Tegoroczny sezon turystyczny w Trójmieście jeszcze się nie skończył. Piękna pogoda wciąż zachęca do przyjazdu nad morze, ale już teraz wiadomo, że ostatnie miesiące były rekordowe pod względem liczby gości. Przykładowo, na molo w Sopocie było tego lata ponad 970 tys. osób, zaś przez cały sezon Gdańsk gościł 2,5 mln plażowiczów. A jak było przed wojną? W 1936 roku wakacje nad polskim morzem spędziło około 200 tysięcy gości. Prasa wytykała brak miejsc noclegowych i niedopasowany rozkład jazdy pociągów.
Statystyki te robią jeszcze większe wrażenie, kiedy spojrzymy, jak przed wojną wyglądał wypoczynek na wybrzeżu, aczkolwiek trzeba od razu zaznaczyć, że szacując wówczas liczbę wakacyjnych gości brano pod uwagę tylko tych, którzy byli na polskim skrawku Pomorza, a więc poza Gdańskiem i Sopotem, które znajdowały się wówczas na terenie Wolnego Miasta.
Tłumy nie do policzenia
W analizie sporządzonej dla sezonu z roku 1936 „Gazeta Gdańska” zauważała, że „ujęcie cyfrowe ruchu turystycznego i letniskowego w Gdyni i na wybrzeżu nastręczało dużych trudności głównie ze względu na to, że Gdynia, koncentrująca ten ruch jako miasto portowe i wielki ośrodek portowy nie jest w stanie segregować przejezdnych na kategorie, dzieląc ich na interesantów i wycieczkowiczów lub letników. Granice te często się zacierają, poza tym zaś w Gdyni nie opłaca się taksy klimatycznej, a goście letniskowi nie są skutkiem tego w ewidencji. Z konieczności więc operować możemy w tym wypadku jedynie liczbami przybliżonymi”.
Wedle tych ogólnikowych szacunków, na wybrzeżu w ciągu sezonu wypoczywało około 200 tys. turystów, z czego ok. 16 tys. przyjechało tu z pominięciem Gdyni. To rozróżnienie jest o tyle istotne, że zgodnie z praktyką owych czasów droga nad morze łączyła się z wizytą w mieście z „morza i marzeń”. Oczywiście, można było z tego zrezygnować, ale... nie wypadało. Gdynia, była przecież wizytówką Polski i pokazanie się w niej było w dobrym tonie.
Wynik 200 tys. gości dawał powody do zadowolenia. Potwierdzał pośrednio, że sytuacja w Polsce po kryzysie gospodarczym z przełomu lat 20. i 30. zaczyna się poprawiać. Jednocześnie stwierdzano, że gdy chodzi o organizację wypoczynku, to jeszcze wiele jest do poprawienia.
„Atrakcyjność wybrzeża morskiego, jako terenu turystycznego, rośnie z roku na rok sama przez się i dlatego jest tu może nawet zbyteczna. Niesłychanie ważną natomiast rzeczą jest skoordynowanie tych czynników technicznych, które zwiedzanie wybrzeża ułatwiają i przyjazd nad morze czynią możliwie tanim i wygodnym” - stwierdzała prasa.
Gdzie te hotele, gdzie te pociągi?
Najwięcej uwag było do kolei, a to dlatego, że „wielki początkowo plan 60 składów pociągów popularnych zmalał do zaledwie 25”. Do tego dał się we znaki brak miejsc noclegowych. Gdyński „Etap Emigracyjny, jedyny zresztą objekt, mogący pomieścić około 1 200 osób naraz, nie mógł rozwiązać tej kwestii, tem bardziej, że często w sezonie był całkowicie zajęty przez emigrantów odbywających kwarantannę”.
Sięgając do podsumowań sezonu sprzed 80 lat, można dojść do wniosku, że historia zatoczyła koło. Tak jak dzisiaj narzeka się na usługi przewodników bez licencji (których namnożyło się po liberalizacji przepisów o wykonywaniu tego zawodu), tak i przed wojną utyskiwano na brak fachowców tej branży.
„W Gdyni każdy bezrobotny obieżyświat może być przewodnikiem. A przecież turysta, który pragnie ze swej wycieczki wynieść maksimum wrażeń, powinien być dobrze i uczciwie obsłużony. Przewodnictwem powinni się trudnić ludzie wykwalifikowani i odpowiedzialni, a poza tym poddani kontroli jakiejś instytucji, czuwającej nad rozwojem turystyki i ogólną obsługą przyjezdnych” - postulowano.
Goście z zagranicy
Za sukces, zwłaszcza propagandowy, uznano natomiast zwiększające się zainteresowanie Gdynią turystów zagranicznych. I jako „ważniejsze momenty” sezonu odnotowano wizyty angielskiego statku Viceroy of India, który przywiózł do Gdyni 150 osób, oraz żaglowca motorowego Stella Polaris z ponad 50 wycieczkowiczami. Ponadto pojawiły się w miejście 30-40 osobowe wycieczki, które przywoził „parowiec turystyczny” Meknas i szereg mniejszych grup wycieczkowych ze statków American Scantic Line oraz 150 uczestników Kongresu Fidacu, czyli międzysojuszniczej organizacji byłych uczestników Wielkiej Wojny. W 1936 r. należało do niej 8 milionów członków w 11 krajach. Ich obecność dopełnili tego, „skromnego na razie”, bilansu gości cudzoziemskich w Gdyni.