Użądliła go pszczoła. Pozwał pszczelarza. Dostał 2 tys. zł
Fachowcy twierdzą: sprawa dyskusyjna, trudno udowodnić winę, pszczoły nie są czipowane.
Do zdarzenia doszło w czerwcu ubiegłego roku w Ulhówku (pow. tomaszowski). Poszkodowany utrzymywał, że podczas wizyty u ojca wyszedł z bratem nazbierać truskawek. - Wtedy zostali zaatakowani przez rój pszczół. Zaczęli uciekać. Jedna z pszczół użądliła mężczyznę w okolice oka - tłumaczy radca prawny z Zamościa, który reprezentował poszkodowanego w sądzie.
Mężczyzna wrócił do Lublina i udał się do lekarza, który wypisał mu zwolnienie. Przed sądem tłumaczył, że cała sytuacja pokrzyżowała mu zawodowe plany. Utrzymywał, że nie mógł wyjechać w określonym terminie do Niemiec, przez co stracił wynagrodzenie i dietę przysługującą z tytułu podróży zagranicznej. Postanowił, że nie odpuści i sprawa znalazła finał w sądzie. Mężczyzna wycenił swoje straty na 2,6 tys. zł. Pod koniec lutego strony zawarły ugodę. Użądlony otrzymał 2 tys. zł.
- Nie chciałem się już dłużej sądzić - mówi pszczelarz Czesław Holli. - Sąsiad faktycznie w tym dniu był w pobliżu ziemi, którą dzierżawię i miejsca, na którym znajdują się moje ule. Kosił trawę i najprawdopodobniej rozdrażnił pszczoły. Miał świadków, brata i ojca, którzy zeznali, że w południe, gdy zrywał truskawki, rój pszczół wyleciał z ula i go zaatakował - relacjonuje Holli.
Sobie niewiele ma do zarzucenia. - Według mnie ule stoją w bezpiecznej odległości od granicy działek. Pszczoły nie atakują bez powodu. Muszą być sprowokowane, być może zapachem spalin bądź odgłosem pracującej kosiarki - mówi właściciel uli.
Z jego opinią nie zgadza się druga strona. - Pasieka nie była oddzielona żadną naturalną barierą, np. szpalerem krzewów czy drewnianym płotem, a ule stały zbyt blisko jego działki - podkreśla przedstawiciel poszkodowanego.
Ostatecznie strony podpisały ugodę. Dla specjalistów sprawa jest dyskusyjna. - Trudno udowodnić winę w przypadku użądlenia. Pszczoły nie są obrączkowane ani czipowane. Dużo zależy od biegłych i ich interpretacji przepisów prawa. Zazwyczaj pszczoły nie atakują bez powodu. Istotne dla bezpieczeństwa ludzi jest odpowiednie zachowanie w pasiece i bezpośredniej okolicy. Należy unikać gwałtownych ruchów, nie hałasować i oczywiście nie stukać w ul. Pszczoły nie lubią drażniących zapachów, np. perfum, alkoholu, potu itp. Warto pamiętać, iż pszczoły negatywnie reagują na obecność człowieka w dni parne oraz przed burzą - zaznacza Andrzej Lissecki, właściciel Gospodarstwa Pasiecznego „Dary Pszczół” z Dynisk.
Przed sąd za ciastko z plastikiem, śliską podłogę i alergię na kota
Okazuje się, że nietypowych spraw, w których sądy zasądzają odszkodowania, w naszym regionie nie brakuje.
Często przed sądem cywilnym prowadzone są procesy, w czasie których powód domaga się pieniędzy za pogryzienie przez czworonoga, zwykle chodzi o psa sąsiada.
- Właśnie w takich sprawach często zapadają wyroki skazujące na zapłatę zadośćuczynienia. Jego wysokość jest różna i zależy od ran, jakich doznał człowiek na skutek ataku zwierzęcia - tłumaczy Ewa Bazelan, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Lublinie do spraw cywilnych.
Zwykle poszkodowany otrzymuje zadośćuczynienie w wysokości kilku tysięcy zł. Ale w sprawie sprzed 15 lat, dotyczącej pogryzienia 13-letniego chłopca z okolic Krasnegostawu przez dwa wilczury pilnujące stacji paliw, zasądzono dużo wyższą zapłatę. Zwierzęta tak długo kąsały dziecko, aż straciło przytomność. Znalazł go przypadkowy przechodzień. Chłopiec nie miał spodni, był zakrwawiony i znajdował się w stanie krytycznym. Właściciel czworonogów, decyzją sądu, musiał zapłacić 13-latkowi 40 tys. zł zadośćuczynienia.
Jacuzzi, solarium i ciastko
Tylko w ubiegłym roku przed lubelskim sądem zapadły trzy wyroki w sprawach o zadość-uczynienie. Pierwszy dotyczył śliskiej posadzki w jednym z ośrodków SPA w Lublinie.
Jerzy B. pośliznął się podczas wchodzenia do jacuzzi. Upadając, uderzył okolicą lędźwiową o twardą powierzchnię i doznał urazu kręgosłupa. Sąd uznał, że za powstałe obrażenia mężczyzna powinien dostać zadość-uczynienie w wysokości 50 tys. zł. Pieniądze miała wypłacić firma, w której ośrodek SPA był ubezpieczony.
Na wypłatę takiego samego zadośćuczynienia rok temu lubelski sąd skazał właściciela solarium z ul. Narutowicza. Powód? Rozległe poparzenia klatki piersiowej, rąk i szyi u jednej z klientek.
W minionym roku do sądu poszła też mieszkanka Lublina, która w pierniczku znalazła kawałek plastiku. Pech chciał, że jedząc ciastko, ostrym elementem plastiku uszkodziła sobie policzek. Poszkodowana domagała się od producenta pierników zadośćuczynienia w wysokości 85 tys. złotych i comiesięcznej renty - 800 zł.
Sędzia z Lublina zdecydował jednak, że z powodu braku groźniejszych ran, np. gardła, lublinianka musi się zadowolić zdecydowanie niższą kwotą. Otrzymała 5 tys. złotych.
Proces o eksmisję kota
Ewa Bazelan przypomina sobie jeszcze jedną głośną, ale tym razem zabawną sprawę ze zwierzakiem w roli głównej.
- Mieszkaniec Lublina pozwał swojego sąsiada. Chciał go zmusić, by pozbył się swojego kota. Dlaczego? Mężczyzna cierpiał na alergię. Zwierzak znajdujący się w pobliżu źle wpływał na jego stan zdrowia. Sąd po kilku rozprawach oddalił pozew, ale historia eksmisji kota sprzed lat zapadła nam w pamięć - śmieje się pani rzecznik.