Katolik błądzący - jak ja - nie ma lekko z katolikiem błądzącym - jakim jest abp Jędraszewski - pisze poświątecznie Marek Twaróg, redaktor naczelny DZ.
Z góry przepraszam za takie wyznanie: wszystko szło wokół tych świąt niemal znakomicie, pomijając szczegóły. Do czasu jednak.
Roraty trochę za długie i z niepotrzebnym ceremoniałem, którego dzieci nie rozumiały, ale zgrabnie prowadzone przez młodego księdza. Potem doskonałe kazanie o sakramencie pojednania, po którym bazylika ucichła na kilka sekund - a dzieje się to coraz rzadziej w dobie oklepanych formułek, znajdywanych przez wielebnych w internetowych ściągach. Dalej świąteczna spowiedź, która była rozmową i wzajemnym snuciem refleksji. Co też było zasługą księdza, który - inaczej niż wielu kolegów - nie poddał się rutynie.
Dalej zupełnie dobre, krótkie, na temat, prostym językiem kazanie świąteczne w jednym z wiejskich kościołów na śląskich peryferiach, kiedy farorz połączył zwyczajność narodzin sprzed 2 tysięcy lat, ze zwyczajnością Bożych gestów dzisiaj - tych zaklętych w międzyludzkiej uprzejmości, miłych gestach, uśmiechach, sąsiedzkich grzecznościach. Dam głowę, że taka paralela dla przynajmniej kilku wiernych była odkryciem. I - kto wie - może też nowym początkiem w relacjach rodzinnych.
Potem znakomity i bardzo głośny już film „Dwóch papieży”, który świetnie balansuje między głębokością przekazu a humorem, między hagiografią a krytycznym spojrzeniem na ludzi i instytucję Kościoła. Z doskonałą grą dwóch wybitnych aktorów.
I jeszcze drobny news z przedwczoraj o księdzu w Pleszewie, który postanowił skonstruować krzyż z paneli fotowoltaicznych, bo „przerażały go rachunki za prąd”, a jednocześnie ciągle myślał „o słowach papieża Franciszka, abyśmy dbali o przyrodę i jej nie niszczyli”.
Wszystko zatem grało: to co w kościele ze świetną rodzinną atmosferą i dziećmi w domu. Szło doskonale i nawet ja - katolik błądzący, wątpiący, słaby i upadający - doznałem jakichś radosnych olśnień, a nieprzypadkowe sytuacje, które mnie spotykały, dobre słowo i mądrzy ludzie wokół były mi wsparciem.
I wtedy nadszedł on, najpierw w postaci jakiegoś wpisu na Twitterze, potem w jakimś dłuższym wywodzie na Facebooku, następnie już na wszystkich czołówkach internetowych serwisów informacyjnych, a na końcu w powszechnej dyskusji wszystkich znajomych. Metropolita krakowski Marek Jędraszewski.
Postanowił w telewizji pouczyć nas, owieczki, o złu „ekologizmu”: „Ekologizm to zjawisko niebezpieczne, bo to nie jest tylko pod postacią nastolatki, to coś, co się narzuca, a ta aktywistka (czyli Greta Thunberg – mój przyp.) staje się wyrocznią dla wszystkich sił politycznych, społecznych”.
W ten najgłupszy sposób odniósł się do pytania o to, czy „ekologizm stoi w sprzeczności z naukami Kościoła katolickiego”, a dokładniej o manifest, który podpisała Greta Thunberg, w którym stoi, że patriarchat jest jedną z przyczyn globalnego ocieplenia.
Czy patriarchat jest jedną z przyczyn globalnego ocieplenia - nie wiem, ale wiem, że tego typu niemądre gadanie ważnego hierarchy, to porażka polskiego Kościoła. I strata kolejnej okazji, żeby jasno i wyraźnie zabrać głos w sprawie ekologii. Tymczasem polski Kościół znów przemówił słowami nieszczęsnego metropolity krakowskiego. Radio Maryja - co wiem, bo słucham codziennie, gdy Tok FM mnie zmęczy, a Radio Katowice nadaje akurat Sylwię Grzeszczak - już dziś regularnie robi z Jędraszewskiego świętego i nadaje jego wynurzenia, niczym kiedyś mądre nauki Jana Pawła II. Było o gender i LGBT, teraz będzie o „ekologizmie”. Polska małych miast i wsi usłyszy właśnie to.
Kościół Polski B nie chce zauważyć encykliki „Laudato si” papieża Franciszka z roku 2015. Nie chce pamiętać papieża Pawła VI, który już w roku 1971 pisał o „człowieku, który powoduje niebezpieczeństwo zniszczenia Ziemi”. A także Jana Pawła II i jego pierwszej encykliki „Redemptor hominis”. Oraz Benedykta XVI, który wzywał do „usuwania strukturalnych przyczyn złego funkcjonowania gospodarki światowej i skorygowania modeli rozwoju, które wydają się niezdolne do zapewnienia poszanowania środowiska naturalnego”.
Mamy za to Jędraszewskiego, który powiedział jedynie: „Różne problemy ekologiczne, które dzisiaj występują, są niewątpliwie przejawem czegoś, co domagałoby się jakiegoś głębokiego nawrócenia, aby uszanować to Boże dzieło, które nam dał pan Bóg”. Ale, ale! Żeby broń Boże ktoś sobie czegoś nie wyobrażał, dodał zaraz: „Nie jest to jednak zaraz związane z tym, aby ulegać tym ruchom ekologicznym”.
Amen. Jak napisał mój kolega, dziennikarz z Krakowa: „Taka mnie refleksja naszła, że dla Kościoła gorszy od ekologizmu jest tylko jędraszewizm.” Katolik błądzący - jak ja - nie ma lekko z katolikiem błądzącym - jakim jest abp Jędraszewski. Na razie mogę mu dać tylko Karnego kopciucha.
Marek Twaróg, redaktor naczelny DZ
Akcja śląskich mediów Karny kopciuch.
Wejdź to i dowiedz się więcej o Karnym kopiuchu
PISALIŚMY O TYM:
Rusza antysmogowa akcja społeczna. Truciciele dostaną „Karnego Kopciucha”
Akcja Karny Kopciuch: Ogrzewanie gazem tańsze niż węglem? To możliwe!
Akcja Karny Kopciuch: Można przymusić do wymiany kopciucha
Karny Kopciuch: "Najważniejsze jest edukowanie społeczeństwa"