Tym, który wydał wyrok śmierci na Chrystusa, był Piłat. Ale w przesłuchiwaniu Skazańca brali udział także Annasz, Kajfasz i Herod Antypas
Formalnie tym, który wydał wyrok śmierci na Chrystusa, był Piłat. Ale w przesłuchiwaniu Skazańca brali udział także Annasz, Kajfasz i Herod Antypas. Żaden z nich nie wziął Jezusa w obronę.
Przesłuchiwanie Pana Jezusa poprzedzające Jego mękę i śmierć na krzyżu zaczyna się chronologicznie od spotkania z Annaszem. Ten miał już za sobą pełnienie urzędu arcykapłana (był nim w latach 6-15). Można się spodziewać, że stał na czele Sanhedrynu wówczas, gdy 12-letni Jezus zgubił się Maryi i Józefowi podczas pielgrzymki do Jerozolimy i zadziwiał „bystrością umysłu i odpowiedziami” uczonych znawców Pisma w świątyni. Bardzo jednak wątpliwe, by ten epizod po latach pamiętał.
Czasy, gdy arcykapłanem było się dożywotnio i na podstawie pochodzenia z rodu Aarona, należą dawno do historii. W praktyce mianuje go i odwołuje przedstawiciel rzymskiej władzy. Wymagało to ze strony zainteresowanego pewnie nie tylko sprytu, ale i pieniędzy. Jeśli tak, Annasz musiał być i przebiegły, i bogaty, bo na urzędzie udało mu się osadzić pięciu synów: Eleazara, Jonatana, Teofila, Mattiasa i Annasza Młodszego. Między pierwszym a drugim z nich – w latach 18-36 – urząd arcykapłana pełni zięć Annasza, Kajfasz.
Właśnie za jego sprawą Jezus stanął przed Annaszem, w jego pałacu. Być może arcykapłan chciał zyskać na czasie. Zwołanie Sanhedrynu (a przynajmniej 23 spośród 70 jego członków), który miał osądzić w nocy - co było zresztą sprzeczne z prawem - niebezpiecznego proroka rodem z Galilei, musiało potrwać.
A może chciał się przypodobać teściowi, który wprawdzie nie pełnił już formalnie żadnego urzędu, ale jak czytamy w Piśmie Świętym, cieszył się wielką powagą u ludu. Wreszcie, mógł liczyć na to, że Annasz - doświadczony i przebiegły - przyłapie zatrzymanego na jakiejś nieostrożnej deklaracji i dostarczy pretekstu, aby Jezusa skazać na śmierć.
Annasz pyta Go o uczniów i naukę. „Ja przemawiałem jawnie przed światem – usłyszał w odpowiedzi. – Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie gromadzą się wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem”.
Reakcją – nie Annasza, ale jego sługi – jest policzek wymierzony Chrystusowi. Nie dowiemy się już, czy była to forma przypodobania się szefowi, czy sługa rzeczywiście zgorszył się zachowaniem skazańca, który okazał się nie dość okazywać pokorę i poczucie winy.
Odpowiedź Jezusa zaskoczyła pewnie byłego arcykapłana i sługę. Jest zaskakująca i dla współczesnych chrześcijan. Jezus, który uczył: Jeśli kto cię uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi, broni się. „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, dlaczego mnie bijesz?” – mówi.
Komentatorzy tej sceny zwracają uwagę, że Jezus nie odwraca się plecami do swojej nauki. Nie oddaje policzka, nie używa swej mocy ani przeciw nadgorliwemu słudze, ani przeciw jego panu. Nie potępia krzywdziciela ani nie próbuje go powstrzymać przed kolejnym ciosem. Ale nawet oskarżony i ze związanymi rękami odwołuje się do sumienia tego, z kim rozmawia. Taka postawa jeszcze się na drodze krzyżowej powtórzy – przy spotkaniu z płaczącymi niewiastami.
Kajfasz rozdziera szatę
Arcykapłan Kajfasz i inni członkowie Sanhedrynu musieli być zaniepokojeni tym, co zrobił Jezus niedługo przed świętem Paschy. Wielu uwierzyło w Niego po wskrzeszeniu Łazarza w Betanii. Nie dość, że przywrócił do życia zmarłego, to zrobił to niepokojąco blisko Jerozolimy (mniej niż trzy kilometry), więc nie dało się tego ukryć. A potem jeszcze ten tryumfalny wjazd do miasta, okrzyki „Hosanna Synowi Dawidowemu” i oliwne gałązki rzucane pod nogi osła, na którym jechał Jezus.
Kajfasz musiał się bać nie tylko utraty religijnego autorytetu. Bał się także jego społecznych i politycznych skutków. Gwałtownej reakcji rzymskiego prokuratora, a może i samego Cezara. „Jeżeli Go tak pozostawimy – mówili żydowscy przywódcy religijni – to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród”. Bali się, że nawet jeśli nie będzie aż tak źle i tylko Piłata zastąpi inny namiestnik, będzie kłopot. Nie wiadomo, kto nim zostanie, ale trzeba będzie na nowo się z nim układać. Kajfasz zaplanował śmierć Jezusa, zanim jeszcze formalnie zaczął się proces. I znalazł uzasadnienie: „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” – przekonywał.
Cóż, kiedy proces się nie układał. Nijak nie udawało się znaleźć dwóch świadków, którzy zgodnie potwierdziliby, że Jezus zapowiadał, że zburzy świątynię. W tej sytuacji arcykapłan robi rozpaczliwy gest i stawia Jezusowi pytanie, które nie było przewidziane w prawie żydowskim ani w toku procesowym: „Poprzysięgam cię na Boga żywego, abyś nam powiedział, czy ty jesteś Mesjaszem, Synem Najwyższego?”.
Gdyby Chrystus odpowiedział wprost na tak postawione pytanie, nie byłoby powodu, by skazać go na śmierć. Sformułowanie „Syn Boży” rozumiane dosłownie było nie do pomyślenia, nawet w ustach arcykapłana. Syn Boży to w rozumieniu semickim osoba wybrana. Synem Bożym był np. król Dawid.
Nie było też bezpośrednim powodem skazania na śmierć to, że Chrystus nazwał siebie Mesjaszem. „Mesjaszów” było w historii Izraela wielu. Jednych uważano za wariatów, innych tolerowano. Arcykapłan uznał Chrystusa za bluźniercę po deklaracji: „Ujrzycie Syna Człowieczego zstępującego na obłokach”. Pojęcie „Syn Człowieczy” występowało u proroka Daniela i nie oznaczało wprawdzie Boga, ale istotę nadprzyrodzoną, przewyższającą Mesjasza. Skoro Jezus powiedział o sobie, że jest Synem Człowieczym, oznaczało to, że ma władzę sądzenia, jest kimś bez początku i końca, kto przychodzi z nieba. A skoro przychodzi na obłokach, jest wręcz równy Bogu. Arcykapłan ogłasza bluźnierstwo. Na znak absolutnego zgorszenia rozdziera od góry do dołu szatę. Następny krok to orzeczenie: Winien jest śmierci.
Antysemita, który stchórzył
Wyrok żydowskiej rady musiał zatwierdzić namiestnik rzymski Piłat z Pontu. Lektura Ewangelii pokazuje, że starał się on uwolnić Jezusa. Nawet biczowanie było krokiem w tym kierunku. Co nie zmienia faktu, że była to według rzymskich zwyczajów kara wyjątkowo okrutna.
Liczba uderzeń wymierzanych skazanemu była nieograniczona. Człowieka poddanego karze przywiązywano za ręce do niewysokiego kamiennego słupa, wysokości około 50 cm. Skazaniec był więc nisko pochylony i bito go w plecy. Bicze rzemienne zakończone były kośćmi, haczykami albo kulkami. Praktycznie każde uderzenie raniło do krwi.
Piłat po biczowaniu pokazał Jezusa tłumowi ze słowami: „Oto człowiek”. Miał nadzieję, że tłum gapiów się zlituje. Bez skutku. Nie udało mu się uwolnić Jezusa także przy pomocy tzw. amnestii paschalnej. Na święta zwyczajowo uwalniano jednego ze skazanych na śmierć. Podburzony tłum wybrał jednak Barabasza, skazanego za napad i zabójstwo.
Z tego, co wiadomo o charakterze Piłata, jego sympatia dla Jezusa raczej nie wynikała z jakichś dobrych uczuć wobec Niego. Ważniejsze było to, że Piłat nie cierpiał Żydów, nie rozumiał ich religii i jej przepisów. Kilkakrotnie nawet napadł na świątynię podczas nabożeństw. Na początku rządów kazał żołnierzom wnieść do świątyni sztandary z podobizną cesarza. Żydzi protestowali, uważając to za bałwochwalstwo, skoro cesarz odbierał cześć boską. Skargę do Rzymu wywołało powieszenie przez Piłata w rezydencji w Cezarei Nadmorskiej złotych tarcz z wygrawerowanym imieniem Cezara.
Inny zatarg z Żydami spowodował Piłat, kiedy spróbował pieniądze zgromadzone w świątyni wydać na budowę akweduktu. Jest więc wielce prawdopodobne, że próbował podczas procesu Jezusa zrobić arcykapłanom na złość. Współcześnie nazwalibyśmy Piłata po prostu antysemitą.
Inna sprawa, że rzymski namiestnik wychowany w szacunku dla prawa, miał prawdopodobnie przekonanie, iż Jezus jest niewinny. A już na pewno nie zrobił niczego takiego, żeby zasłużyć na ukrzyżowanie. Przedstawiciele Sanhedrynu pytani o to, co złego uczynił, odpowiadają nie wprost: Gdyby nie był złoczyńcą, nie przyprowadzilibyśmy go do ciebie.
Ostatecznie Piłat dał się jednak osaczyć groźbą, że zostanie uznany za nieprzyjaciela cesarza, jeśli uwolni Jezusa, który powiedział o sobie, że jest królem. Dlaczego stchórzył? Był człowiekiem Sejana, prefekta gwardii pretoriańskiej cesarza Tyberiusza. Sejan planował zamach stanu. Spisek został odkryty. Sejana i jego bliskich zabito. Piłat wiedział, że w tej sytuacji każde oskarżenie o brak lojalności może skończyć jego karierę, a nawet życie. Godzi się więc na ukrzyżowanie.
Herod Antypas wbrew potocznej świadomości nie był królem. Syn Heroda Wielkiego i jego żony Samarytanki Maltake został z woli ojca i za przyzwoleniem cesarza tetrarchą Galilei i Perei.
Poślubił swoją bratową Herodiadę, czym wywołał oburzenie wśród Żydów. Przeszedł do historii jako ten, który skazał na śmierć krytykującego ten związek Jana Chrzciciela. Zachwycony tańcem córki Herodiady, Salome, obiecał jej spełnić każde życzenie, nawet oddać połowę królestwa. Dziewczyna za radą matki zażądała głowy proroka i tetrarcha, który publicznie złożył obietnicę, kazał ściąć Jana w więzieniu.
Na karty Ewangelii, historii i ludzkiej pamięci przywrócił go Piłat. Odesłał Jezusa – pochodzącego z Galilei – pod osąd Antypasa. Był to prawdopodobnie swoisty gest dobrej woli, demonstracja tego, że rzymski namiestnik liczy się ze zdaniem władcy Galilei na temat jej mieszkańca.
Jezus interesował, a jednocześnie niepokoił Heroda Antypasa z dwóch powodów. Nie miał pewności, czy Jezus nie jest aby wskrzeszonym Janem Chrzcicielem. Musiał słyszeć o Jezusie, że ten czyni cuda, uzdrawia, a nawet wskrzesza umarłych. Wiedziony ciekawością zasypał Jezusa rozmaitymi pytaniami i domagał się od Niego jakiegoś cudu albo przynajmniej „znaku z nieba”. Nie spodziewał się, że Chrystus nie da się wciągnąć w tę grę i na żadne z jego pytań nie odpowie. Nie mogąc się z piłatowym więźniem zmierzyć, spróbował go ośmieszyć. Kazał Mu włożyć lśniącą, królewską szatę i odesłał do Piłata. Obaj panowie dotąd skłóceni zostali przyjaciółmi.