Uważaj, w samotności łatwo utonąć
Tak, „Samotny zachód” to spektakl tylko dla dorosłych. Tyle tu pada słów na „p” i „k”... Czasami wulgaryzm przekuty zostaje w humorystyczną puentę. Wtedy się śmiejemy, ale...
Gdy w sztuce Martina McDonagha (część „Trylogii Leenane”) odrzucić ten „śmiech rubaszny”, zostaje szkielet dramatu - oś Zła. Bo też cały czas słyszymy, że bracia: Coleman Connor (Jerzy Kaczmarowski) i Valene Connor (Janusz Młyński) dorastali i mieszkają w miejscu ponurym.
Tu człowiek człowiekowi wilkiem? Mało powiedziane. Huragan złośliwości, grzechu śmiertelnego zasysa kolejne ofiary: wybierają śmierć w pobliskim jeziorze. Bracia Connor wzajemną nienawiść (ale też samotność i niespełnienie) topią w alkoholu. Jak wszyscy w parafii ojca Welsha (przekonująco „wewnętrznie rozdarty” Ernest Nita), który nie radząc sobie z tą potęgą grzechu, kieliszka nie odmawia. Aż doprowadzony do ostateczności, ofiaruje siebie...
Jest w spektaklu w reżyserii Roberta Czechowskiego mięsisty dialog, wciągający pojedynek krwistych postaci - braci Connor, gdzie ujawnione w drugiej części sztuki kulisy Zła przynoszą bohaterom i nam jakąś ulgę i oczyszczenie.
Między splunięciem na podłogę a ciągłym sięganiem po grzebień dostajemy kreację spełnioną
Jest plan drugi - z onirycznym tańcem duchów-topielców. Oj, chciałoby się więcej tej plastycznej toni jeziora, a nie tylko na zasadzie cezury. (O ruch sceniczny zadbał choreograf Paweł Matyasik, światło jest dziełem Piotra Pawlika, scenografia i kostiumy - Wojciecha Stefaniaka, muzykę przygotował Damian Neogenn Lindner).
I są kreacje. To skąpy do bólu Valene Connor Janusza Młyńskiego, który z kolekcji „świętych” figurek czyni coś w rodzaju religijnego fetysza. To Coleman Connor, gdzie klasę pokazuje Jerzy Kaczmarowski. Chyba od „Kwartetu” nie widzieliśmy aktora w roli takiego formatu. Między splunięciem na podłogę a ciągłym sięganiem po grzebień dostajemy kreację spełnioną - oglądamy człowieka, który marzenia i wrażliwość ukrył pod podłością. Bo jako mieszkaniec takiej irlandzkiej mieściny - nie mógł inaczej. Tak tu robią wszyscy.
Lubuski Teatr, piątek, sobota, 19.00, niedziela, 18.00, bilety: 35/40 zł.