Uczniowska trauma własna, czyli dziwny jest ten świat
Rząd postanowił nas odblokować. Będzie można wreszcie iść do kawiarni, do kina lub teatru, czy też odwiedzić muzeum. Oznacza to, że bezsensowna wojna z kulturą została zawieszona, choć nie wiadomo, czy „przeciwnik” będzie w stanie szybko podnieść się z kolan.
Dobrych informacji jest więcej: będzie można znowu przespać się w hotelu, a nie tylko ukrywać się w wynajętym apartamencie. Minister zdrowia dopuszcza nawet spacery bez maseczki, choć jeszcze niedawno od "kołtunów" wyzywał tych, którzy mieli wątpliwości co do sensowności ich używania na zewnątrz. Odetchną z ulgą zwłaszcza niektórzy lekarze, którzy od miesięcy powoływali się na badania ujawniające zgubne skutki ciągłego blokowania dróg oddechowych, ale publicznie swych poglądów nie wyrażali. Bali się bowiem, i to nawet wybitni specjaliści, że zaraz staną się obiektem hejtu ze strony kilku autorytetów medycznych, z których niezbyt lotni dziennikarze uczynili niemal bogów.
Najbardziej jednak cieszę się z faktu, że do szkoły wraca młodzież. Może to co prawda oznaczać więcej zachorowań, ale pamiętajmy, że nikt z nas nie wie, jak koszmarne mogą być w przyszłości skutki długiej izolacji młodzieży. Zerwania kontaktów społecznych, zamknięcia w świecie seriali (lub w świecie ekipy Friza), postępującej introwersji, zaburzenia procesów inicjacyjnych. Zresztą, skutki już widać. Wystarczy posłuchać samych uczniów, którzy do mentalnego więzienia tak się już przyzwyczaili, że panicznie boją się powrotu do szkół. I konfrontacji z niektórymi nauczycielami, którzy zwalali im na głowy tony materiału, niewiele dając z siebie.
I tylko niech nikt mi nie mówi, że za komuny było gorzej. Nie ma bowiem traumy gorszej niż trauma własna.