Urodził się w Prusach, zmarł w okupowanej Bydgoszczy
Przez kilkadziesiąt lat rodzina myślała, że grób Franciszka Gonsierowskiego nie istnieje. W 2015 roku miejsce pochówku dziadka odnalazł wnuk Adam.
Na łamach ostatnich „Pasji” (dodatku dla prenumeratorów „Pomorskiej”) Franciszka Gonsierowskiego wspominał jego wnuk Adam. Okazją był zbliżający się wówczas Dzień Dziadka.
Dziś w „Albumie Historycznym” więcej na temat krótkiego, aczkolwiek bardzo ciekawego życia pana Franciszka. Najkrócej można je tak podsumować: urodzony w państwie pruskim doczekał odrodzonego w 1918 roku państwa polskiego, by skończyć swoje życie w okupowanej Bydgoszczy.
Jako poddany cesarza walczył w pruskiej armii
- Dziadek Franciszek Gonsierowski (z rodziny mojego ojca), urodził się w roku 1881 roku, w pięknym miasteczku Gniew, oddalonym od Bydgoszczy nieco o ponad 100 kilometrów. Ja jestem jego kilkudziesięcioletnim wnukiem. Urodziłem się w Bydgoszczy, już po jego śmierci. Dlatego też źródłem wiadomości o dziadku Franciszku były głównie wspomnienia nieżyjącego już mojego ojca Brunona oraz jego siostry Heleny - mówi pan Adam.
Jak dodaje, Franciszek Gonsierowski był dzieckiem Piotra i Jakobiny, którzy opuścili Gniew w kwietniu 1890 roku i osiedlili się w podbydgoskich wtedy Jachcicach (niem. Jagdschütz) wraz z ośmiorgiem swoich dzieci. Zamieszkali w nieistniejącym już dzisiaj domu przy ul. Okrężnej, gdzie Piotr Gonsierowski pracował jako kowal. 21 sierpnia 1908 roku Franciszek poślubił w Bydgoszczy Weronikę z domu Kowalkowską.
Ważny w jego życiu był okres I wojny światowej. Jako pruski poddany Franciszek od sierpnia 1914 roku do grudnia 1916 roku walczył za cesarza w 42. (5. pomorskim) pułku piechoty im. księcia Moritz von Anhalt-Dessau. Gdy w jednej z rozmów ze swoimi kamratami nieopatrznie stwierdził, że: „Prusacy wkrótce tę wojnę przegrają, gdyż przerabiają już dzwony na armaty”, został niezwłocznie zwolniony z armii. Mimo że według Prusaków został potępiony jako żołnierz, musiał pracować dla armii pruskiej jako cywil.
Zwolniony z armii 20 grudnia 1916 roku, już 28 grudnia 1916 roku był robotnikiem Hambursko-Szczecińskiej Spółki Akcyjnej Vulcan-Werke w Szczecinie, która budowała okręty dla Cesarskiej Marynarki Wojennej.
Udar przerwał pracę na kolei
Po zakończeniu I wojny światowej Franciszek Gonsierowski podjął pracę w firmie będącej własnością bydgoskiego Niemca - Juliusa Kühnella.
Zakład mieścił się przy ówczesnej Luisenstrasse 15/16 (dzisiaj ul. Hetmańska). Zajmował się m.in. budową instalacji elektrycznych, pracami budowlanymi, blacharskimi, montażem piorunochronów i innymi usługami. Wcześniej, bo w roku 1901, Franciszek uzyskał w tej firmie tytuł czeladnika, zakończony samodzielnym wykonaniem pracy czeladniczej pod tytułem „konewka”.
W związku z powrotem Bydgoszczy do Polski (styczeń 1920 r.), następował stopniowy odpływ mniejszości niemieckiej z miasta do Niemiec. Także pracodawca Franciszka zlikwidował w 1921 r. swoją bydgoską firmę. W opinii zawodowej Julius Kühnell napisał, że Franciszek Gonsierowski był wartościowym i sumiennym pracownikiem. W ostatnim zdaniu tej opinii życzył swojemu byłemu pracownikowi wszystkiego najlepszego.
Po likwidacji zakładu Franciszek podjął w 1921 roku pracę na PKP w Bydgoszczy, którą w roku 1940 przerwała choroba - miał udar. - Dopadł dziadka w miejscu jego pracy. Tata, idąc kiedyś ze mną tunelem pasażerskim pod dworcem kolejowym Bydgoszcz- Główna, wskazał ze wzruszeniem miejsce, gdzie upadł Franciszek doznając pierwszego udaru. Z dalszej relacji mojego ojca wynikało, że po kilkunastodniowej domowej rehabilitacji dziadek wrócił do pracy na kolei. Niewyleczone następstwa udaru i zbyt wczesny powrót do pracy prawdopodobnie spowodowały następny, już śmiertelny w skutkach, wylew. Dziadek zmarł w 1940 roku, w wieku 59 lat - mówi Adam Gonsierowski.
Stojąc przy grobie słyszymy pociągi
Od kiedy Adam Gonsierowski pamięta, w jego rodzinie panowało przekonanie, że grób Franciszka nie istnieje, a miejsce jego spoczynku zostało wykorzystane do innego pochówku.
- Kierowany niewytłumaczalnym impulsem, choć co prawda dziadek śnił mi się co jakiś czas, w lipcu 2015 roku udałem się do biura parafialnego kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa przy placu Piastowskim. Tam dowiedziałem się, że miejsce pochówku dziadka Franciszka istnieje nienaruszone i nie zostało wykorzystane do innego pochówku! Po uzupełnieniu niezbędnych formalności, w miejscu wiecznego spoczynku dziadka stanął, zrealizowany sumptem rodziny, pomnik. Stojąc przy grobie Franciszka słychać przejeżdżające w pobliżu pociągi. Takie też odgłosy towarzyszyły mu w czasie jego pracy na kolei, a także w dniu jego pogrzebu - podsumowuje Adam Gonsierowski.