Urodziny "Głosu": Lokalne media są jak codzienny posiłek. Potrzebne, żeby żyć - mówi dr Szymon Ossowski
Rozmawiając o mediach lokalnych i ogólnokrajowych można znaleźć wiele kulinarnych porównań. Udowadnia to dr Szymon Ossowski, politolog z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.
Jakie dania serwują nam dzisiejsze media ogólnokrajowe?
Część tych dań jest dosyć ciężkostrawnych. Głównie ze względu na formę czy zawartość, bo pewne rzeczy z uwagi na sensacyjny charakter są dla niektórych osób trudne do przetrawienia. Choćby patrząc na banalność form takich jak paradokumenty – „Pamiętników z wakacji” czy „Szkoły”, ale też wszystkich innych programów tego typu. Kiedy jeszcze niedawno bawiły nas seriale i filmy, dziś idziemy w kierunku tego typu rozrywki. Jest takie powiedzenie, że obecnie sensacją nie jest już to, że pies pogryzł człowieka, ale że człowiek pogryzł psa. Pojęcie tabloidyzacji mediów jest teraz jednym z najbardziej popularnych, ale też trafnych. Coraz więcej jest „michałków”, lekkich materiałów czy paradokumentów właśnie. W mediach publicznych, które teoretycznie powinny być najmniej skomercjalizowane – najczęściej oglądanymi programami są „Rolnik szuka żony” czy „Sanatorium miłości”. To bywa ciężkostrawne, ale smakuje wielu, bo oglądalność idzie w górę.
Co jest wobec tego w menu mediów lokalnych?
To, co najczęściej możemy dostać w małym sklepiku w okolicy. Rzeczy, których potrzebujemy na co dzień. Media ogólnopolskie najczęściej zajmują się relacjonowaniem spraw ogólnokrajowych – polityki, rozrywki itd. Mam wrażenie, że media regionalne są nieco niedoceniane w analizach oraz badaniach, nie są traktowane prestiżowo. Moi studenci chcieliby pracować w dużych, ogólnopolskich mediach: stacjach radiowych i telewizyjnych, dziennikach i czasopismach, portalach internetowych. Zapominają jednak o realiach, że ilościowo więcej jest mediów regionalnych i lokalnych, które są tak samo ważne dla mieszkańców. Trzymając się wcześniejszej analogii – oczywiście, potrzebujemy raz na jakiś czas kupić coś większego, ale codzienne zakupy robimy w sklepie koło domu. Informacyjnie ważne jest to, co jest koło nas. Media lokalne są mniej komercyjne. Zdarza się, że jak mniejszym sklepom, trudno im konkurować z gigantami na rynku – marketami, ale muszą znaleźć swoich odbiorców. Jeśli mają dobre produkty, to zbudują zaufanie.
Jeżeliby tematykę porównać do składników, to jakie są te najczęściej używane w regionalnych mediach?
Problemy mieszkańca danego regionu. Jeżeli polityka – to też lokalna, przez pryzmat konkretnych osób. Nie pisze się o walce: lider opozycji kontra premier, a bardziej o konflikcie dwóch radnych z naszej gminy. Media lokalne są bardzo ważne i zapewniają nam bieżące informacje: kiedy będzie remont drogi, trasy tramwajowej, co wybudują nam po drugiej stronie ulicy, o czym decydują radni. Mówią o codziennych rzeczach, które otaczają każdego z nas. Muszą pokazać to co najważniejsze dla wspólnoty lokalnej.
Na całym rynku medialnym są dziś jedynie przystawką, czy mogą stanowić równorzędne danie główne?
Media lokalne to coś co jemy na co dzień i czego potrzebujemy, żeby żyć. To podstawowe posiłki, a media ogólnopolskie to jeden główny, choć najważniejszy, posiłek w ciągu dnia. Są jak obiad. Z kolei bez lokalnych i regionalnych mediów nie bylibyśmy w stanie zaspokajać swoich małych potrzeb. To jak śniadanie, czy posiłek w przerwie od pracy. Często zdarza się, że dzisiejsze spojrzenie na media i tworzenie informacji jest takie: ma być szybko, najlepiej tanio i jak najbardziej przystępnie dla jak najszerszej grupy odbiorców. To przywodzi na myśl... fast foody.
Takie zjawisko jest naturalne, ma pozytywne czy negatywne strony?
Zdefiniowałbym je jako tabloidyzację. Ogólnie jest ona traktowana jako obniżenie jakości, w pogoni za ilością i sensacją. W żywieniu jest obecnie trend na zdrową żywność, ale musimy pamiętać, że jest ona droższa i mniej dostępna. Media, jak dyskonty, poszukują klientów masowych – często dają produkt tańszy, ale jednocześnie gorszy. Jest coraz mniej czasu na pogłębione analizy. Sprzedaje się prostsze produkty i ludzie przyjmują je m. in. ze względu na brak czasu i oszczędność pieniędzy. Taka „makdonaldyzacja” dotyczy wszystkich mediów, ale też całego społeczeństwa. Niekomercyjne treści – jak np. kultura wyższa – nie znajdują swojego miejsca.
Jesteśmy więc poinformowani lepiej, czy jedynie szybciej?
Obecnie produktów czy to na polu jedzenia, czy mediów jest bardzo dużo. W tych drugich przejawia się to w tym, że bardzo dużo daje nam ich internet. Tyle, że mamy problem z wyborem. To tak jak ze sklepami – możemy pójść do samoobsługowego marketu, albo małego sklepy z ladą i panią podającą towar. Dawniej te drugie były popularniejsze. W przełożeniu medialnym – odbiorca miał profesjonalnego dziennikarza, który powiedział mu co jest dobre, a co złe – ocenił, użył swojej wiedzy. Internet jest jak market – sprawia, że często przygotowany dziennikarz nie jest już potrzebny, bo bezpośrednio dociera do nas polityk, firma. Ale nie ma już tego doradcy, „przywódcy opinii”. Dostajemy więcej informacji, ale ilość nie idzie w parze z jakością. Trudno ocenić co jest prawdą, a co fałszem. Często zmienia się też pozycja i wymagania wobec dziennikarza. Nie ma coraz częściej miejsca na rzetelność i bezstronność, w zamian jest zajmowanie pozycji po jednej ze stron sporu, z czym akurat nie mogę się zgodzić. Reasumując – masowo jemy coraz gorsze jedzenie, wszystko jest coraz tańsze. Internet jest przecież darmowy, a kiedyś żeby dostać informację musiałem kupić gazetę np. Głos Wielkopolski. Dzisiaj mogę wejść na jakiś portal i zobaczyć to samo. Tylko czy to naprawdę będzie to samo? Nie, zakładam, że informacja w gazecie będzie jakościowo lepsza. W dzisiejszym świecie w pogoni za ceną pogarsza się jakość i jedzenia, i zawartości w mediach.
Jakich form dziennikarskich jest obecnie w mediach najwięcej?
Krótkich treści. Mniej jest pogłębionych wywiadów, analiz. Wiele dostajemy w pakietach. Przecież pojęcie tabloidyzacji wywodzi się od tabletki. Wszystko ma być łatwe do połknięcia. Fast food dostajemy szybko i tanio, a na pójście do porządnej restauracji nie mamy czasu. Z drugiej strony nie jest tak, że standardy jakościowe wszędzie są tak samo niskie. Oczywiście – masowo – gorszy produkt wypiera lepszy i w mediach, i w kulinariach. Ale jest też grono osób, które coraz bardziej zwraca uwagę na treści jakościowe. Idzie w zdrową żywność, a od mediów oczekuje rzetelnej analizy i dopracowanych tekstów. Tych odbiorców jest mniej, ale są gotowi zapłacić za jakość i treść. Bo za dobrą informację, tak jak za dobre jedzenie – trzeba zapłacić. Także w internecie.