Ulica Białostoczańska w Białymstoku. Szemrana kariera Józka Bałakiera
Przedwojenna ulica Białostoczańska (dzisiaj Włókiennicza) leżała z dala od centrum miasta, miała jednak z nim dogodne połączenie. Wystarczyło pójść prosto Poleską, Częstochowską czy Nowym Światem, żeby znaleźć się na samej Lipowej. Nie wszystkich jednak ciągnęło z Białostoczańskiej do śródmieścia. Na miejscu mogli mieć pracę, ot choćby w fabryce włókienniczej Zyberblata, przy chemikaliach u Rajskiego, bądź w zakładach metalowych Towarzystwa „Ferrum”. A i sklepików oraz innych usług było wokół pełno. Poza własną ulicę ciągnęło jednak tamtejszych złodziei.
Białostoczańska miała swój mroczny światek. Królowali w nim tacy spece od łomu i wytrycha, jak Borys Kłoczko, który w wieku 16 lat miał już za sobą 3 wyroki i doczekał się kolejnych, a także Władek Szejda, duży zuchwalec, który w 1936 r. okradł kino Świat, a później kilkakrotnie uciekał z więzienia. Do tego szemranego towarzystwa należał także Józef Bałakier zamieszkały przy Białostoczańskiej 25.
Bałakier po raz pierwszy odznaczył się w kronice kryminalnej Dziennika Białostockiego w 1922 r. Trafił na komisariat dworcowy za namawiania przyjezdnych do gry w trzy karty. Był to wówczas nagminny proceder. Obok karciarzy swoich ofiar i klientów wypatrywali też doliniarze i prostytutki. Młody Józek musiał być zwykłym naganiaczem, a nie zawodowym szulerem. Dolę jednak dostawał i obracał ją na zabawy i popijawy. Znała go od tej strony cała Białostoczańska. Awanturował się, hałasował, a nawet, za przeproszeniem mógł dać w mordę.
Wkrótce Bałakier zaczął samodzielną karierę kieszonkowca. Działał zwykle w okolicach Rynku Siennego. Okradał przybyłych na targ włościan. Nie musiał długo czekać na wpadkę. W 1924 r. jego ręka znalazła się w torebce niejakiej Weroniki Leluszówny z Antoniuka. Złodziejaszek trafił za to na krótką odsiadkę w więzieniu przy Szosie Baranowickiej. Cela zbliża ludzi. Bałakier poznał w niej swojego imiennika Józka Hańkę. Po wyjściu zaczęli kombinować razem. Jesienią 1925 r. zasypali się mocno. Okradli gabinet dyrektora Szkoły Handlowej przy ul. Pałacowej. Łup w postaci 5 palt wart był blisko 3 tys. złotych. Ten skok kosztował Bałakiera roczną odsiadkę.
Po raz kolejny dział kryminalny w lokalnych gazetach miał okazję gościć opryszka z Białostoczańskiej w 1928 r. Na początku listopada agent policji kryminalnej dokonał zatrzymania na ul. Lipowej dwóch przechodniów ze śladami wyraźnej charakteryzacji. Okazali się nimi Józef Bałakier i Jan Ptaszyński, „zawodowi włamywacze, podczas rewizji których znaleziono broń i narzędzia złodziejskie”. Bałakier startował już w coraz wyższej lidze złodziejskiej. Nic dziwnego, że policja miała stale na niego baczenie. Kolejny kontakt z władzą zdarzył się Józkowi Bałakierowi wiosną 1933 r. Na zbiegu ul. Orzeszkowej i Warszawskiej przyuważył go st. posterunkowy służby śledczej Kazimierz Bosiacki. Postanowił zabrać delikwenta do pobliskiej komendy powiatowej PP. Kiedy tam przybyli, opryszek kategorycznie odmówił poddania się rewizji osobistej. Wyciągnął z zanadrza obszerny marynarski długi nóż i ruszył na policjantów.
Został jednak sprawnie obezwładniony i trafił przed oblicze sądowej sprawiedliwości. Ostatnią znaną robotę, jaką wykonał Józek Bałakier w styczniu 1936 r. było włamanie do Zakładu Rentgenowskiego przy ul. Legionowej 12. Tym razem za wspólnika miał nie byle jakiego fachowca, bo Dawida Duczyńskiego z ul. Młynowej. Ukradli metalową kasetkę, a w niej 2,5 tys. zł. Pech chciał, że patrol uliczny przyuważył stojącego na świecy pomagiera włamywaczy. Jego śladem aresztowano całą szajkę. Łup odnaleziono w całości w skrytce przy ul. Głuchej. Kariera Józka Bałakiera znowu została brutalnie przerwana.