Trzynaście guzików przynosi szczęście

Czytaj dalej
Katarzyna Śleziona

Trzynaście guzików przynosi szczęście

Katarzyna Śleziona

Roman Ochociński kocha motocykle i maluje. Tadeusz Kominek jest kilkukrotnym mistrzem Wodzisławia w darcie. Bronisław Gilewski śpiewa w zespole rockowym Lokum Trzy i grywa na perkusji, gitarze, skrzypcach i fortepianie. Natomiast Piotr Kłodowski pisze wiersze i konstruuje kominki wedle starej techniki zduńskiej. Co łączy tych panów? Wykonywany zawód. Wszyscy są mistrzami kominiarskimi!

Spotykamy się w Ośrodku Szkoleniowo-Wypoczynkowym Stodoły w Rybniku. Kominiarze z całej Polski trzy dni gościli w naszym regionie na Ogólnopolskim Święcie Kominiarzy. Główne uroczystości odbywały się w Rybniku. Nam udało się porozmawiać z kominiarzami z regionu: Rybnika, Zabrza i Rudy Śląskiej. Wszyscy na spotkanie w Stodołach przybyli w galowych mundurach na wzór oficerski, z dwurzędowymi guzikami, których jest trzynaście.
- Czy trzynastka jest rzeczywiście pechowa? - zaczynam na powitanie. - Mamy trzynaście guzików w mundurze, tak przekornie, aby pecha odstraszyć. Przynosimy ludziom szczęście. Gdy zdarzy się, że oderwiemy guzik i podarujemy go, to nowy sami przyszywamy. To wstyd, żeby kominiarzowi żona przyszywała guzik. Sami szyjemy, prasujemy mundury - mówi 48-letni Piotr Kłodowski, mistrz kominiarski z Rudy Śląskiej. W zawodzie - już 17 lat. Wcześniej pracował m.in. jako konserwator w administracji domów mieszkaniowych.
- Robiłem wtedy za dekarza, murarza. Z wykształcenia jestem murarzem i zdunem. Przypadek sprawił, że zostałem kominiarzem. U mojego byłego pracodawcy była redukcja etatów. Pracę kominiarza rozpocząłem u majstra Herberta Galwasa w Rudzie Śląskiej, który zaproponował mi lepsze warunki pracy - mówi nam Kłodowski, szczęśliwy mąż Marii i ojciec piątki dzieci: Karoliny, Wiktora, Pawła, Mateusza i Artura. Żadne z dzieci nie poszło w jego ślady.

Tradycje kominiarskie od kilku pokoleń
Tradycje kominiarskie są za to obecne w rodzinie 52-letniego Tadeusza Kominka z Rybnika, który fach przejął po ojcu Rajmundzie. - Kominiarzem jestem od 25 lat i nie żałuję. Mój tata jest mistrzem kominiarskim. Ma 81 lat i wciąż jest czynnym kominiarzem. Uczestniczył nawet w obchodach Ogólnopolskiego Święta Kominiarzy w Rybniku - mówi Tadeusz Kominek.
Jak przyznaje, jego tata początkowo próbował odstraszyć go od zawodu kominiarza. - Jako młody chłopak zawsze pomagałem tacie w ciężkich pracach. Pracowałem w kotłowniach, wędzarniach, kanałach, w "czarnych pracach". 11 lat przepracowałem też w kopalni Marcel, gdzie byłem sztygarem. Idąc na drugą zmianę do kopalni, od godziny 6 do 10, 11 lub 12 pracowałem u taty. To był dodatkowy zarobek - przyznaje Tadeusz. Wszystko wskazuje na to, że syn pana Tadeusza, 21-letni dziś Adrian, będzie kontynuować tradycje kominiarskie. - Syn właśnie skończył technikum budowlane i już chce u mnie pracować - mówi Tadeusz, z wykształcenia technik górnik.
Tadeusz u taty zaczął pracować, gdy miał 15 lat. - Chodziliśmy na odbiory budynków jednorodzinnych i sprawdzaliśmy drożność każdego przewodu np. na dachu i innych ciągów w mieszkaniach i domach. Kiedyś było bardzo dużo kotłowni na paliwo stałe, trzeba było wejść do kanału i sadzę wygarniać, a potem ładować do taczek - wspomina Kominek.

Ludzie sami sobie robią krzywdę - narzekają kominiarze
Jak przyznaje 48-letni Roman Ochociński, mistrz kominiarski z Rybnika-Boguszowic, dawniej praca kominiarza wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj. - Kiedyś chodziliśmy czyścić kominy - i nadal to robimy, ale doszło więcej obowiązków związanych z edukowaniem ludzi. Zmieniają się okna, piece, wszystko, tylko nie zmieniają się kominy, a mieszkańcy wciąż nie słuchają dobrych rad kominiarzy. Gdy jedziemy na interwencję, próbujemy tłumaczyć, co może grozić, jeśli nie będzie okresowych przeglądów urządzeń, jaką krzywdę robimy sobie przesadnie uszczelniając mieszkania i domy, czy gdy opalamy tanim, szkodliwym paliwem, oszczędzając ciepło - mówi Roman, z wykształcenia instalator. - Zamiast węgla ludzie dają miał, zamiast wysuszonym drewnem palą śmieciami wszelkiej maści. Dawniej w domach były trzy piece, a teraz mamy jeden. Wymienia się okna, nie dopuszcza się powietrza, więc ludzie myślą, że nie ma zimnego napływu, więc nie muszą ogrzewać, a to błędne myślenie - mówi Roman Ochociński, w zawodzie od 23 lat. Przypadek sprawił, że swoje życie związał z tą "czarną robotą".
- Poznałem mojego mentora na interwencji, gdy nie działał u mnie komin dymowy. Mistrz szukał wtedy pracownika, a ja pracowałem na kopalni w kotłowni na ZMP, nieistniejącej już dzisiaj w Żorach. Miałem na utrzymaniu wówczas dziecko - rocznego Kamila i żonę Izabelę - mówi pan Roman, któremu urodziła się też córka Adrianna.
Życie zawodowe z kominiarstwem na dobre i na złe związał także 46-letni Bronisław Gilewski, od prawie 25 lat mistrz kominiarski z Zabrza, a z wykształcenia... gastronom. Najpierw pracował w restauracji, a potem nawet przez rok w zawodowej straży pożarnej, aby potem rozpocząć pracę kominiarza u wujka Ludwika, mistrza kominiarskiego w Zabrzu. - Wujek potrafił snuć takie opowieści o swojej pracy, że każdy poszedłby w jego ślady - mówi Gilewski, szczęśliwy mąż pani Beaty i tata Joanny oraz Karoliny. Córki nie pracują w "branży" taty, ale zięć - już tak.

Kominiarz to człowiek uczony, zna się na fizyce, chemii i budownictwie
Poza edukowaniem mieszkańców, które bywa czasem uciążliwe, nasi kominiarze lubią swoją pracę.
- Niektórzy ludzie myślą sobie, że kominiarz to człowiek niedouczony, ale my jesteśmy na bieżąco z różnymi rozporządzeniami, znajomością ustaw, technologią budowy urządzeń, posiadamy wiedzę z zakresu fizyki, chemii, pożarnictwa, mamy wyobraźnię przestrzenną i żeby zostać mistrzem kominiarskim, musieliśmy uczyć się wiele lat, a teraz każdego dnia jesteśmy rozliczani z tej wiedzy. Zapobiegamy tragediom. Zostało jednak wiele do zrobienia, trzeba jakoś przekonać ludzi, aby nie palili w piecach czym popadnie, a zdarza się, że wrzucają i pampersy. Niestety, oszczędzanie idzie w złym kierunku - dodaje pan Tadeusz.
- Kupując niewartościowe paliwo, musimy spalić go dwa razy tyle. Ktoś mówi, że miał dawniej trzy kachloki, że one bardziej truły od pieca centralnego ogrzewania, co nie jest prawdą. W kachlokach paliło się dwie godziny, a potem on oddawał ciepło. Z kolei w centralnym pali się 24 godziny na dobę, to wszystko powoduje niską emisję - mówi Roman Ochociński.
Są zakłopotani, gdy ludzie łapią się za guziki na ich widok
Jak jest z tymi przesądami - pytam kominiarzy. Widok kominiarza faktycznie przynosi szczęście? - Gdy ludzie łapią się za guzik na mój widok, jest miło, ale wprawia mnie to w zakłopotanie. Wtedy jeszcze, aby mieć szczęście, ludzie szukają mężczyzn w okularach - mówi kominiarz z Zabrza. - Szczęście pojawi się jeszcze, gdy zobaczymy konia, białe auto lub łysego - dodaje Roman Ochociński. - Jednak szczęście już jest wtedy, gdy na widok kominiarza uśmiechamy się. Uśmiech to szczęście -podkreśla pan Roman.
Jak się okazuje, kominiarze dawniej też przynosili szczęście. - Gdy kiedyś kominiarz szedł przez wioskę, każda gospodyni chwytała za jego guzik, ciągnąc go do mieszkania, aby wyczyścił komin. Gospodyni łapała za guzik, bo to był najczystszy element ubioru kominiarza. To był dobry znak, wróżył pomyślność, rzeczywiście nie dochodziło do pożarów - dodaje pan Roman.

Katarzyna Śleziona

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.