Utrapieniem chłopów służba w podłym wojsku austriackim
Zamiast spędzić dekadę w koszarach, woleli zostawić rodzinę i wyjechać z kraju za chlebem. Przez 30 lat z Gorlickiego głównie do Stanów wyemigrowało 18700 mieszkańców podgorlickich wsi.
,,Sucha rzepa, musiała ustąpić ziemniakom, z których różne są w tym cyrkule gatunki, a między nimi tak zwane szwaby są największe, z natury swojej sypkie i mączne, a te najwięcej sadzone bywają” - pisał w 1811 r. korespondent ,,Gazety Lwowskiej” o ziemi jasielsko-gorlickiej czasów galicyjskich.
Wódkę pili z obowiązku
Ziemia gorlicka została włączona do Cesarstwa Austriackiego na mocy postanowień I rozbioru Polski w 1772 r. Od tego momentu nowa władza zaczęła łagodzić niewolnicze położenie chłopów. Za czasów cesarzowej Marii Teresy ograniczono roboty w dni świąteczne. Cesarz Józef II zmniejszył wymiar pańszczyzny do trzech dni, która do tej pory w folwarkach ziemi gorlickich wynosiła średnio pięć dni. Zezwolił też chłopom na opuszczanie wsi bez okupu oraz zakazał rugowania ich z ziemi.
By uniemożliwić zabieranie ziemi chłopskiej przez dwory, wydano specjalny patent, głoszący, że ,,wszystkie grunta znajdujące się w dniu 1 listopada 1787 r. w posiadaniu poddanych uznane zostały za poddańcze i dziedzicom nie wolno ich włączać do swych posiadłości”.
Te rewolucyjne zmiany były niczym w porównaniu z ciosem zadanym dziedzicom wsi na skutek zniesienie obowiązku picia dworskiej wódki przez chłopów. Spowodowało to niekiedy zmniejszenie dochodowości folwarków nawet o trzecią część.
Jak był to ważny dochód i w jaki sposób był broniony przez szlachtę ziemi gorlickiej, niech świadczy zapis zawarty w księdze sądowej gromady Zagórzany z 1759 r., który głosił: ,,kto piłby wódkę spoza terenu wsi - wódkę obcą, dostaje karę dodatkowej porcji kupienia wódki. A jeżeli powtórzy się to trzeci raz, to dodatkowa porcja wódki dworskiej i grzywna lub plaga rózgami od 10-300, przeciętnie 100”.
Ziemniaki - rewolucją
Mimo że ziemniaki w Polsce były znane od końca XVII w., to na ziemię gorlicką trafiły pod koniec XVIII wieku, uzyskując od razu ogromne uznanie ze względu na duże zbiory, które zlikwidowały głód.
,,Kartofle wydają w dobrych latach 25 razy, w średnich zaś 12 razy tyle, ile posadzono - pisze wspomniany korespondent.
Oprócz ziemniaków we wsiach uprawiało się żyto, jęczmień, tatarkę, konopie, i owies.Z owoców były tu śliwki, wiśnie i bardzo smaczne jabłka.
,,Każdy prawie dom obsadzony jest śliwiną, która przez niektóre lata wielki niesie pożytek; mógłby on być jeszcze większy, gdyby drzewina rzadziej sadzona była.. Przy wielkiej obfitości tego owocu, co świeżo się nie spożytkuje, na powidło się obraca, albo też na zimę suszyć się zwykło. Przeszłej jesieni dla znacznej mnogości śliwek, palono z nich wódkę, która ze śliwowicą węgierską równać się nie mogła, jednakże jak na pierwszą próbę dość smacznie się udała” - pisał dalej.
Gorlickie wsie słynęły w tym czasie z bydła rogatego. Było go pod dostatkiem, czego nie można powiedzieć o paszy, która przy wczesnej zimie lub spóźnionej wiośnie czy też przy miernym zbiorze słomy, była bardzo droga.
Wtedy: ,,W krótkim czasie jedna krowa zjada drugą, to jest, że trzeba jedną sprzedać, ażeby drugą utrzymać” - pisał współczesny obserwator galicyjskiego życia wiejskiego.
Obżarstwo i febry
Włościanin je tutaj pospolicie, bardzo wiele, bo 4 razy na dzień - pisze lwowski korespondent - a za każdym razem napycha się do rozpęknięcia; kartofle, kapusta, groch, kasza, ciasto praśne, chleb niewypieczony, barszcz, ser, są jego całą strawą. Dzieci już wcześnie przyzwyczaja się do obżarstwa. Matka wierzy najmocniej, że jeżeli kałdun (brzuch - przyp. red.) 4-ma calami nie wyższy od piersi, to dziecię jeszcze się nie najadło” - czytamy dalej.
Mieszkania chłopskie były bardzo nędzne. Zazwyczaj w niskiej brudnej, dymnej izbie mieszka cała rodzina razem z krowami, świniami, domowym ptactwem i królikami .
Izby opalane były cztery razy na dzień, czyli tyle, ile razy jeść się gotowało. Gorąco nieraz dochodziło w izbach do 30 stopni, a mieszkańcy ile razy potrzeba wymaga, tyle razy wychodzili na pole, gdzie bywało zimą nawet 20 stopni zimna.
,,Ta raptowna przemiana nie dzieje się bezkarnie; zapalenie gardła, piersi, kolki, na które dzieci cierpią, reumatyzmy etc. Są zwyczajne tego skutki. Złe pomieszczenia są źródłem febr zaraźliwych” - konkluduje korespondent.
Te złe warunki bytowania były często przyczyną epidemii cyklicznie nawiedzających ziemię gorlicką w XIX wieku. I tak w latach 1829-1832 zmarło na naszej ziemi około 3000 osób. W samej tylko Moszczenicy - 426 osób. Druga fala śmiertelnej zarazy na ziemi gorlickiej przypada na lata 1847-1849. W tym czasie zmarło w Moszczenicy 961 mieszkańców. W samym tylko 1847 r. straciło życie 542 osób. Głównymi przyczynami śmierci w owym czasie była cholera, tyfus, ospa i wtedy i głód spowodowany nieurodzajem i zarazą ziemniaczaną.
Ziemniaki na ziemię gorlicką trafiły pod koniec XVIII wieku, zażegnując głód
Szczęśliwy był góral ruski
Południową część ziemi gorlickiej na początku XIX wieku zamieszkiwali potomkowie osiadłych tu pasterzy wołoskich. Ówcześni dziennikarze nazywali ich góralami ruskimi. Charakteryzując protoplastów, Łemków pisali: ,,Góral ruski po większej części pasterskie życie prowadzi; nie robi pańszczyzny, a skoro jego zimne i niewdzięczne pole, które zazwyczaj do dwóch trzecich części ugorem leży owsem jest zasiane, natychmiast leci ze swoim bydłem o 15 mil wokoło na jarmarki, sprzedaje i kupuje woły. Na wiosnę kupuje on na Węgrzech owce, pasie podczas lata w górach, zbiera z nich mleko i sprzedaje potem podczas jesieni z korzyścią”.
Potrzeby życia tego ludu były małe. Jego strawą było mleko kozie, bryndza, żur, kartofle i chleb owsiany.
,,Góral ruski szczęśliwy jest we względzie fizycznym. Przestaje na małym, jest trzeźwy przy swojej strawie, lekki w ruszeniu, nieuciśniony ciężką pańszczyzną, odziany stosownie do swego klimatu i mieszka przestronnie. Chudoba jego nie zimuje razem z nim w jednej izbie, a w ciepłych oborach. Nie znają, zatem ci górale rozlicznych chorób, które trapią polskiego włościanina” -pisał pamiętnikarz.
Emigracja zarobkowa
Druga połowa XIX w. to okres ,,eksplozji demograficznej” na naszym terenie, która spowodowała na wsi nadmiar rąk do pracy i przeludnienie. Był to podatny grunt dla pośredników pracy z innych państw głównie z Niemiec, Francji i krajów zamorskich. Jak podaje ,,Statystyka Polski” w latach 1880-1910 z powiatu wyemigrowało 18700 osób głównie do USA. Największe nasilenie wyjazdów było w latach 1880-1890, kiedy z powiatu wyjechała prawie połowa podanej liczby osób .
Oprócz celów zarobkowych częstym powodem emigracji była ucieczka młodych mężczyzn ze wsi przed służbą, która w wojsku austriackim trwała 10 lat. Wyjazdy za granicę ułatwiali ludności liczni agenci głównie oddziału wiedeńskiego ,,Uniwersalnego Biura Podróży”, którego oddział działał w Gorlicach.
Wśród wyjeżdżających z gorlickich wsi, większość stanowili mężczyźni. Z grupy 99 emigrantów z Moszczenicy, 81 stanowili mężczyźni. Było wśród nich 17, którzy byli ojcami rodzin. Oni wrócili do wsi, przywożąc pieniądze na kupno gruntu i budowę domu. Wyjeżdżające kobiety, przeważnie panny, wyjeżdżały zazwyczaj do rodzin. Tam osiedlały się, wychodziły za mąż i pozostawały na stałe na emigracji. W 1902 roku do wsi powiatu gorlickiego z emigracji przysłano pocztą 2 400 000 koron, co było sumą niebagatelną.