Ustawa o ratownictwie medycznym do zmiany. Nie będzie lekarza w karetce?
Z prof. dr. hab. med. Andrzejem Basińskim, woj. konsultantem ds. medycyny ratunkowej , o propozycjach zmian w ustawie o ratownictwie medycznym rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz.
Projekt nowej ustawy o ratownictwie medycznym zapowiada prawdziwą rewolucję. Znikną karetki prywatne, system ma być upaństwowiony. A jak jest w innych krajach Unii Europejskiej - pogotowie jest prywatne czy państwowe?
Bardzo różnie to wygląda, ale wszędzie państwo bierze na siebie odpowiedzialność za system ratownictwa. Nie ma tam mowy o tym, by pogotowia ze sobą konkurowały. To bardzo ważne, bo zwiększa się w ten sposób niezbędne poczucie zdrowotnego bezpieczeństwa.
Ale u nas prywatne firmy i państwowe pogotowie konkurowały o kontrakty z NFZ?
Niestety tak. Najgorsze jest to, że w obecnej sytuacji nie można użyć karetek systemu ratownictwa do przewozów między szpitalami. A często jest to niezbędne.
Jak to rozumieć?
Przykładowo - chore dziecko trzeba nagle przetransportować ze szpitala na Zaspie do szpitala na Polankach. Dziś można to zrobić tylko karetką należącą do firmy, np. Gregor Trans czy Falck, która na tego typu usługi ma podpisaną umowę ze szpitalem. Zwykłe karetki tego rodzaju są w rozjazdach, więc dziecko musi czekać.
I to miałoby się zmienić?
Po wejściu w życie nowej ustawy ma być inaczej. Jeśli stan chorego będzie to uzasadniał, to za zgodą dyspozytora będzie można skorzystać z karetki systemu po to, by pacjenta przewieźć. Bo to przecież służy ratowaniu jego zdrowia i życia. Oceniam tę zmianę bardzo pozytywnie.
Co jeszcze pozytywnego znalazł Pan w tym projekcie?
To na przykład, że wszystkie pieniądze przeznaczone na ratownictwo medyczne pozostaną w systemie. Dziś na karetkach można zarabiać, prywatne firmy muszą być przecież w swojej działalności nastawione na zysk. Mam nadzieję, że po wejściu w życie nowych regulacji wszystko będzie podporządkowane idei ratowania ludzkiego zdrowia i życia. Diabeł tkwi jednak, jak to zawsze bywa, w różnych szczegółach.
Zanim o tym porozmawiamy, pozostańmy jeszcze przy karetkach. Dziś pogotowie ma dwa rodzaje karetek - podstawowe i specjalistyczne. W podstawowej musi być co najmniej dwóch ratowników, w specjalistycznej - oprócz ratowników musi być lekarz. Według nowej ustawy - lekarza w karetce ma już nie być, za to w skład zespołu ma wchodzić trzech ratowników.
W uzasadnieniu tych rozwiązań napisano, że dwuosobowy zespół ratowników nie jest w stanie przeprowadzić prawidłowej resuscytacji krążeniowo-oddechowej i jednocześnie przygotować pacjenta do transportu, a potem przewieźć go do szpitala. Pewnie tak jest, jak się o tym mówi w uzasadnieniu, choć nie mamy na to twardych dowodów. Nikt nie przeprowadził podobnych badań i nie udowodnił, że tak na pewno jest.
Kiedyś tak jednak było. Obsady karetek było trzyosobowe. Zmniejszono je z powodu oszczędności.
Z całą pewnością zdecydowano o tym dla oszczędności. Przyjmuję więc, że to zwiększenie obsady karetek również okaże się korzystne. Niemniej rezygnacja z lekarza w karetce to prawdziwa rewolucja.
Ależ była to fikcja. Lekarzy chętnych do tego typu pracy starczało na obsadzenie mniej niż połowy karetek „S”.
Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że pozostawienie w karetkach samych ratowników to radykalna zmiana sposobu pracy pogotowia. Nie będzie ono już przychodnią na kółkach, nie będzie jeździło do biegunek, przeziębień itp., jak to jest dziś w większości przypadków. Będzie działało tylko w celu ratowania ludzkiego zdrowia i życia.
To chyba dobrze, bo pogotowie do tego zostało powołane, a nie ma zastępować przychodni podstawowej opieki zdrowotnej?
Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że ta decyzja spowoduje dość radykalną zmianę sposobu pracy pogotowia. Karetka nie pojedzie do kataru, gorączki, grypy, anginy czy innego zachorowania, bo nie będzie w niej lekarza, a ratownik go w tej roli nie zastąpi. Zadaniem ratowników jest udzielenie pierwszej pomocy, zabezpieczenie i ustabilizowanie stanu chorego oraz przetransportowanie go do szpitalnego oddziału ratunkowego. Tak ich szkolimy i oni to potrafią robić. Tymczasem bardzo często pogotowie używane jest do tego, do czego nie powinno. Taka rewolucja wymaga jednak zmiany mentalności całego społeczeństwa, a nie da się tego zrobić z dnia na dzień.
Czy ratownicy są dobrze wyszkoleni, czy dadzą sobie radę bez wsparcia lekarzy?
Niektórzy są dobrze wyszkoleni, inni średnio. Mam duże obiekcje, że nie ustalono dotąd ostatecznej daty, po której ratownik bez licencjatu nie może pracować w systemie ratownictwa. Miało być tak, że od 2013 roku ratownicy po różnych szkołach pomaturalnych nie będą już w nim zatrudniani, a tylko ratownicy z licencjatem uzyskanym na uczelni wyższej lub z tytułem magistra. Termin wprowadzenia tego wymogu przedłużono jednak na święty nigdy. Mamy już w kraju 13 tysięcy ratowników medycznych, czas więc najwyższy, by osoby wchodzące w skład zespołu ratownictwa legitymowały się licencjatem z tej specjalności lub tytułem magistra.
Lekarze specjaliści z medycyny ratunkowej z karetek przeniosą się wskutek tych zmian na szpitalne oddziały ratunkowe?
Są tam niewątpliwie bardzo potrzebni. W całej Polsce pracuje ponad 500 specjalistów z medycyny ratunkowej, którzy kilka lat temu, w okresie boomu, kiedy każdy szpital chciał mieć własny SOR, entuzjastycznie wybierali tę specjalność. Niestety, teraz zainteresowanie medycyną ratunkową dramatycznie zmalało. Na 13 miejsc prezydenckich w jesiennym naborze na Pomorzu chętnych do specjalizowania się w tej dziedzinie jest zaledwie dwóch.
Dlaczego? Ta praca nie jest już tak atrakcyjna?
Dzieje się tak, bo praca na oddziale ratunkowym jest wyjątkowo ciężka, wyczerpująca i odpowiedzialna, a finansowo niedoceniana. Wymaga to pilnej zmiany, bo młodzi lekarze wybierają specjalizację np. z dermatologii czy okulistyki, bo po ich ukończeniu zarobią o wiele więcej mniejszym kosztem. A nie ulega wątpliwości, że na SOR-ach powinni pracować specjaliści z medycyny ratunkowej i to jest priorytet i podstawa systemu. Tymczasem w projekcie nowej ustawy mowa jest o tym, że lekarzem systemu ratownictwa, a więc w przyszłości zatrudnionym na SOR-ach, może być również chirurg, kardiolog, anestezjolog czy neurolog w drugim roku specjalizacji, a nawet urolog czy ginekolog. Ten zapis jest zły, kompletnie go nie rozumiem. Jeśli SOR-y mają spełniać funkcję, do której je stworzono, a więc ratować ludzkie życie, muszą na nich pracować specjaliści z medycyny ratunkowej. Na początku listopada cały nadzór krajowy i wszyscy konsultanci wojewódzcy ds. medycyny ratunkowej spotkają się w tej sprawie z wiceministrem zdrowia Markiem Tombarkiewiczem. Będziemy przeciw temu protestować.
Projekt zakłada, że zarówno dyspozytorzy medyczni, jak i lekarze systemu i ratownicy medyczni zatrudniani będą tylko na etatach.
To też krok w dobrym kierunku. Dziś na etatach jest ich zaledwie 5 proc., w większości pracują oni na kontraktach i to np. w trzech pogotowiach w trzech różnych miastach. Rekordziści - nawet 500 godzin miesięcznie. W czterysta którejś godzinie taki ratownik jest już do niczego. To bardzo niebezpieczne dla bezpieczeństwa pacjentów. Rzecz w tym, jak autorzy proponowanych zmian zamierzają ten problem rozwiązać. Bo jeśli ratownikowi na etacie zaproponuje się średnią krajową, to chętnych nie będzie. Moim zdaniem pracownik systemu ratownictwa medycznego powinien być traktowany tak samo jak funkcjonariusz państwowy. Bo tak naprawdę my wszyscy, pracujący w systemie ratownictwa, tworzymy system bezpieczeństwa dla całego społeczeństwa. Powinniśmy być po pierwsze dobrze opłaceni, z zastrzeżeniem, że nie możemy podejmować pracy na kilku etatach, po drugie - mieć właściwe przywileje wynikające z umowy o pracę, a nie gonić z pogotowia do pogotowia.
Po wejściu w życie ustawy budżet państwa ma również finansować ratowników na motocyklach. W Gdańsku takie pogotowie na dwóch kółkach od wielu lat w sezonie letnim finansują sponsorzy. NFZ do tej pory uparcie tego odmawiał. Taka pomoc ma sens?
Oczywiście i to głęboki sens. W Polsce ratownicy na motocyklach są potrzebni, bo miasto jest zatłoczone, wszędzie są korki, przez które trudno się karetce pogotowia przebić. W innych, bogatszych krajach, jak np. w Niemczech, gdzie dokładnie liczy się pieniądze, ratownicy jeżdżą na motocyklach nie z powodu korków, a dlatego, że tak jest oszczędniej. Do różnych zdarzeń medycznych wysyła się tam „zespół jednoosobowy”, zaopatrzony w podstawowy sprzęt do ratowania ludzi. Taki ratownik sam ocenia sytuację. Jeśli okazuje się, że nie da rady, dzwoni i dojeżdża do niego wyposażona ekipa.
I ostatnie pytanie. Projekt nowej ustawy zakłada, że świadkowie wypadku czy innego zdarzenia medycznego będą zobowiązani do udzielenia poszkodowanemu pierwszej pomocy. Teraz musi on tylko zawiadomić pogotowie.
To nie do końca prawda. Dziś również świadek wypadku jest zobowiązany do udzielenia pomocy zgodnie ze swoimi możliwościami i umiejętnościami. Jest to zapisane w Konstytucji RP. Teraz będzie to zapisane również w ustawie. Nie należy się tego bać, bo zakres tej pomocy ma być również zgodny z tym, co potrafimy. Chodzi tylko to, by widząc wypadek, nie przechodzić obojętni, nie uciekać, a udzielić pomocy na miarę swoich możliwości. Dla przykładu okryć chorego kocem czy własną kurtką, zadzwonić po pogotowie i na jego przyjazd poczekać. Jak się żyje w społeczeństwie, to trzeba pewne rzeczy na rzecz tego społeczeństwa świadczyć.
Ministerstwo Zdrowia pracuje nad zmianami w ustawie o państwowym ratownictwie medycznym - jak jest, a jak ma być?
SĄ PRYWATNE KARETKI Funkcjonują dziś tak pogotowie państwowe, jak i prywatne. W opinii resortu konkurencja w udzielaniu pomocy między publicznymi a prywatnymi podmiotami nie służyła zdrowiu pacjentów. | BĘDĄ TYLKO PAŃSTWOWE Umowy będą miały wyłącznie samodzielne publiczne zoz-y, jednostki budżetowe oraz spółki kapitałowe, w których co najmniej 51 proc. udziałów będzie miał Skarb Państwa, samorząd lub uczelnia medyczna. |
JEST LEKARZ W KARETCE Pogotowie ma dziś dwa rodzaje karetek - podstawowe i specjalistyczne, tzw. S, w których jeździ również lekarz. | LEKARZA NIE BĘDZIE Znikną karetki specjalistyczne, a obsada karetek podstawowych zwiększy się z dwóch do trzech ratowników. |
NFZ NIE FINANSUJE POGOTOWIA NA MOTOCYKLACH Mimo że ratownicy na motocyklach docierają do osób poszkodowanych o wiele szybciej, zwłaszcza latem, od wielu lat mogli liczyć tylko na sponsorów. | BUDŻET ZAPŁACI ZA RATOWNIKÓW NA HARLEYACH Według nowych przepisów, wprowadzony ma być motocyklowy zespół ratownictwa, funkcjonujący od maja do końca września, po 12 godzin na dobę. |
NIE MA DEFIBRYLATORÓW Dopiero od niedawna mówi się o potrzebie spisania wszystkich defibrylatorów i edukowania ludzi, by nie bali się z nich korzystać, jeśli zajdzie konieczność udzielenia potrzebującym pomocy. | LISTA DEFIBRYLATORÓW Powstanie rejestr wszystkich dostępnych defibrylatorów AED. Dyspozytorzy będą mogli wskazać osobie wzywającej pomoc, gdzie znajduje się najbliższy aparat, oraz poinstruować, jak go używać. |
NIE MAMY USTAWOWEGO OBOWIĄZKU UDZIELANIA POMOCY Mamy za to obowiązek moralny. Coraz częściej zdarza się jednak, że przechodnie mijają obojętnie osoby wymagające pomocy. | POMOC - OBOWIĄZKIEM KAŻDEGO ŚWIADKA JAKIEGOŚ WYPADKU Obowiązkiem każdego z nas będzie udzielenie osobie poszkodowanej pomocy na miarę naszych możliwości i umiejętności. |