"W czasie pandemii koronawirusa trzeba działać szybko. Czasami mamy pół godziny, innym razem dwa dni" - mówi dyrektor wielkopolskiego NFZ
- Zadania, z którymi się mierzymy, to czasem kwestia pół godziny, innym razem godziny, a czasami dwóch dni. Nie ma reguły, ale zawsze należy działać szybko - podkreśla Agnieszka Pachciarz, dyrektor wielkopolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Opowiada też m.in. jak przebiegało przekształcanie wielospecjalistycznego szpitala w Poznaniu w szpital jednoimienny oraz czy w Wielkopolsce powstanie kolejna placówka przeznaczona tylko dla chorych zakażonych koronawirusem.
Polityków widać w telewizji, pracy pracowników służby zdrowia nikomu pokazywać nie trzeba. A czym w czasie epidemii zajmuje się NFZ?
Zadań jest sporo. Przede wszystkim zajmujemy się organizowaniem systemu opieki zdrowotnej w czasie epidemii – w różnych aspektach. Współpracujemy z podmiotami, które są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Powiedziałabym, że ta współpraca układa się lepiej niż dobrze i na bieżąco rozwiązujemy wszelkie problemy. Już w pierwszych dniach marca musieliśmy np. zorganizować sieć transportu sanitarnego dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia koronawirusem. W ciągu jednego dnia, dzięki postawie podmiotów oraz zaangażowaniu i wysiłkowi naszych pracowników, karetki były przygotowane na to zadanie. Obecnie analizujemy liczbę transportów na bieżąco i ostatnio dodaliśmy dwie kolejne karetki na teren Poznania i okolic.
Czyli wiele rzeczy dzieje się pod presją czasu?
Tak, oczywiście pewnych rzeczy się spodziewamy i np. na wyznaczenie oddziałów szpitalnych, które miały zajmować się zakażonymi pacjentami, mieliśmy kilka dni. Zdarza się też, że musimy poszerzyć tworzony wspólnie z wojewodą wykaz o nowe podmioty, które zajmują się konkretnymi specjalizacjami. Po kilkunastu dniach współpracy ze szpitalem im. J. Strusia okazało się, że coraz częściej zdarzają się pacjenci wymagający np. nadzoru psychiatrycznego. Stąd musieliśmy wskazać oddział w szpitalu HCP, który będzie takich pacjentów przyjmował. Wyzwaniem było też wykazanie stacji dializ dla pacjentów z COVID-19. Warto dodać, że stan epidemii wymaga stałej współpracy z konsultantami wojewódzkimi. W Wielkopolsce w tym zakresie mamy szczęście do doskonałych specjalistów, w tej sytuacji najistotniejsi eksperci to konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych prof. Magdalena Figlerowicz, w dziedzinie anestezjologii dr Karina Stefańska-Wronka, nefrologii – prof. Andrzej Oko, czy ratownictwa medycznego lek. Arkadiusz Grabowski. Na bieżąco aktualizujemy mapę wolnych respiratorów, monitorujemy liczbę dostępnych łóżek i realizujemy inne zadania, które wymagają stałego kontaktu z Wielkopolskim Inspektorem Sanitarnym i wojewodą wielkopolskim, z którymi współpraca również układa się bardzo dobrze. Zadania, z którymi się mierzymy, to czasem kwestia pół godziny, innym razem godziny, a czasami dwóch dni. Nie ma reguły, ale zawsze należy działać szybko.
Szybko trzeba też było działać przy przekształcaniu wielospecjalistycznego szpitala przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu w szpital jednoimienny. Jaka była skala tej operacji?
W czasie przygotowań przyjęto nowe założenia. Dawniej zakładano, że na podobne potrzeby wyznaczy się kilka oddziałów w różnych szpitalach lub kilka mniejszych szpitali. Po doświadczeniach hiszpańskich i włoskich Ministerstwo Zdrowia słusznie zadecydowało o wyznaczeniu na początek jednego szpitala, ale wielospecjalistycznego, bo wiadomo, że pacjenci z koronawirusem cierpią także na inne choroby, a poza tym chodziło o bardzo zakaźny charakter tej choroby. Kilka dni przed decyzją rozpatrywaliśmy kilka placówek w Wielkopolsce, by ostatecznie wyznaczyć szpital przy ul. Szwajcarskiej, który przyjął tę decyzję z pełnym zrozumieniem. Podejrzewam, że mając największy oddział zakaźny w Wielkopolsce spodziewał się tego. Przekształcenie rozłożyliśmy na sześć dni. Szpital z naszym wsparciem i czasami sugestiami zajął się rozlokowaniem pacjentów po innych placówkach. Zależało nam na tym, żeby rozdzielić chorych po różnych szpitalach nie tylko w Poznaniu i tak się stało. Przenoszenie najdłużej trwało na oddziale kardiochirurgii, ponieważ część chorych była w ciężkim stanie po operacji, a ryzyko ich przenoszenia – zbyt duże. Czekaliśmy więc na bezpieczny moment. Podkreślam – żaden pacjent nie poniósł szkody w trakcie przekształcania szpitala przy Szwajcarskiej, a od całego przedsięwzięcia minął już miesiąc.
Sprawdź również: Genetyk dr Michał Kaszuba: Koronawirus może towarzyszyć ludzkości już zawsze
Przy czym w szpitalu przy Szwajcarskiej nie ma części specjalizacji – np. oddział ginekologiczno-położniczy stworzono w placówce przy ul. Polnej.
Tak, szpital przy ul. Szwajcarskiej nigdy nie miał oddziału położniczego. Nieco inaczej bywa w innych częściach Polski, gdzie oddziałów położniczych jest więcej. W Poznaniu mamy największą porodówkę w kraju w szpitalu klinicznym, więc ten rodzaj opieki jest tutaj skonstruowany nieco inaczej. Dla szpitala przy ul. Polnej to też było wyzwanie. Nawet przez chwilę rozważaliśmy, czy nie zorganizować porodówki przy ul. Szwajcarskiej przy pomocy kadry z Polnej. Ustaliliśmy ostatecznie, że jeśli szpital przy Polnej będzie w stanie tak zorganizować drogi dla pacjentów z koronawirusem i pozostałych, żeby się one nie krzyżowały, to najlepszym rozwiązaniem będzie wyznaczenie specjalnego oddziału w tej placówce. Plusem tego rozwiązania jest także to, że gdy urodzi się dziecko z COVID-19, to Polna ma oddział zakaźny dla noworodków.
W Wielkopolsce będą tworzone kolejne szpitale jednoimienne?
To zależy od rozwoju epidemii. Szpital w Wolicy wyznaczono decyzją wojewody z racji zagrożenia dla południa Wielkopolski. Jednak gdyby spojrzeć na średnie obłożenie w szpitalu przy ul. Szwajcarskiej, to w kwietniu na 540 łóżek nie przekraczało ono 40 proc. Na razie ten zasób jest więc wystarczający. Dodajemy do niego łóżka w szpitalu w Wolicy, których ma być łącznie 120 i mamy nadzieję, że tej placówce uda się to osiągnąć. Teraz ma szansę zbudować pozytywną opinię, realizując postawione przed nią wyzwanie. Na ten moment nie ma więc niepokoju, że jesteśmy niewystarczająco zabezpieczeni. Jeśli epidemia będzie się rozwijać i zwiększy się liczba hospitalizowanych, wtedy rozważymy ewentualne wyznaczenie kolejnego szpitala. Zwróćmy uwagę, że na ten moment epidemia przebiega w Wielkopolsce dość spokojnie. Stoi za tym szereg decyzji i mnóstwo pracy, ale mam nadzieję, że efekt jest taki, że Wielkopolanie, mimo całego stresu związanego ze stanem epidemii, czują się bezpieczni.
Jeśli chodzi o decyzje, to zdarzają się też te, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne. Chodzi mi o szpital w Krotoszynie, wobec którego pojawiły się zarzuty, że pacjentów potencjalnie zakażonych koronawirusem, przewoził do szpitala w Pleszewie. Skończyło się to trudną sytuacją epidemiczną w obydwu powiatach. Teraz sprawę bada prokuratura, ale jakie mogą być konsekwencje?
Jeżeli taka instytucja jak NFZ ma informacje, że mogło dojść do narażenia na niebezpieczeństwo zdrowia lub życia, to ma obowiązek powiadomienia prokuratury. Nasze narzędzia nie były już wystarczające do dalszej kontroli. Wcześniej szpital w Krotoszynie popełnił już parę błędów, ale sytuacja była na tyle poważna, czy jak Pan to ujął kontrowersyjna, że nie mieliśmy wyjścia i zdecydowaliśmy o zawiadomieniu prokuratury. Choćby z potrzeby zabezpieczenia dokumentacji medycznej, która nam nie została przekazana w wystarczającym zakresie. Prokuratura bada tę sprawę i to od niej zależą dalsze jej losy. Zawsze trudno podjąć taką decyzję, ale troska o pacjentów, czyli to, do czego jesteśmy powołani, jest najważniejsza.
Mieliście jeszcze doniesienia o podobnych sytuacjach?
Można powiedzieć, że to był ewenement. Inne niejasne sytuacje rozwiązujemy we własnym zakresie. Np. to, że kwarantanna skończyła się, a oddział nadal był zamknięty, co zdarzyło się w jednym szpitalu. W trudniejszych sytuacjach, gdzie nie wystarczy rozmowa telefoniczna – interweniujemy pisemnie. Takie sytuacje też są, ale równie groźnej jak ta z Krotoszyna – na szczęście nie było.
Czytaj: Prof. Jacek Wysocki: Epidemia w Polsce będzie trwała dłużej i musimy zdawać sobie z tego sprawę
Jak do tej pory – o jakich kosztach i liczbach mówimy w przypadku epidemii koronawirusa?
W marcu było to około 10 mln zł dla samego szpitala przy Szwajcarskiej. W kwietniu będzie to ponad 14 mln samego ryczałtu, nie licząc zapłaty za leczonych pacjentów. Przede wszystkim – każdej placówce płacimy za gotowość, a dodatkowo oddzielnie za pacjenta z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, ze stwierdzonym Covid-19, czy takiego pod respiratorem. Szpitale mają się przede wszystkim czuć bezpiecznie finansowo, stąd płacenie za gotowość niezależnie od liczby pacjentów. Oprócz kosztów za specjalne zadania związane z koronawirusem zapewniamy finansowanie innym podmiotom. W marcu mogły one wystawić rachunek nawet jeśli zawiesiły swoją działalność. Nie kwestionowaliśmy tych decyzji, choć duża część starała się działać normalnie, na ile to było możliwe. Nadchodzi jednak moment, w którym należy się uaktywnić nieco bardziej. Do największej liczby zawieszeń doszło w stomatologii i w tej specjalizacji najbardziej spadła dostępność świadczeń. Wykonanie kontraktów za marzec było na poziomie 55 proc. w porównaniu z poprzednimi miesiącami.
Z czego to wynika?
Zabiegi w obrębie jamy ustnej, głowy i szyi są najbardziej niebezpieczne dla personelu, obecnie przeprowadzanie niektórych konkretnych zabiegów nadal jest odradzane przez ekspertów. Obserwujemy jednak, że gabinety powoli się otwierają. W połowie kwietnia zamkniętych było 60 proc. placówek, a na koniec miesiąca – 50 proc. Jeśli chodzi o zabiegi planowe, to wyraźnie widać, że te placówki, które dobrze działają poza epidemią i są dobrze zorganizowane, są w stanie realizować je bez szkody dla pacjentów. Z kolei tam, gdzie były problemy zarządcze lub organizacyjne, tam epidemia tylko je uwypukliła. Inna sprawa, że często sami pacjenci rezygnują z planowych zabiegów, bo boją się je wykonać w obecnym czasie. Dbamy też o to, by zapewniona była opieka dla pacjentów w nagłych przypadkach, ponieważ co oczywiste, w dobie epidemii ludzie nadal mają zawały czy udary. W tych przypadkach apelujemy, by nie czekać ze zgłaszaniem się na SOR czy wezwaniem pogotowia. Niektórzy ludzie mają dziś obawy przed wizytą w szpitalu i wolą przeczekać objawy, sprawdzając, czy się one rozwiną. Nie wolno tego robić, żeby nie doszło do bardzo groźnej sytuacji, w której inne choroby zbiorą większe żniwo niż COVID.
Wspominała pani o różnych postawach, które można zaobserwować w placówkach. Jakich dokładnie?
W zasadzie jest ich pełne spektrum. Większość profesjonalnie zmierzyła się z tym wyzwaniem i nie odczułam nawet cienia zawahania w rozmowach. Inni potrzebują czasu na oswojenie się i po nim przyjmują odpowiedzialną postawę organizując zespół i przygotowując podmiot do nowych zadań. Szpital i poradnia zachowa się tak, jak jej lider. Trzecia grupa to tacy, którzy robią wszystko, by przypadkiem nie być w kręgu zainteresowania i na pierwszej linii. To od nich możemy usłyszeć: „oczywiście czas jest wyjątkowy, ktoś musi podjąć się tego wyzwania ale nas proszę nie brać pod uwagę. Niech zrobią to inni”. Na szczęście dominuje ta pierwsza postawa.
Dla NFZ nadchodzą jakieś zupełnie nowe zadania?
Obecnie zawieramy umowy z laboratoriami już nie jako podwykonawcami szpitala, ale bezpośrednio jako podmiotami wykonującymi testy na obecność koronawirusa dla szpitali i innych osób ze wskazaniami. Poza tym uruchamiane są w tym tygodniu punkty pobrań przy szpitalach dla osób w kwarantannie. Chce się tego podjąć prawie 20 wielkopolskich szpitali. Kolejne zadanie to realizacja nowego rozporządzenia dotyczącego umów dla kadry medycznej. Będziemy dodatkowo płacić za utraconą korzyść, ponieważ lekarze zajmujący się pacjentami z koronawirusem nie powinni łączyć pracy w kilku miejscach. Tak wygląda ten tydzień poza bieżącymi zadaniami.
Epidemia zmieniła system ochrony zdrowia, ale też organizację pracy. Jak pracownicy NFZ odnaleźli się w nowej sytuacji?
Na początku tej sytuacji usłyszałam od przedstawicieli innych instytucji, że zostało im kilkanaście albo nawet kilka procent pracowników, bo większość wycofała się, np poszła na L4. W naszym przypadku było zupełnie odwrotnie. Większość osób stanęła na wysokości zadania. Już na przełomie lutego i marca część naszych pracowników rozpoczęła pracę zdalną, abyśmy w sytuacji, gdyby reszta miała problemy zdrowotne, mogli jako firma nadal funkcjonować. Duże znaczenie ma też dobra koordynacja działań w całym kraju przez Ministerstwo Zdrowia i Centralę NFZ. Sytuacja postawiła przed nami nowe zadania, których wcześniej nie było, a jednak nigdy nie było problemu z podjęciem się tych wyzwań i ich sprawną realizacją. Nasi pracownicy wykazali się dużą odpowiedzialnością i kompetencjami, za co jestem im wdzięczna.