Uczeń musi mieć sprawne ciało, by głowę na karku nosić
Dzieci odczuwają stres, bo są nieszczęśliwe. A są nieszczęśliwe, bo nie produkują hormonów szczęścia, endorfin - mówi nauczycielka wf-u Justyna Drągowska. Zdradza też, co słuchać u jej syna Bartłomieja, byłego bramkarza Jagi
Ilu ma Pani teraz uczniów, którzy zamiast ćwiczyć przynoszą zwolnienia lekarskie?
Niećwiczenie na lekcjach wychowania fizycznego nie jest obecnie jakimś wielkim problemem. Zwolnienia lekarskie lub od rodziców to sporadyczne przypadki. Są dwa -trzy na jedną lekcję.
To niewiele? Jak bywało kiedyś?
Jeszcze 10 lat temu takich zwolnień było o wiele więcej. To był czas, kiedy docierały do nas nowinki technologiczne, komórki, gry komputerowe. Rozwój techniki był bardzo widoczny. Młodzież się nią zachłysnęła. Ćwiczenia fizyczne zeszły na dalszy plan. Ważniejsza była gra, ale na komputerze. Teraz można powiedzieć, że dzieci ćwiczą w szkole. Sytuacja jest zdecydowanie lepsza, choć oczywiście nie idealna. Z pewnością pomagają nam w tym media, znani sportowcy, którzy osiągają wspaniałe wyniki. Dzisiaj jest moda na sport.
Ja mam wrażenie, że młodzi ludzie mają dobrze wyćwiczone głównie palce od stukania w telefon.
W środę mieliśmy konferencję, której głównym tematem było kształcenie pozytywnych postaw wobec własnego ciała i zdrowia. Tak jak to pani zauważyła, młodzież w dzisiejszych czasach ma świetnie wytrenowane palce. Ale problem tkwi gdzie indziej. Młodzi ludzie traktują lekcje wf jako przedmiot obowiązkowy, tak samo jak język polski, czy matematykę. Natomiast nas nauczycieli wychowania fizycznego i fizjoterapeutów niepokoi to, co dzieje się w czasie wolnym. Dzieci ćwiczą na lekcjach wf-u i tylko do tego się ograniczają. To jest główny problem.
Ale w ostatnich latach lekcji wf systematycznie przybywało.
I właśnie dzięki temu nastąpiła ta poprawa. Ćwiczących uczniów zaczęło przybywać. Niestety, skończyło się na czterech lekcjach, choć moim zdaniem powinno być ich jeszcze więcej.
Zaraz odezwą się poloniści, matematycy i historycy też domagając się więcej godzin.
Ale tu chodzi o to, by tę młodzież aktywizować także po zajęciach lekcyjnych. Trzeba przekazywać jej taką wiedzę i takie umiejętności, by mogła uprawiać sport także po szkole.
Czy na lekcjach wf-u widać, że po szkole młodzież się nie rusza?
Niestety, w wielu przypadkach to widać. Tutaj trzeba zastanowić się, jak tej młodzieży pomóc, jak aktywizować ją po lekcjach.
Kto to powinien robić? Rodzice?
Tak. To rodzice odgrywają tutaj największą rolę. Powinni zachęcać swoje dzieci do ruszania się, uprawiania sportu, do dobrych nawyków.
Rodzice może i zachęcają. Tylko jaka to zachęta, gdy widzi, że tata siedzi głównie na kanapie i nie biega.
I tak właśnie przekazywane są wzorce. Natomiast proszę też zauważyć, że świadomość społeczeństwa wzrasta. Starsi ludzie coraz częściej się aktywizują. Po godzinach pracy biegają, idą na basen, siłownię, ćwiczą. Taka forma spędzania wolnego czasu staje się coraz bardziej popularna. I mam nadzieję, że to będzie szło w tym kierunku. W ten sposób uda się zaktywizować młodzież, a jest to wręcz konieczne.
Znam uczniów, którzy nie ćwiczą na wf-ie, bo gorzej sobie radzą z ćwiczeniami, a nie chcą zepsuć sobie średniej ocen.
Trudno jest mi w to uwierzyć. Dziś na lekcjach wf-u otrzymuje się oceny głównie za aktywność, za chęci, za zaangażowanie, a nie za wyniki sportowe. Ale nawet jeśli noga się powinie i dziecko złapie tę gorszą ocenę, to rodzic powinien mu wytłumaczyć, że nic takiego się nie stało. Dzisiaj ci nie wyszło, ale jutro ci wyjdzie. Dobry uczeń musi mieć sprawne ciało, by głowę na tym karku nosić.
Jak zachęcić do ruchu typowego kanapowca? Od czego powinien zacząć?
Na początek spacer. Dla kanapowca, który nie chce biegać ten rodzaj ruchu będzie najlepszy. Niestety, ciągle mało jest ludzi spacerujących. To pewnie wina braku czasu. Jesteśmy zapracowani, ciągle się śpieszymy. Mamy bardzo mało czasu dla siebie. Ale trzeba wygospodarować te pół godziny dziennie na spacer. Natomiast w przypadku młodzieży te 30 minut aktywnej lekcji to zdecydowanie za mało. Uczniowie potrzebują więcej ruchu. Poruszamy ten problem, bo jeśli chodzi o lekcje wf-u, to dajemy młodzieży tylko namiastkę. A dzieci muszą robić cokolwiek więcej. Inaczej narażamy je m.in. na wady postawy.
Na co jeszcze?
Przede wszystkim na stres. Dzieci odczuwają stres, bo są nieszczęśliwe. A są nieszczęśliwe, bo nie produkują hormonu szczęścia - endorfin. Wiecznie są niezadowolone, zniechęcone, nic im się nie chce. Tu jest problem. Większa aktywność fizyczna spowodowałaby większe chęci do wszystkiego. Brak ruchu może być też przyczyną otyłości, chorób serca, cukrzycy.
Wspomniała Pani na początku naszej rozmowy, że zaczyna się moda na zdrowy styl życia. Czy pomagają w tym takie postacie jak Ania Lewandowska, czy Ewa Chodakowska?
Oczywiście. Dzięki nim zapanowała moda głównie wśród dziewcząt na fitness, ćwiczenia, na taniec, zumbę, aerobic. Każdy ruch, jakikolwiek wykonujemy, to doskonała rzecz dla naszego organizmu. Osobiście organizuję w szkole tzw. przerwy taneczne. Młodzież naprawdę fajnie się bawi. Ale raz jeszcze powtórzę. To wszystko ogranicza się do szkoły. Młodzież z niej wychodzi i kończą się ćwiczenia.
Czy wśród chłopców nadal najpopularniejsza jest piłka nożna?
Zdecydowanie. Nic się tu nie zmienia od lat. Piłka nożna dominuje, bo to taki męski sport, choć coraz więcej dziewczyn, proszę mi uwierzyć, chętnie gra w piłkę. Obserwuję to nawet w mojej szkole. Jest to gra drużynowa, która nie tylko pozwala rywalizować, ale również wyżyć się w ten pozytywny sposób.
Wspominając o piłce nożnej, nie sposób uciec od pytania o syna Barłomieja Drągowskiego, kiedyś bramkarza Jagiellonii Białystok. To Pani zachęcała go do piłki nożnej, czy sam wybrał tę dyscyplinę?
Bartek sam wybrał ten sport. Od samego początku przejawiał zainteresowanie tą dyscypliną. Od najmłodszych lat bawił się piłką. Oczywiście muszę też wspomnieć o tym, że Bartek chętnie uprawiał też inne dyscypliny. Brał udział w zawodach lekkoatletycznych, grał w piłkę ręczną. Był wszechstronny, jeżeli chodzi o rozwój sportowy. Ale to piłka nożna zawsze była dla niego najważniejsza.
Pani jako specjalistka dbała o ten wszechstronny rozwój syna?
Tak. Starałam się, żeby moje dziecko rozwijało się wszechstronnie. Bartek uczestniczył zarówno w treningach w klubie, jak i w zajęciach w szkole. Na każdej lekcji ćwiczył. Stąd ten rozwój, taką mam nadzieję, przebiegał prawidłowo.
To jakie rady dałaby Pani mamom maluchów, które dopiero zaczynają przygodę ze sportem? Jak zachęcić najmłodszych do biegania, piłki, czy innych dyscyplin.
Początek jest prosty. Pozwólmy dziecku się bawić i nie hamujmy jego rozwoju. Maluch powinien spróbować praktycznie wszystkiego. Jeżeli będzie chciał grać w piłkę, niech bawi się piłką. Kiedy chce pobiegać, niech biega. Dziecko cały czas powinno być aktywne ruchowo. Natomiast nie mówmy mu, że tylko w tej jednej wybranej dyscyplinie ma być dobry i tylko tym ma się zajmować. W najmłodszym wieku dziecko musi rozwijać się wszechstronnie. Musi biegać, poskakać, rzucać piłką.
Czyli nie mówimy do dziecka: nie biegaj, idź spokojnie
Absolutnie tak nie mówimy, oczywiście w odpowiednich miejscach.
To wróćmy na koniec do Pani syna. Co teraz porabia Bartek, czy już pokonał kontuzję?
Bartek wrócił już do treningów, rozegrał pierwszy mecz w sobotę z Primaverą, czyli z młodszym zespołem. Otrzymał bardzo dobre noty za ten występ.
Nie przebąkuje, że chciałby wrócić do Białegostoku, do rodzinnego miasta?
Na tę chwilę nie. Czuje, że się rozwija, że idzie do przodu. Oczywiście kiedy miał kontuzję to wiem, że bardzo brakowało mu mamy, żeby przytulić, pocieszyć. Mama zawsze jest od pożałowania (uśmiech), czy dziecko będzie miało 3 czy 30 lat to dobrego słowa potrzebuje zawsze. Teraz Bartek będzie robił wszystko, by wrócić na dobre do gry i pewnie postara się powalczyć o pierwszy skład. Jako mama wierzę w niego całym sercem, że osiągnie to, co sobie zaplanował. Niedługo przyjedzie do Polski i wierzę, że uda mu się rozegrać przynajmniej jedno z dwóch zaplanowanych spotkań z kadrą U20. Będę trzymała kciuki.
Justyna Drągowska:
nauczycielka wychowania fizycznego w gimnazjum nr 15 przy ul. Porzeczkowej. W środę wspólnie z dyrektorem szkoły Jackiem Pronobisem organizowała konferencję pod hasłem: Kształcenie pozytywnych postaw wobec własnego ciała i zdrowia wśród dzieci i młodzieży podczas lekcji wychowania fizycznego”. Prywatnie pani Justyna jest mamą Bartłomieja Drągowskiego, byłego bramkarza Jagiellonii