Urodziny "Głosu": Na śniadanie świeże informacje, później deser
Poznaniak jest tradycjonalistą. Dziś już kolejne pokolenie zaczyna dzień tak samo: od wyprawy po świeże bułki i „Głos”. Bez jednego i drugiego nie ma dobrego śniadania.
Poznaniak lubi wiedzieć co słychać za rogiem, w mieście. Żeby zacząć dzień potrzebuje bułek i newsów. Na drugie śniadanie - szneki z glancem i wiadomości z kraju. O piątej kawy ze słodkim i materiałów „do poczytania”.
Jako poznanianki od pokoleń doskonale znamy ten rytm. Gdy już dowiemy się co słychać w najbliższej okolicy. Dopiero w dalszej kolejności interesuje nas to, co słychać w kraju i na świecie. Przerwa na drugie śniadanie jest na to w sam raz. Ci z nas, którzy mniej martwią się o linię zagryzają więc informacje z Warszawy, Krakowa, Londynu czy Waszyngtonu szneką lub amerykanem i... wracają do pracy. Dopiero popołudniami mamy czas na delektowanie się podwieczorkiem i reportażami, wywiadami, materiałami historycznymi.
Życie w redakcji toczy się w podobnym rytmie. Zaczynamy od sprawdzenia co wydarzyło się w mieście i regionie od poprzedniego wieczora, gdy oddaliśmy papierowy „Głos” do druku. Na kolegium, gdy redaktor naczelny Adam Pawłowski popija gorzką czarną z ekspresu, a wydawcy proponują kolejne tematy. To właśnie wtedy, gdy Wielkopolanie jedzą śniadanie, my zaczynamy przygotowywać im informacje na jutrzejsze wydanie. Najpierw informacje z policji, straży pożarnej, MPK, od drogowców, sprawdzanie sygnałów od czytelników. Potem telefony do informatorów i wyjścia na konferencje, spotkania.
Na śniadanie, obowiązkowo z „Głosem” przed sobą, Wielkopolanie najchętniej jedzą bułki poznańskie (z „kreską” dzielącą okrągłą bułkę na pół) lub knyple.
- Tak jest od lat - mówi Piotr Koperski, podstarszy Cechu Piekarzy i Cukierników w Poznaniu. - Ale upodobania nieco się zmieniają. Ludzie częściej rezygnują z pszennych bułek na rzecz żytnich, dużym powodzeniem cieszą się także bułki z ziarnami, kiełkami i innymi dodatkami.
Podobnie jest ze zwyczajami czytelniczymi. Każdy w Wielkopolsce wie, że „Głos” zaczyna się od informacji z fyrtla. Później dopiero przechodzi do reszty. Inaczej jest tylko w poniedziałek. Tego dnia każdy szanujący się kibic rozpocznie lekturę od stron sportowych, na których znajdzie omówienie wszystkich weekendowych wydarzeń. Ale dzięki nowoczesnej technologii wielu czytelników „Głosu” wie co będzie w jutrzejszym wydaniu zanim ono jeszcze się ukaże.
Jeszcze przed drugim śniadaniem do wydania internetowego trafiają zapowiedzi najświeższych wiadomości. Choćby kilka zdań - żeby, gdy coś się zdarzy, czytelnicy „Głosu” wiedzieli pierwsi. W ciągu dnia, w miarę zdobywania nowych informacji podajemy je także czytelnikom. Ale produkt finalny - artykuł zawierający wszystkie fakty, a także opinie i komentarze, ukaże się jak zwykle dopiero następnego dnia.
Przez 74 lata istnienia „Głosu Wielkopolskiego” zmieniła się nie tylko redakcyjna „kuchnia”, ale i konsumpcyjne zwyczaje dziennikarzy. Nestorzy naszego zawodu wspominają bufet na ostatnim piętrze budynku przy Grunwaldzkiej 19, mieszczącym nawet trzy redakcje („Głosu Wielkopolskiego”, „Gazety Poznańskiej”i „Ekspresu Poznańskiego”), do którego telefonistki przełączały rozmowy do dziennikarzy. Inną epokę wyznaczały „Obiady z „Głosem”, na których gościło wiele znanych osób.
Dziś świat przyspieszył, więc my - dziennikarze „Głosu” spotykając się z informatorami ograniczamy się do szybkiej kawy. By zaoszczędzić nieco czasu jadamy na miejscu - w redakcyjnej kuchni. Tam, z rozmów przy posiłku lub kawie zrodził się niejeden temat.