- Uciekł z mojego gospodarstwa, złapali go, trafił do Centrum Edukacji Ekologicznej w Grudziądzu. Teraz nie chcą mi go oddać - mówi Andrzej Weber z os. Owczarki.
Baloo ma ok. pół roku. W podległym miastu CEE przy ulicy Nad Torem ma dobre warunki, ale to nie jego dom. Wychował się bowiem w gospodarstwie Andrzeja Webera na os. Owczarki.
Dlatego gdy widzi swojego pana, to od razu bryka, chrumka i macha ogonkiem. - No chodź Baloo, chodź do mnie - mówi do dzika pan Andrzej i przez płot z siatki drapie go po nosie.
To przyjaciel rodziny
Dzik do CEE trafił w czerwcu. Jak do tego doszło? Ktoś przez przypadek wypuścił go z posesji Andrzeja Webera. Potem Baloo błąkał się w różnych miejscach, został złapany przez policję i przewieziony do CEE.
Pan Weber próbuje odzyskać swojego pupila. Pisał w tej sprawie do ratusza, kontaktował się też z Powiatowym Inspektoratem Weterynarii, ale bez skutku. - To przyjaciel naszej rodziny. Jest bardziej łagodny niż pies - dodaje pan Andrzej.
- Chcemy wydać panu Weberowi dzika, który włożył dużo trudu i wysiłku w opiekę nad zwierzęciem - twierdzi Mateusz Cieślakiewicz, leśniczy lasów komunalnych.
W czym zatem problem? Leśniczy chce, aby Andrzej Weber najpierw uzyskał formalne zezwolenie na trzymanie dzika, czyli zwierzęcia łownego w swoim gospodarstwie. - Takie zezwolenie może wystawić minister środowiska. W tym celu pan Weber powinien wystąpić do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska - mówi Anita Ciecióra, zastępca Powiatowego Inspektora Weterynarii.
I dodaje, że zgodę na opiekę nad zwierzyną łowną, która ucierpiała np. w wypadku, może wystawić także starosta. W przypadku Grudziądza jest nim prezydent. - Taka zgoda może być wystawiona jednak tylko na okres do 6 miesięcy - uzupełnia Anita Ciecióra.
Leśniczy Cieślakiewicz w obecności reportera „Pomorskiej” zaproponował Andrzejowi Weberowi spotkanie, które ma doprowadzić do tego, że „wilk będzie syty, owca cała”, a dzik wróci do Owczarek.
Przeżył tylko Baloo
Baloo przyszedł na świat w lutym. Jego prośna mama zginęła po potrąceniu przez samochód. Przeżyły trzy z pięciu młodych. Do Grudziądza przywiozła je córka pana Andrzeja. W jego gospodarstwie próbowano odratować wszystkie, ale przeżył tylko Baloo.