Utopią jest założenie, że emerytury sfinansujemy tylko ze składek
Z prof. Gertrudą Uścińską, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, rozmawia Piotr Nowak
Posłowie uchwalili zmianę ustawy o ubezpieczeniach emerytalnych. Nowelizacja zakłada skrócenie wieku emerytalnego z 67 do 65 lat dla mężczyzn i do 60 lat dla kobiet. Czy grozi nam upadek systemu ubezpieczeń społecznych?
Trzeba podejmować wszelkie możliwe działania, żeby zachęcić ludzi do jak najdłuższej pracy. Każdy rok dodatkowego odprowadzania składek robi różnicę w wysokości emerytury. Pamiętajmy, że pracując dłużej, nie tylko zwiększamy liczbę składek, ale i skracamy okres emerytalny, tym samym podnosimy naszą emeryturę w podwójny sposób.
Przed polskim państwem stoi decyzja, co ma zagwarantować obowiązkowy, państwowy filar naszego systemu emerytalnego. Nie wykluczam, że będzie on zapewniał jedynie pewne minimum. Musimy być na to przygotowani. Z przeprowadzonego przez nas przeglądu emerytalnego wynika, że emerytura minimalna powinna być gwarantowana po 25 latach odprowadzania składek.
Prof. Gertruda Uścińska jest kierownikiem Zakładu Zabezpieczenia Społecznego Uniwersytetu Warszawskiego. W ZUS od lutego 2016 r.
Emerytów przybywa, ale liczba nowych płatników nie rośnie równie szybko.
Pamiętajmy o jednym: w systemie emerytalnym są zaciągnięte zobowiązania na pokolenia. Państwo nakłada na obywateli pewne daniny, w tym przypadku składki na ubezpieczenia społeczne, i gwarantuje w zamian określone świadczenia. Dzisiejsi emeryci otrzymują świadczenia, bo przez kilkadziesiąt lat płacili składki. Z tych składek wypłacane były świadczenia tych, co na emeryturę przeszli przed nimi. Teraz my płacimy składki, które są księgowane na naszych kontach, a z których na bieżąco są wypłacane emerytury dla poprzedniego pokolenia. Państwo więc systematycznie ma zaciągnięte zobowiązania publicznoprawne wobec osób ubezpieczonych. Zwrócę uwagę na jeszcze jedną istotną rzecz: nie ma na świecie samofinansującego się systemu emerytalnego, w którym wpływające składki w pełni pokrywają wypłacane świadczenia. Państwo, czyli też my jako podatnicy, zawsze do tego systemu dokłada. W zależności od wysokości obowiązujących stawek składkowych dopłaca się mniej lub więcej. My jesteśmy gdzieś pośrodku z naszymi dopłatami do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Podkreślam, że obecnie w każdym kraju europejskim, do którego próbujemy się odnosić, finansowanie emerytur ze składek i podatków jest powszechne.
Niezbyt dobrze oceniamy ZUS. Z naszą wiedzą o systemie ubezpieczeń społecznych chyba też nie jest najlepiej.
Świadomość Polaków w tym zakresie jest zła. Niestety, ubezpieczenia społeczne to ciągle wiedza tajemna, a nie powszechna. Robimy jednak wszystko, żeby to się powoli zmieniało. Wprowadzamy lekcje o ubezpieczeniach społecznych do gimnazjów. Mamy „Lekcje z ZUS” w liceach, technikach i szkołach zawodowych. Współpracujemy też z uczelniami.
Z badań opinii publicznej wynika, że ZUS jest najgorzej oceniany przez osoby, które nigdy się z nim nie zetknęły, bo nie miały takiej potrzeby. Oni bazują na pewnych negatywnych stereotypach. Ci, którzy są z nami w bieżącym kontakcie, jak przedsiębiorcy czy świadczeniobiorcy, oceniają nas dobrze, bo też dokładnie wiedzą, jaka jest nasza rola.
Badania pokazują, że gdyby nie było powszechnego i obowiązkowego systemu ubezpieczeń społecznych, to zainteresowanie dobrowolną formą oszczędzania byłoby niewielkie, w granicach 20 proc. Czyli 80 proc. społeczeństwa nie miałoby prawa do opieki zdrowotnej, zasiłków macierzyńskich, chorobowych, a na starość zostałoby bez emerytury. Zadaniem państwa jest więc takie zorganizowanie systemu, by byt materialny obywateli w trudnych sytuacjach życiowych był zabezpieczony. Realizuje to poprzez obowiązkowy system ubezpieczeń społecznych i tym samym obowiązkowe opłacanie składek.
ZUS uczestniczy w tworzeniu systemu emerytalnego. W ostatnich tygodniach przedstawił ministerstwu efekty tzw. przeglądu emerytalnego, czyli analizy obecnego systemu i zalecenia na przyszłość. Jakie są wnioski z badań?
Z naszych spotkań i rozmów z ekspertami, pracodawcami i związkami zawodowymi organizowanych w ramach przeglądu emerytalnego wynika, że jednym z kluczowych problemów naszego systemu jest wielokrotne przeliczanie świadczeń emerytalnych. Może o to wystąpić każda osoba, która przedłoży w zakładzie dokumenty, że pracowała na emeryturze choćby przez jeden miesiąc. Proszę sobie wyobrazić, że rocznie nasi klienci składają do zakładu 4 miliony wniosków o przeliczenie emerytury. Taka skala jest niespotykana w żadnym państwie europejskim. To olbrzymie zadanie, które generuje ogromne koszty. Każdy wniosek o przeliczenie to dziesiątki dokumentów, praca wielu osób, konieczność wydania decyzji administracyjnej i wysłanie korespondencji. Trzeba się więc dobrze zastanawiać nad limitem przeliczania emerytury i ustalić rozsądne granice. Nie może być tak jak jest obecnie, że emeryturę można przeliczyć po każdym miesiącu pracy, tym bardziej że jedna miesięczna składka wcale znacząco nie wpływa na wysokość świadczenia. W tym przypadku doszliśmy do absurdu.
Kolejnym zaleceniem jest wprowadzenie podziału na emeryturę powszechną i zakładową. Jak to mogłoby się przełożyć na zwykłego człowieka?
Proponujemy wprowadzenie jasnego podziału na filary, tak jak to funkcjonuje w innych krajach. Pierwszym filarem, i tu nic się nie zmienia, jest państwo, czyli powszechny system emerytalny. Drugi filar to pracodawca, który miałby odprowadzać składki pracowników do dobrowolnych Pracowniczych Programów Emerytalnych. W wielu krajach PPE to chleb powszedni dla pracodawców, którzy uważają go wręcz za swój obowiązek wobec pracownika. W Polsce mamy prawo, które umożliwia tworzenie PPE. Wyjątkiem są tu jednostki administracji publicznej. Trzeba się zastanowić, w jakim stopniu pracodawcy mogliby w większym zakresie uczestniczyć w systemie emerytalnym. Trzeci filar natomiast to oszczędności nas samych, w formie Indywidualnych Kont Emerytalnych lub Indywidualnych Kont Zabezpieczenia Emerytalnego. Dziś te rozwiązania są bardzo słabo rozwinięte i tym samym nie są należycie wykorzystane.
Jakie zmiany czekają emerytów w przyszłym roku?
W marcu będziemy mieli waloryzację i ma ona być nie mniejsza niż 10 zł. Absolutnie nie do przyjęcia był stan, w którym waloryzacja dawała podwyżkę świadczenia w wysokości 4-5 zł. Druga istotna zmiana, również od marca, to podwyższenie minimalnej emerytury do 1000 zł. Otrzymają ją kobiety, które mają 22 lata stażu pracy i mężczyźni po przepracowaniu 25 lat. W tej chwili minimalna emerytura wynosi 882,56 zł. Te 1000 zł powinno zagwarantować najbiedniejszym emerytom pewne minimum socjalne.
Co z tzw. głodowymi emeryturami, czyli świadczeniami w wysokości kilku złotych miesięcznie? Czy zostaną utrzymane?
To jest konsekwencja zapisu ustawowego, który mówi, że już jedna opłacona składka daje nam prawo do emerytury. Stąd mamy właśnie świadczenia w wysokości 45 gr, 1 zł, 7 zł czy 15 zł. W przeglądzie emerytalnym ten zapis został poddany krytyce. Musi być określona dolna granica świadczeń. Być może trzeba wrócić do rozwiązań sprzed 1999 r., gdy kobiety musiały przepracować 15 lat, a mężczyźni 20, żeby otrzymać jakąkolwiek emeryturę. A może trzeba pomyśleć o innym rozwiązaniu. Na pewno trzeba się nad tym odpowiedzialnie zastanowić.
Krytycy zarzucają ZUS przerost zatrudnienia. Czy firma przygotowuje jakieś zmiany w organizacji zatrudnienia?
Zmiany w zakładzie cały czas zachodzą. Jesteśmy jedną z najszybciej zmieniających się organizacji. Najprawdopodobniej w przyszłym roku doprowadzimy do spłaszczenia struktury organizacyjnej i ograniczenia liczby kadry zarządzającej średniego szczebla. Dziś mamy bardzo skomplikowaną strukturę i należy ją zdecydowanie uprościć.
Wrócę do pierwszego pytania. Czy ZUS przetrwa?
Nie wieszczmy upadłości czy likwidacji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, ale jasno określmy zakres odpowiedzialności państwa w zakresie systemu emerytalnego. Tak jak już powiedziałam: nie ma państw, w których wpłacane składki pokrywają w pełni wydatki na świadczenia. Zawsze istnieje potrzeba finansowania systemu emerytalnego, także z innych danin. Utopią jest więc założenie, że w Polsce emerytury sfinansujemy tylko ze składek obywateli. Państwo powinno gwarantować pewien poziom świadczeń. Trzeba jasno określić, jaki to poziom. Dodatkowo potrzebna jest nam dywersyfikacja źródeł finansowania naszych emerytur z podziałem na filary, o których wspomniałam. Potrzebna jest nam roztropna polityka, ale to jest już w gestii polityków.