Ustawa covidowa stawia na pierwszej linii frontu w walce z pandemią studentów i lekarzy-seniorów

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gdak
Dorota Witt

Ustawa covidowa stawia na pierwszej linii frontu w walce z pandemią studentów i lekarzy-seniorów

Dorota Witt

Już dziś w opiekę nad pacjentami zakażonymi koronawirusem poza medykami zaangażowani są m.in. strażacy czy żołnierze. W myśl idei: wszystkie ręce na pokład nowelizacja ustawy covidowej grono bohaterów poszerza, nie pytając ich zresztą o zdanie.

Zobacz wideo: Jak naprawdę działa respirator?

- To jest projekt, który gasi pożary – tak o nowelizacji ustawy covidowej mówiła w poniedziałkową noc w Senacie Beata Małecka-Libera z PO.
- Ta ustawa nie jest cudownym lekiem, a środkiem doraźnym, spóźnionym na sytuację, która ma miejsce w naszym kraju - mówił z kolei Dariusz Klimczak, poseł Koalicji Polskiej-PSL. Tuż potem senatorowie, tak jak wcześniej posłowie, głosowali za.
Za czym konkretnie? A na przykład za tym, żeby na pierwszej linii frontu w walce z pandemią ustawić studentów, lekarzy po 65. roku życia, za tym, by medyków móc oddelegowywać do walki z pandemią, a gdy oddelegowani odmówią – by dostali nawet 30 tys. zł kary. Jest też mowa o dodatkach do wynagrodzeń dla lekarzy, jest i o zwolnieniu ich z odpowiedzialności karnej za błędy popełnione podczas leczenia.
- Nie ma bytów idealnych, ale ten projekt rzeczywiście odpowiada na potrzeby, które związane są z dynamicznie rozwijającą się pandemią – tak procedowane jeszcze rozwiązania ocenia minister zdrowia Adam Niedzielski.

Kto na pierwszą linię frontu w walce z pandemią?

Nowa ustawa covidowa, czyli w zasadzie nowelizacja ustawy o walce ze skutkami epidemii, jasno określa, kto spośród tych, którzy o medycynie mają pojęcie, może spodziewać się oddelegowania do walki z pandemią i to na pierwszej linii frontu.
Po pierwsze: lekarze, którzy za moment będą już w wieku emerytalnym – mężczyźni do 65. roku życia. Wcześniej granicą były 60. urodziny.

04.04.2020 poznan lg dezynfekcja straz pozarna przystanek mpk koronawirus. glos wielkopolski. fot. lukasz gdak/polska press
Dariusz Bloch Straż pożarna i policja już wiosną zostały zaangażowane w pomoc osobom przebywającym w kwarantannie. Transportują też środki ochrony dla sanitariuszy oraz próbki do badań.

- To niebezpieczne. Po 60. roku życia znacznie wzrasta prawdopodobieństwo ciężkiego przebiegu choroby COVID-19, o czym wiemy od miesięcy. Zatem, kiedy lekarz zostaje narażony na dużą ekspozycję na nowego koronawirusa – kiedy zajmuje się bezpośrednio zakażonymi – jego zdrowie i życie jest bezpośrednio zagrożone. Podniesienie wieku lekarzy, którzy mają być oddelegowywani do walki z pandemią jest więc ogromnym błędem. Powiedzmy wprost: śmiertelnym ryzykiem – uważa lekarz Bartosz Fiałek, lekarz reumatolog.
No tak, ale w ustawie jest mowa tylko o lekarzach czynnych zawodowo. Oni w normalnych warunkach też są narażeni na zarażenie się koronawirusem w pracy.
- Z reguły nie tak duże, przecież nie każdy szpital jest „covidowy”, nowelizacja wskazuje, że byliby kierowani właśnie do pracy z zakażonymi. To różnica, bo ryzyko zachorowania znacznie dla nich wzrasta – przekonuje Bartosz Fiałek.
Po drugie: studenci kierunków medycznych, doktoranci, absolwenci studiów medycznych i ratownicy medyczni. I właśnie werbowanie do pracy studentów budzi kontrowersje. Przydadzą się? - Pod warunkiem, że do leczenia chorych na COVID-19 będą faktycznie kierowani studenci co najmniej po III roku, nie młodzi ludzie od razu po maturze – zastrzega Bartosz Fiałek. - Mogliby wspomóc doświadczonych medyków: zajmować się sprawami administracyjnymi, technicznymi czy drobnymi procedurami medycznymi. Dokonywać pomiarów temperatury u pacjentów, pobierać wymazy, kierować ruchem chorych na korytarzach czy przed szpitalem, uzupełniać elektroniczną dokumentację. Pracować „na froncie”, ale pod jasnymi warunkami. Przede wszystkim trzeba byłoby im za tę pracę zapłacić, np. honorarium w wysokości jednej średniej krajowej (w ustawie jest mowa jedynie o tym, że mogliby tę prace zaliczyć sobie na poczet obowiązkowych praktyk...), musieliby być zwolnieni z odpowiedzialności karnej za nieumyślny błąd medyczny podczas leczenia chorych na COVID-19 (o tym autorzy ustawy o dobrym samarytaninie na szczęście pomyśleli), państwo powinno zapewnić im ubezpieczenie cywilne, które chroniłoby także przed odpowiedzialnością cywilną w takich przypadkach (tego w nowelizacji nie ma). I bardzo ważne – studenci i młodzi medycy mogliby wesprzeć lekarzy pod warunkiem, że byliby wyposażeni w adekwatne środki ochrony indywidualnej. Nie można dopuścić do sytuacji, jakie zdarzały się wiosną, kiedy też studenci (wolontariacko) pracowali w szpitalach – bywało, że wysyłano ich na pierwszy ogień, w zwykłych fizelinowych fartuchach, bez odpowiednich maseczek ochronnych mieli pobierać wymazy od pacjentów podejrzanych o zakażenie, podczas gdy główną barierą między nimi a potencjalnym zagrożeniem była… drewniana ławka ustawiona po to, by zachować minimalny odstęp od pacjenta. Nie można kazać ludziom pracować z narażeniem życia (tak, ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 i śmierci w wyniku choroby u osób młodych jest niższe, ale nie zerowe!).

Ustawa covidowa dotyczy też studentów medycyny

Do angażowania w walkę pandemią studentów krytycznie odnosi się środowisko akademickie, choć studenci w gotowości są od wiosny. - W okresie pierwszej fali epidemii swoją gotowość jako wolontariusze zgłosiło prawie 40 studentów Wydziału Lekarskiego CM UMK w Bydgoszczy. Działali w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1, zbierając wywiad i mierząc temperaturę osobom wchodzącym do szpitala – informuje prof. Zbigniew Włodarczyk, dziekan tego wydziału.
Ale czy od tak młodych ludzi powinno się oczekiwać bohaterstwa?
- W moim przekonaniu w zupełności wystarczającym byłoby włączenie do pracy jednostek służby zdrowia studentów VI roku Wydziału Lekarskiego i ostatnich lat ratownictwa i pielęgniarstwa (Wydział Nauk o Zdrowiu) – ocenia prof. Zbigniew Włodarczyk. - Będzie to wymagało badań studentów w kierunku CoVID-19, a już teraz odczuwa się  niedostatek odczynników do regularnego testowania wszystkich pracowników szpitala. Deklaracje o włączeniu do działań studentów niższych lat, a na pewno III roku, są nieracjonalne. Potrzebujemy - i potrzebować będziemy – osób mających choć podstawową orientację w medycynie, a do takich studenci niższych lat jeszcze nie należą.
Trzeba pamiętać, że studentom zaangażowanym w pracę szpitala, to szpital będzie musiał zapewnić środki ochrony bezpośredniej. - Władze uczelni będą w tym zakresie współpracować z
zarządami szpitali, ale to od szpital będzie zależał przydział obowiązków – zaznacza prof. Zbigniew Włodarczyk.

W Polsce brakuje lekarzy. Po pandemii będzie ich jeszcze mniej

Po trzecie: lekarze spoza Unii Europejskiej. - Każdy umie liczyć, medycy też. Warunki pracy i płacy lekarzy w naszym kraju nie są na tyle atrakcyjne, aby skusić obcokrajowców, nawet tych z mniej zamożnych krajów – uważa Bartosz Fiałek. - Nie widzę u nas lekarzy z Ukrainy, Białorusi, Kazachstanu, którzy ustawialiby się w kolejce do pracy. Zresztą, każdy ma pandemie u siebie i swoją narodową walkę. Większość krajów na świecie zmaga się z niedoborami lekarzy. Nie wszędzie są one jednak tak duże, jak w Polsce. U nas, „w czasach pokoju”, szacowano, że brakuje od 50 do nawet 68 tysięcy lekarzy. Dziś potrzebujemy ich pewnie blisko 100 tysięcy. Robi wrażenie? A to nie wszystko! Badacze z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie policzyli, że po pandemii z zawodu odejdzie ok 15 proc. lekarzy. To bardzo realne zagrożenie.
Dokąd odejdą?
- Ci, którzy są w wieku emerytalnym, po prostu zakończą zawodowe życie. Ci, którzy mogą, emigrują lub migrują do sektora prywatnego. Zdrowie publiczne w Polsce się wali. Przyroda nie znosi próżni, więc jeszcze intensywniej rozwinie się system prywatny, gdzie lekarze pracują w lepszych warunkach, za lepsze pieniądze. Być może nawet ta sytuacja będzie społecznie trudniejsza do udźwignięcia niż sama pandemia. W polskim publicznym systemie opieki zdrowotnej nie ma nic, co sprawiłoby, by młodzi lekarze chcieli tu pracować – mówi Bartosz Fiałek.
A studenci medycyny w obecnych warunkach mają szansę przekonać się o tym szybciej niż ich starsi koledzy…
- Tak jak wyrok tzw. Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji był tą kroplą, która przelała czarę i skłoniła ludzi do protestów, tak pandemia, która wyjątkowo brutalnie obnaża braki polskiej ochrony zdrowia, będzie impulsem, który skłoni lekarzy do podjęcia decyzji o odejściu – podkreśla Bartosz Fiałek.

Zdrowie publiczne w Polsce się wali. Przyroda nie znosi próżni, więc jeszcze intensywniej rozwinie się system prywatny, gdzie lekarze pracują w lepszych warunkach, za lepsze pieniądze. Być może nawet ta sytuacja będzie społecznie trudniejsza do udźwignięcia niż sama pandemia. W polskim publicznym systemie opieki zdrowotnej nie ma nic, co sprawiłoby, by młodzi lekarze chcieli tu pracować.

Lekarze, pracujący z chorymi na COVID-19 dostaną 200 proc. wynagrodzenia. Brzmi dobrze.
- Brzmi. Lekarze oddelegowani do pracy przy zwalczaniu epidemii nie dostaną jednak podwójnej pensji, dostaną wynagrodzenie w wysokości dwukrotności średnich zarobków na danym stanowisku w danym zakładzie pracy. Bez dodatków, które wypracowali w swoim stałym miejscu pracy. Powiedzmy, że jest to 6,750 tys. zł razy dwa – wylicza Bartosz Fiałek. - Wygląda nieźle, ale np. kardiolog inwazyjny pracujący na kontrakcie może w normalnych warunkach zarobić więcej. Oczywiście w nowelizacji jest mowa o tym, że lekarz skierowany do pracy nie może zarabiać mniej niż w ostatnim miesiącu, ale jeśli tak na to spojrzymy, te zarobki nie są czymś, co wyjątkowo lekarzy zmotywuje do pracy. Plusem jest to, że listy lekarzy, którzy mogą być kierowani do pracy mają dla wojewodów sporządzić samorządy lekarskie. Może pomoże to uniknąć sytuacji z wiosny, kiedy nakazy pracy dostawały kobiety w ciąży czy matki karmiące piersią albo lekarze przewlekle chorzy czy nawet nieżyjący już, bo nikt nie sprawdził tego, że dana osoba nie może być kierowana do walki z epidemią.
Czy można odmówić?
- Nakaz ma rygor natychmiastowej wykonalności, za jej niewykonanie grozi kara do 5 do 30 tysięcy złotych nakładana automatycznie, to znaczy, że jeśli dana osoba niesłusznie została objęta nakazem pracy (bo np. jest w ciąży i nakaz jej nie obejmuje), musi się odwoływać oficjalną drogą aż do ministra zdrowia, żeby nakaz anulowano – wyjaśnia Bartosz Fiałek.
Kto jeszcze może spodziewać się skierowania do walki z pandemią?
- Dziś właściwie każdy, kto ma pojęcie o biologii czy medycynie. Lekarze weterynarii czy psycholodzy nie będą intubować pacjentów, nie będą podawać leków, ale mogą okazać się bardzo potrzebni, by odciążyć lekarzy od pracy technicznej, administracyjnej, żeby ci mieli więcej czasu na ratowanie życia - mówi Bartosz Fiałek.

Żołnierze wspierają medyków

Medykom już pomagają żołnierze, strażacy, także ochotnicy. Co robią? Co mogą: od pomiaru temperatury, pierwszego monitoringu dostępu do placówek medycznych, przez transport i rozładunek medykamentów, sprzętu oraz dowozu pacjentów na dializy, organizacji
i wsparcie punktów poboru wymazów, po dekontaminację pomieszczeń, logistyczne zaopatrzenie placówek samorządowych, szkół, ośrodków wsparcia dla seniorów i instytucji wojskowych. Takie działania mają już na koncie żołnierze 8. Kujawsko – Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

04.04.2020 poznan lg dezynfekcja straz pozarna przystanek mpk koronawirus. glos wielkopolski. fot. lukasz gdak/polska press
8 KPBOT - Aktualnie w ramach pomocy wydzielonych jest około 120 żołnierzy i ponad 90 jednostek sprzętowych – informuje ppłk Maciej Sandomierz z Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Bydgoszczy.

- Druga fala pandemii skutkuje zwiększoną liczbą wniosków o wsparcie działań przeciwkryzysowych samorządów, systemu ochrony zdrowia, służb sanitarnych, ośrodków pomocy społecznej i innych instytucji przez Wojska Obrony Terytorialnej. Żołnierze 8.K-PBOT są obecni w 18 placówkach medycznych, wspierając szpitale, przychodnie i punkty wymazowe oraz tzw. drive thru, DPSach, Kujawsko – Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, Stacjach Sanitarno – Epidemiologicznych, Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Wszędzie tam, gdzie pojawia się oliwkowy beret, w znacznym stopniu odciążani są medycy oraz pracownicy, którzy mogą skupić się na swoich zadaniach – mówi szer. Paulina Ozdowska, rzeczniczka prasowa 8.K-PBOT.

Żołnierze kierowani do zadań związanych z zapobieganiem rozprzestrzeniania się pandemii są w pełni zabezpieczeni w środki ochrony osobistej, wcześniej przechodzą szkolenia, bez przeszkód mogą skorzystać ze wsparcia psychologicznego.

Kujawsko – pomorscy terytorialsi na stałe już skierowani są do pomocy w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. L. Rydygiera w Toruniu. W systemie dwudziestoczterogodzinnej służby, podzieleni na trzy zmiany, w dwuosobowych zespołach dbają o ciągłość dostaw butli z tlenem na terenie całego szpitala.
W całym województwie w pomoc medykom zaangażowanych jest ok. 90 żołnierzy 8.K-PBOT. To prawda w momencie pisania, ale w momencie czytania – być może już nie.
- Sytuacja jest tak dynamiczna, że ta liczba w każdym dniu rośnie, na biurku ciągle pojawiają się nowe prośby dyrektorów placówek medycznych o wsparcie – mówi płk Krzysztof Stańczyk, dowódca 8 Kujawsko-Pomorska Brygada Obrony Terytorialnej.
Żołnierze ochotnicy na co dzień wykonują bardzo różne zawody, niektórzy nie mają więc nic wspólnego z medycyną, a raczej: nie mieli. 50 żołnierzy 8 KPBOT przeszło już kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, a to nie koniec szkoleń.
- Chyba nikomu z nas nie przyszło do głowy, by zamknąć się w domu z obawy przed zakażeniem, choć przecież niemal każdy z nas ma rodziny. Obawa o bliskich to coś normalnego, ale decydując się na służbę, wiedzieliśmy, jakie mamy cele. Jestem dumny z tego, że mogę pomagać – mówi st. szer. Piotr Szuścicki, który zajmuje się transportem osób z izolatorium w Ciechocinku na dializy do Grudziądza. - Jesteśmy ubrani w kombinezony, trzeba w nich wytrwać nawet przez dziewięć godzin, bo samo oczekiwanie na pacjenta trwa ok. czterech, a do przejechania jest przecież niemała odległość.
Żołnierze WOT, by wesprzeć medyków, zawieszają swoje zawodowe, a czasem i prywatne życie. Strach o zdrowie swoje i bliskich? Jest w nich jak w każdym.
- Żołnierze kierowani do zadań związanych z zapobieganiem rozprzestrzeniania się pandemii są w pełni zabezpieczeni w środki ochrony osobistej, wcześniej przechodzą szkolenia, bez przeszkód mogą skorzystać ze wsparcia psychologicznego – wylicza płk Krzysztof Stańczyk. - Naszą dewizą jest niesienie wsparcia dla lokalnej społeczności i w sytuacji pandemii bardzo dobrze widać, jak jest to istotne.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.