Uwielbia udowadniać, że nie jest niedouczoną aktoreczką z telewizji
To ona śpiewała słynny przebój dziecięcego zespołu Fasolki - „Myj zęby”. Dzisiaj bardziej kojarzymy ją z popularnym serialem „Na Wspólnej”. Niektórzy mieli okazję spotkać się z nią na sali sądowej, bo pracuje również jako radca prawny.
Jedną z faworytek rozpoczętej właśnie nowej edycji programu „Twoja twarz brzmi znajomo” jest dobrze nam znana z serialu „Na Wspólnej” aktorka. To nie pierwsze show tego rodzaju z udziałem Joanny Jabłczyńskiej. Widzieliśmy ją przecież już choćby w „Tańcu z gwiazdami” czy w „Agencie”. Co ją skłoniło do tego, by znów stanąć w szranki z kolegami i koleżankami po fachu na małym ekranie?
- Przyznam szczerze, że dostałam propozycję wzięcia udziału już w pierwszej edycji. Miałam jednak wówczas egzamin radcowski i terminy ze sobą kolidowały. Nie mogłam przesunąć prawniczego sprawdzianu, a terminy studia telewizyjnego również są nieubłagane. Dlatego czekałam, licząc, że jeszcze kiedyś przyjdzie czas na mój udział w tym muzycznym show. Kiedy po raz wtóry zaproponowano mi wzięcie udziału w „Twoja twarz brzmi znajomo”, nie wahałam się ani przez chwilę - tłumaczy w Polsacie.
Ewentualną wygraną w programie aktorka chce przeznaczyć na bliźniaczki, którym pomaga od dawna - Zuzi i Mai. Jedna z dziewczynek jeździ na wózku, druga też wymaga poważnej rehabilitacji. Jest szansa, aby jedna z nich mogła chodzić, ale trzeba zebrać 250 tys. zł. Czy się uda? Trzymajmy za nią kciuki!
Fasolkowe dzieciństwo
Tata Joasi jest biologiem, a mama położną. Od urodzenia była ich oczkiem w głowie. Tata zarabiał na utrzymanie rodziny, a mama gotowała obiady i zajmowała się dwiema córkami. Dużą część lata spędzały u babci na wsi. Joasia uwielbiała ten czas - baraszkowała po sianie, budowała domki na drzewach, z lin zawieszonych na gałęziach skakała do jeziora, paliła ogniska z kolegami. Ale do czasu, kiedy zainteresowała się śpiewem i tańcem.
- Zaczęło się od tego, że moja starsza siostra nie mogła mnie zdzierżyć, bo zawsze miałam dużo energii. Poprosiła rodziców, żeby mnie zaprowadzili na casting do zespołu dziecięcego Fasolki. Dostałam się tam. Ale już na samym początku jedna z koleżanek zachorowała i jej mama zaproponowała, żebym poszła za nią na dubbing do studia. Złożyło się tak, że śpiewałam, a oni potrzebowali śpiewającej dziewczynki. Wzięli mnie do tego dubbingu i sprawdziła się maksyma: „Więcej szczęścia jak rozumu” - śmieje się aktorka w „Gazecie Współczesnej”.
Wraz z dziecięcym zespołem Joasia przemierzyła całą Polskę wzdłuż i wszerz. To szybko nauczyło ją samodzielności. Sukcesy z Fasolkami nie przewróciły jej jednak w głowie. Była grzeczną dziewczynką. Może dlatego nie miała też wielu kłopotów z nauczycielami, choć zdarzali się tacy, którzy byli wobec niej złośliwi. „Zazwyczaj jak jest bieda w rodzinie, to wysyła się dziecko do pracy” - dopiekła jej kiedyś fizyczka. Mimo że Joasia musiała opuszczać sporo zajęć ze względu na występy, zawsze miała świadectwo z paskiem.
Lęk przed małżeństwem
Dokładnie w swoje siedemnaste urodziny Joasia weszła na plan serialu „Na Wspólnej”. Miała już za sobą nie tylko występy w Fasolkach, ale też w telewizyjnych programach „Teleranek” i „Tik-Tak”. Tym razem pojawiła się u boku znanych aktorów, których zawsze uważała za swoich idoli.
- Było to ogromne przeżycie, choć pamiętam, że początki były dla mnie bardzo trudne. Po obejrzeniu pierwszych odcinków miałam wrażenie, że nie dało się tego oglądać (śmiech). Tak naprawdę cała ekipa musiała się wszystkiego nauczyć, bo wcześniej nie było w Polsce tego typu produkcji - codziennej, długoterminowej i pochłaniającej mnóstwo czasu. Teraz mogę powiedzieć, że chodzę z podniesioną głową i z dumą mówię, że gram w takim serialu, a nie w innym - mówi dziś w TVN.
Udany początek aktorskiej kariery zbiegł się u Joasi z problemami w życiu osobistym. Ojciec zostawił mamę i córki, by założyć nową rodzinę. Młodsza z dziewczyn długo nie potrafiła mu tego przebaczyć.
- To był ciężki czas, ale dzięki mądrości moich rodziców poradziłam sobie z tym. Dzisiaj z obojgiem mam znakomite relacje. Tata, choć odszedł, pozostał dla mnie wielkim autorytetem. Ale właśnie być może rozwód rodziców sprawił, że gdzieś w mojej głowie jest lęk przed małżeństwem. Nieuzasadniony strach... Myślę jednak, że nad tym krokiem każdy poważnie się zastanawia, trochę się boi i nie podejmuje takiej decyzji pochopnie - mówi teraz w Poradniku Zdrowego Człowieka.
Nic dziwnego, że Joasia nie potrafiła długo pozostać u boku jednego mężczyzny. Najpierw była ze starszym od niej o sześć lat surferem - Aleksem Grynisem. Kiedy się rozstali, znalazła pocieszenie w ramionach osobistego trenera - Jakuba Krzyżaka. W końcu zaprzyjaźniła się z Piotrem Podgórskim, z którym prowadziła razem kancelarię. Ale i ta relacja nie znalazła finału na ślubnym kobiercu.
Być może też dlatego, że Joasia większość czasu poświęca pracy. I to nie tylko na planie - ale również w sądzie. Chociaż wiele osób nie wierzyło, że uda się jej pogodzić karierę aktorską ze studiami prawniczymi, ukończyła je z powodzeniem i zdała egzamin na radcę prawnego. Dziś łączy oba zajęcia.
- Uwielbiam wchodzić na salę sądową, oczywiście z pełną pokorą, i bardzo lubię ten uśmiech pełnomocnika strony przeciwnej, że to będzie takie proste, bo przyszła aktoreczka - na pewno jest niedouczona, bo za dużo czasu na planie spędziła i na pewno sobie nie poradzi. I bardzo lubię ich zdziwienie, kiedy się okazuje, że ja jestem właśnie dziesięć razy lepiej przygotowana od pełnomocnika drugiej strony - uśmiecha się Joasia w Interii.