzięki tym wszystkim „gadkom szmatkom” budują się więzi, są wyrazem bliskości.
Ale co one właściwie nam dają?
Z perspektywy obserwatora może wydawać się, że w trakcie takich spotkań nic się przecież szczególnego nie dzieje. Natomiast dla uczestników taki bezpośredni kontakt pozwala umocnić relację. Rozmawiając z bliskimi, wymieniając spostrzeżenia - zresztą często o innych ludziach - okazujemy otwartość, szczerość, a także nasze zaufanie. To są wyrazy naszej bliskości, niezbędne, by relacje byłe żywe i głębokie. Patrząc od strony badawczej, monitoring częstotliwości kontaktów pozwala nam w sposób precyzyjny określić stopień intensywności samych relacji interpersonalnych. W tym kontekście nasuwa mi się jeszcze jedna myśl - że od formy spędzania wspólnego wolnego czasu ważniejsze jest samo to, że w ogóle jesteśmy razem. Bliskość fizyczna daje podstawę do dalszego rozwijania relacji. Choćby ludzie tylko siedzieli obok siebie na tym grillu, to mają jednak ze sobą kontakt. Ci, którzy się spotykają, zyskują więcej, bo łatwiej im budować wspólnotę, tworzyć wspólną tożsamość, te relacje są trwalsze. A jeśli ktoś dokłada do tego jeszcze aktywne formy spędzania czasu, zyskuje w sposób szczególny.
Rozumiem jednak, że z czystym sumieniem możemy nałożyć sobie kiełbaskę z grilla, w trakcie jedzenia „popaplać” ze znajomymi, a wieczorem na kanapie obejrzeć ulubiony serial?
Jak najbardziej. Polecam.
dr Jarosław Kulbat - psycholog społeczny, konsultant i trener. Wykładowca Uniwersytetu SWPS, gdzie prowadzi zajęcia m.in. z zakresu psychologii popularnej, grup społecznych czy konfliktów społecznych