Unijne dyrektywy mogą pogrążyć nasze firmy transportowe i budowlane
W firmach transportowych i budowlanych w regionie łódzkim rośnie zaniepokojenie planami zmian dyrektyw UE. Pracę mogą stracić tysiące ludzi
Planowane zmiany w unijnej dyrektywie o delegowaniu pracowników oraz nowe regulacje w postaci tzw. pakietu drogowego mogą zatrząść w posadach setkami firm z województwa łódzkiego działających w branży transportowej i budowlanej, odcinając je od rynków zachodnioeuropejskich. A wiele firm zbudowało swoją potęgę właśnie dzięki swojej konkurencyjności na Zachodzie. W tym tygodniu prezydent Francji Emmanuel Macron lobbuje za zmianami podczas wizyt w krajach Europy Środkowej, pomijając Polskę. Przedsiębiorcy nie kryją obaw i rozczarowania brakiem reakcji polskiego rządu.
Dlaczego zmiany są tak groźna dla naszych przedsiębiorców? Zgodnie z planami Komisji Europejskiej zmienić ma się schemat wynagradzania delegowanych do pracy na Zachodzie. Dany pracownik, bez względu na to skąd pochodzi, ma otrzymywać taką pensję, jak miejscowy fachowiec. Wówczas podstawą wynagrodzenia kierowcy samochodu ciężarowego, czy pracownika branży budowlanej wykonującego pracę np. na terenie Francji nie będzie 2 tys. zł, a 3 tysiące euro. Poza tym trudno będzie zaplanować wynagrodzenie wg stawek z poszczególnych krajów, przez które kierowca będzie przejeżdżał.
Jeszcze bardziej niż zmian w dyrektywie o pracownikach delegowanych, branża transportowa obawia się zmian w tzw. pakiecie drogowym. Chodzi o wprowadzenie ograniczeń w kabotażu (transport dla przewoźnika z innego kraju) oraz egzekwowanie czasu wypoczynku.
- Teraz, np. w ciągu tygodnia w drodze powrotnej możemy zabrać trzy ładunki, żeby nie jechać „na pusto”, a chce się nam to ograniczyć do trzech dni i to raz w miesiącu - mówi Andrzej Majewski, prezes Łódzkiego Stowarzyszenia Przewoźników Międzynarodowych i Spedytorów.
Zdaniem Majewskiego, ograniczenia w kabotażu, plan wprowadzenia ogólnoeuropejskiego zakazu regularnych odpoczynków tygodniowych w kabinie pojazdu pod groźbą kar i nowe zasady wynagradzania, dobiją polskich przewoźników jeżdżących na zachód Europy.
- To byłaby katastrofa. Myśmy za własne pieniądze zakładali firmy, kupowali samochody i na to nie było żadnych funduszy z Unii - mówi Andrzej Majewski, dodając, że w obecnych zapowiedziach KE więcej widzi politycznej gry, niż strategicznych działań.
- To jest zagranie polityków w stylu „ochronimy wasze miejsca pracy”, dlatego myślę, że z tej burzy może nie być deszczu - mówi prezes Majewski.
Nie wszystkich jednak stać na taki optymizm, szczególnie młode firmy, które rozwijały się dzięki transportowi do krajów Europy Zachodniej. Tomasz Storczyk, współwłaściciel Datum Logistic, myśli już nawet o przebranżowieniu.
- Mówi się o poprawieniu warunków pracy i płacy polskich kierowców, a tak naprawdę chodzi o wyeliminowanie nas z rynku we Francji i Niemczech, zniszczenie naszej konkurencyjności mówi Tomasz Storczyk. - I tu nie chodzi o stawki wynagrodzenia, bo nasi kierowcy wraz z dodatkami nie zarabiają mniej. Jesteśmy po prostu lepsi - wykonujemy dłuższe trasy, mamy lepsze pojazdy, naczepy.
Sami kierowcy zdają się nie martwić, że jeśli polscy przewoźnicy przestaną być konkurencyjni na zachodnich rynkach, to oni stracą pracę. - Nasz pracodawca musi mieć 60-70 proc. zysku na aucie, a Niemcowi wystarczy 10 proc. Wolę zarabiać w euro i mieć jasny system wynagradzania - mówi pan Krzysztof z powiatu piotrkowskiego, dodając, że jeśli firma jego przewoźnika upadnie, pójdzie „robić do Niemca”: - Im brakuje ok. 100 tys. kierowców.
Planowane zmiany w dyrektywie o pracownikach delegowanych już odbijają się na branży budowlanej. - To już działa w Belgii, która pod groźbą 2 mln euro kary wymaga na miejscu agenta będącego gwarantem wynagradzania według ich krajowej stawki. Myśmy kontrolę przeszli pozytywnie, ale już tracimy kontrahentów - mówi Marcin Rzepecki, prezes Frame House z Bełchatowa, która w większości krajów Europy Zachodniej stawiała domy szkieletowe,a obecnie we Francji i w Belgii nie ma już ani jednego delegowanego pracownika. - Materiały jeszcze zamawiają od nas, ale już montażu szukają wśród lokalnych firm - dodaje prezes Rzepecki.