Policja Interwencje świebodzińskich policjantów zapobiegły nieszczęściu. Stawką było ludzkie życie, liczyła się każda sekunda. Dzięki temu spełniają się zawodowo.
Intuicja, natychmiastowa reakcja, również ta nieszablonowa – tak oceniano ich interwencje. Dla nich to praca codzienna – nieprzewidywalna, niosąca ryzyko i dużą odpowiedzialność. Nie czują się bohaterami – ich zdaniem, to była jedyna możliwa reakcja.
Późnym wieczorem do dyżurnego policji dodzwoniła się kobieta, mówiąc, że na torach kolejowych w rejonie wiaduktu przy ulicy Łużyckiej położył się mężczyzna z zamiarem popełnienia samobójstwa. Gdy funkcjonariusze dotarli we wskazane miejsce, w ich kierunku zmierzał już pociąg. Był ciemno, co utrudniało poszukiwania desperata. Czas uciekał. Jeden z policjantów, znając zasady sygnalizacji kolejowej, rozpoczął nadawanie sygnałów latarką z czerwonym światłem. W efekcie udało mu się zatrzymać pociąg osobowy relacji Warszawa – Berlin. W chwilę później policjant zatrzymał kolejny pociąg w ten sam sposób. - Presja czasu była ogromna. Dopiero, gdy pociągi się zatrzymały, emocje troszeczkę opadły. Poprosiliśmy maszynistę, by za pośrednictwem nastawniczego wstrzymał ruch pociągów. Nie wiem, czy ten mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, co mogło się stać - wyjaśnia post. Dawid Dubiel.
Po chwili policjant dyżurny ustalił, że poszukiwany, który miał znajdować się na torowisku, zmierzał w kierunku osiedla, tam też swoje działania przenieśli policjanci, odnajdując 19-latka, który kilka minut wcześniej kładł się na tory kolejowe. Był pod wpływem alkoholu. Co by było, gdyby...? Zatrzymał pociągi. Jak to zrobił?
– Zanim trafiłem do świebodzińskiej jednostki, pracowałem w komendzie wojewódzkiej we Wrocławiu na komisariacie kolejowym. Tego typu specjalistyczne komisariaty są tylko w dwóch miastach. Ruch pociągów był dla mnie codziennością, stąd znajomość sygnalizacji i zachowań na torach – wyjaśnia post. Dawid Dubiel. Każdy z policjantów jest wyposażony w latarkę z czerwoną nakładką, która jest odpowiednia zarówno do zatrzymywania pojazdów w ruchu drogowym, jak i kolejowym.
Pomijając fakt, że desperat zszedł z torów, brak policjanta, który zadziałał zdecydowanie, mógłby doprowadzić do tragicznego finału. – W tamtym momencie nie mieliśmy wiedzy, że mężczyzna nie znajdował się już na torach. Wiedziałem dokładnie co mam robić. Dlatego zdecydowanie wkroczyłem na torowisko. Nie czuję się bohaterem. Z przypadkami zagrożenia życia i zdrowia spotykamy się na co dzień: tu zdarzyło się na terenie kolei, ale każdego dnia zdarza się w innych miejscach. Każdy z nas reaguje tak samo, tak należało postąpić – podsumuje post. Dubiel, na służbie od 2014 roku. – Są sytuacje, gdy jestem bezsilny i nie mogę pomóc, natomiast jest też wiele takich, które pozwalają mi się spełnić zawodowo, dają satysfakcję i napędzają do dalszej służby – mówi nasz rozmówca.
Z obu nadgarstków płynęła krew
To nie jedyny bohaterski przypadek policjantów ze świebodzińskiej komendy. Dzięki intuicji dyżurnego i sprawnie przeprowadzonej interwencji dzielnicowego udało się zapobiec kolejnemu nieszczęściu. Pod koniec maja do dyżurnego dodzwonił się mężczyzna, który pytał o możliwość przyjazdu patrolu policji. W trakcie rozmowy kilkukrotnie zmieniał nastrój: był płaczliwy, przerażony, za chwilę prostował wypowiedziane wcześniej słowa. Zachowanie na tyle zaniepokoiło dyżurnego, że podjął decyzję o skierowaniu do mężczyzny dzielnicowego. Po chwili w drzwiach dzwoniącego pojawili się policjant i strażnik miejski. Uwagę dzielnicowego przykuł ubiór mężczyzny.
Mimo upalnego dnia 36-latek miał na sobie bluzę z zaciągniętymi na dłonie rękawami. Na głowie miał kaptur. Rękawy przesiąknięte były czerwoną cieczą i, jak się okazało, na nadgarstkach miał głębokie cięte rany. Policjant opatrzył obie ręce i wezwał na miejsce pogotowie ratunkowe. Jak ustalił, 36-latek chciał odebrać sobie życie. – Z pozoru wyglądało to na zwykłą interwencję, natomiast podejrzenia wzbudziły nietypowe zachowanie mężczyzny oraz jego ubiór. Po chwili spostrzegliśmy na podłodze kropelki krwi. Używając opatrunku osobistego opatrzyłem obie ręce. Musiałem też użyć ręcznika, bo krwawienie było znaczne. W tym czasie strażnik miejski powiadomił pogotowie – opowiada st. sierż. Mateusz Brzuśnian, dzielnicowy Gminy Zbąszynek.
Mieszkańcy doceniają postawę
– Takie sytuacje napawają optymizmem. Zwykle policjantów wrzuca się do jednego wora i zapomina się o tych, którzy pracują z powołania i faktycznie robią coś dobrego – odnosi się do interwencji w Świebodzinie Janina Kostrzewska. – Policjant musi udzielić pierwszej pomocy. Dobrze, że ten policjant szybko zareagował, choć tak na dobrą sprawę mógł nawet nie wiedzieć, że dzieje się coś złego – komentuje pan Jan ze Zbąszynka.
Niestety, nie udało nam się porozmawiać z policjantem dyżurnym, który nadzorował obie interwencje. Należy jednak podkreślić, że także jego działania przyczyniły się do szczęśliwego zakończenia obu historii.