Krakowski Oddział IPN i „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ. Lata 60. i 70. Brak wolności słowa i druku w PRL, zakłamanie obecne w mediach, fałszowanie historii Polski wywoływało sprzeciw. Część społeczeństwa oburzona nachalną propagandą wyrażała protest za pomocą antysystemowych ulotek, czy anonimów do partyjnych dygnitarzy
Ulotki i anonimy wysyłane do różnych instancji partyjnych i władz państwowych były jedną z form biernego oporu społecznego i walki z systemem komunistycznym. Ich wykrywaniem zajmowali się funkcjonariusze Wydziału „W” Służby Bezpieczeństwa, którzy w urzędach pocztowych przeglądali wybrane listy.
Oprócz standardowego sprawdzania korespondencji wg określonych parametrów (np. nazwisko, adres) do kontroli wybierano koperty zaadresowane charakterem pisma odpowiadającym wzorom dostarczonym przez jednostkę operacyjną SB lub też wyrywkowo przeglądano te, które już ze względu na swoje zewnętrzne cechy wydawały się funkcjonariuszom podejrzane, np. nie zawierały danych nadawcy, miały niedokładny zapisany adres, czy też podejrzanie grubą zawartość.
„Propaganda pisana”
W PRL władza manipulowała informacją, prowadząc skuteczną indoktrynację narzucającą pozytywny obraz życia w socjalistycznym państwie. Codzienność okazywała się jednak zupełnie inna - brak wolności słowa i druku, zakłamanie obecne w prasie i telewizji, fałszowanie historii Polski wywoływało sprzeciw. Część społeczeństwa oburzona nachalną propagandą wyrażała swój protest za pomocą antysystemowych ulotek, czy anonimowych listów do partyjnych dygnitarzy oraz do radia, telewizji, czy redakcji czasopism. Ich największe natężenie przypadło na lata 60. i 70., osłabło natomiast w latach 80., gdy oddolny protest został skanalizowany przez powstanie zorganizowanej opozycji.
W języku operacyjnym SB ta forma oporu stanowiła tzw. wrogą propagandę pisaną. Rozumiano pod tym terminem nie tylko szerzenie idei, poglądów i haseł sprzecznych z ideologią socjalistyczną, ale także wszelką krytykę, czy tylko inne zdanie na temat polityki władz państwowych czy partyjnych.
Przejęte anonimy i ulotki Wydział „W” SB Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie przekazywał następnie do Wydziału III, który prowadził sprawy operacyjne przeciwko ich autorom. SB w każdym przypadku starała się wykryć autora anonimu - na podstawie miejsca, skąd był wysyłany dokonywała hipotetycznego ustalenia osoby poszukiwanej oraz obszaru, gdzie mogła mieszkać i przebywać. Brano pod uwagę m.in. osoby przebywające w hotelach, zapisywano ich dane personalne, a następnie sprawdzano, co robiły w dniach, kiedy wysyłane były anonimowe listy. Funkcjonariusze Wydziału III sprawdzali również w Centralnej Kartotece Adresowej wszelkie podpisy figurujące na listach, które mogły nakierować ich na ślad poszukiwanej osoby.
Następnie w Laboratorium Kryminalistycznym, które prowadziło kartotekę dokumentów anonimowych sprawdzano wzory pisma ręcznego, typy i modele maszyn do pisania i porównywano je z dostępnymi próbkami pisma z anonimu i innymi dowodami. Dzięki znajdującym się w kartotece wzorom pisma ręcznego i maszynowego oraz nazwiskom ustalonych wcześniej autorów w wielu wypadkach SB udało się zidentyfikować autora anonimów. W niektórych przypadkach sprawa była kierowana do Wydziału Śledczego, który w ramach prowadzonego śledztwa przeprowadzał jawne przeszukania u osób, co do których istniały przesłanki wskazujące, że mogły być autorami listów anonimowych. Zebrane w trakcie przeszukania materiały stawały się głównymi dowodami pozwalającymi wszcząć postępowanie przygotowawcze, a następnie skierować sprawę do sądu. Poniższe przykłady pokazują, że podejmowano często wysiłki niewspółmierne do rangi ściganego przewinienia. Czasem latami były prowadzone sprawy angażujące licznych funkcjonariuszy, a dotyczące niewiele znaczących anonimów.
„Protestant”
W wielu przypadkach SB nie udawało się odnaleźć autorów anonimowych listów i ulotek. Charakterystyczna była sprawa operacyjnego rozpracowania o krypt. „Protestant”. Założył ją w 1965 r. Wydział IV SB w Krakowie na podstawie skonfiskowanych przez Wydział „W” ulotek, krytykujących reakcję prasy i władz państwowych na Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich. Orędzie to, zawierające słynne słowa „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”, wywołało szczególnie ostry atak propagandowy ze strony komunistycznego państwa. Skonfiskowane ulotki były adresowane do 21 komitetów partyjnych w miastach wojewódzkich i powiatowych w kraju, do redakcji pism - „Słowa Powszechnego”, „Życia Warszawy”, „Życia Częstochowy”, redakcji miesięcznika „Znak” i „Tygodnika Powszechnego” - do rad zakładowych zakładów przemysłowych w 6 miastach oraz do kurii krakowskiej i Urzędu ds. Wyznań w Krakowie. Wydział IV próbując znaleźć autora ulotek przesłał ich oryginały do Zakładu Kryminalistyki KG MO w Warszawie. Badania wykazały, że zostały one napisane na jednej maszynie do pisania, najprawdopodobniej „Supermetall”. Koperty robione były „sposobem chałupniczym”, a rozpowszechniane były w biurach spółdzielni, związków branżowych i w drobnych przedsiębiorstwach. Brak linii papilarnych na badanych dokumentach świadczył, że autor posiadał doświadczenie w pracy konspiracyjnej. Wstępne wnioski wskazywały, że autorem był mężczyzna, toteż Wydział IV sprawdził środowiska katolickie (m.in. „Tygodnika Powszechnego”), zabierając do analizy maszynopisy i koperty. Do Wydziału „W” przekazano kopertę, która miała stanowić materiał porównawczy podczas kontroli korespondencji. Mimo tych działań nie udało się ustalić autora anonimowych listów.
„Król Duch”
Jedną z długoletnich spraw prowadzonych przez Wydział III była sprawa o krypt. „Kolporter” rozpoczęta w 1946 r., a zakończona w 1958 r. Dotyczyła ona listów anonimowych, podpisanych „Król Duch”, systematycznie wysyłanych do różnych instytucji, organizacji społecznych i politycznych, placówek naukowych, komitetów partyjnych, zakładów pracy, klasztorów, a także niekiedy do osób prywatnych. Ogółem w ciągu swojej trzynastoletniej aktywności ów „Król Duch” wysłał 3 tys. listów pisanych na maszynie, z jednej strony krytykujących ówczesną sytuację społeczno-polityczną, z drugiej zawierających petycje, apele i programy zmierzające do jej naprawy.
UB w Krakowie podjął standardowe w takim przypadku działania, lecz wykrycie autora okazało się trudne, ponieważ - jak zapisano później w jednej z prac szkoleniowych bezpieki - „nie zostawiał śladów linii papilarnych, nie wysyłał pierwszych egzemplarzy maszynopisów, listy wysłał do dużej ilości adresatów oraz wrzucał je do wielu skrzynek pocztowych w Krakowie i innych miastach”. Jednym z działań podjętych przez UB było opublikowanie artykułu w gazecie, w którym podano w wątpliwość jego poczytalność.
Autor anonimów napisał do redakcji odpowiedź, lecz analiza tego listu nie przyniosła żadnych istotnych informacji. Dopiero zbadanie sposobu kolportażu listów anonimowych pozwoliło na zauważenie pewnych prawidłowości. Okazało się, że od 1952 r. „Król Duch” rozsyłał anonimy w soboty w godzinach dopołudniowych, co zasugerowało, że mógł być przyjezdnym, a sprawdzenie rozkładu jazdy pociągów pozwoliło ustalić miasta, skąd mógł przyjeżdżać: Tarnów, Zakopane i Katowice. W 1957 r. SB podjęła akcję specjalną, do której zostało zaangażowanych wielu funkcjonariuszy, m.in. wywiadowcy Wydziału „B”. Mieli oni za zadanie obserwację skrzynek pocztowych w każdą sobotę w godzinach od 8 do 14 i śledzenie osób, które wrzucały większą ilość listów. W grudniu 1957 r. „Król Duch” wysłał 80 listów anonimowych - został wówczas zauważony przez jedną z grup obserwacyjnych. Udało mu się jednak zgubić obserwację po wejściu do kościoła Mariackiego. SB miała jednak jego rysopis i w przeciągu kilku dni został złapany.
Momenty przełomu
Zwiększona liczba anonimów i ulotek pojawiała się w momentach ważnych wydarzeń zakłamywanych przez władze - „walki o krzyż” na terenie Nowej Huty w kwietniu 1960 r., obchodów milenijnych 1966 r., wystąpień studentów w marcu 1968 r., wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji w sierpniu 1968 r., robotniczych protestów z grudnia 1970 r. i czerwca 1976 r. czy powstania „Solidarności”. Aby poznać nastroje społeczne SB prowadziła wówczas na większą niż w zwykłym czasie skalę wyrywkową kontrolę listów. Szczególnie monitorowano listy w czasie każdego zjazdu PZPR, żeby odczytać z nich nastroje i opinie społeczeństwa. Podczas VII Zjazdu PZPR w grudniu 1975 r. Wydział „W” w Krakowie przeglądał dziennie 2 tys. listów, z których wynotowywano nie tylko wypowiedzi antypaństwowe i antypartyjne, ale też dotyczące np. braków w zaopatrzeniu na terenie Krakowa, rosnących kosztów utrzymania czy spadku wartości pieniądza. Była to również wskazówka dla władzy - kontrolując prywatną korespondencję poznawała reakcje i opinie społeczeństwa na temat sytuacji polityczno-gospodarczej kraju.