Rozmowa "Głosu Pomorza" z Markiem Biernackim, wiceprezydentem Słupska.
- Pamiętam, że gdy za prezydenta Jerzego Wandzla przerabiano kolektor deszczowy pod wiaduktem przy ul. Sz czecińskiej, to mówiło się, że w czasie ulew już tam nie będą się tworzyły jeziorka, w których topią się samochody. Tymczasem wczoraj volkswagen znowu się tam utopił. Dlaczego tak się dzieje?
- Gdy przerabiano kolektor, to nikt nie przewidywał, że w mieście powstanie wielkie centrum handlowe oraz wiele marketów. Te wszystkie obiekty są otoczone parkingami, które nie przepuszczają wody. Dlatego ogromna masa deszczówki w przypadku dużych ulew zlewa się na tereny niżej położone. Z tego powodu miejsce pod wiaduktem znowu jest zalewane. Oczywiście gdyby tej modernizacji kolektora nie wykonano i nie doszłoby do rozdzielenia wielu kolektorów, to sytuacja byłaby jeszcze gorsza, szczególnie na Zatorzu. Niestety, w ciągu co najmniej dekady popełniono wiele błędów w planowaniu przestrzennym w mieście i teraz odczuwamy ich skutki. W efekcie teraz trzeba zainwestować w rozbudowę systemu odprowadzania wody deszczowej. Z naszych wyliczeń wynika, że to będzie wydatek rzędu co najmniej 50 milionów złotych. Mamy już koncepcję budowy kilku zbiorników retencyjnych na terenie miasta. Teraz zabiegamy o pieniądze unijne na ten cel.
- A co się stało, że we wtorek ulica Piłsudskiego w Słupsku przemieniła się w prawdziwą rzekę?
- Spodziewałem się tego. To rezultat budowy ringu, który nie uwzględniał odprowadzenia ścieków deszczowych wzdłuż ulicy Piłsudskiego. Rezultat takich działań teraz widać gołym okiem, bo ring to olbrzymia powierzchnia ulicy. Gdy z niej spłynie woda, to rzeczywiście w czasie ulewy powstaje rzeka w mieście, a okoliczne domy są podtapiane.
- Czy próbujecie zdobyć pieniądze na rozwiązanie tego problemu?
- Tak. Mamy gotowy projekt, ale w zeszłym roku nie dostaliśmy pieniędzy ze schetynówek. W najbliższym czasie będziemy ponownie o nie zabiegać. Mam nadzieję, że tym razem skutecznie.
- A co trzeba zrobić w śródmieściu?
- Tu niewątpliwie wzmocnienia wymagają brzegi Słupi. Chcemy to zrobić przy okazji prac związanych z bulwarami. Dużo do życzenia pozostawia zarządzanie poziomem rzeki, czym zajmują się energetycy. Nie możemy być uzależnieni od tego, co się dzieje w elektrowni w Krzyni. Niestety, co raz bardziej widać także skutki zabudowywania przez wiele lat polderów, które już za czasów niemieckich wyznaczono na terenach poza granicami miasta, aby rozpraszać falę powodziową.
- Mamy szansę na pieniądze związane z prawidłowym zagospodarowaniem polderów?
- Chcemy to zrobić w ramach projkektu zarządzania wodami opadowymi. Wraz z gminami wstępnie oszacowaliśmy ten program na 307 milionów złotych. Na razie programy zostały tak przygotowane, że wykluczono gminy i tylko miasto może ubiegać się o pieniądze. Będziemy o nie aplikować jesienią do programu Live. Nie wiadomo jednak, czy uda się nam je zdobyć.
Rozmawiał Zbigniew Marecki