Trzy wnioski po wizycie prezydenta Ukrainy w Polsce
Nie ma polityki bez historii, a z pewnością bez historii nie ma dobrej polityki. Za dużo historii jednak powoduje, że na politykę nie zostaje miejsca. Najlepszym obrazem tego zjawiska jest to, co dzieje się w relacjach polsko-ukraińskich. Przedwczorajsza wizyta prezydenta chyba nie przyniosła przełomu, ale dobrze, że się odbyła.
Paradoks ukraiński polega na tym, że można powiedzieć, z pewną przesadą rzecz jasna, iż od czasów Chmielnickiego relacje polsko-ukraińskie na poziomie społecznym nie były tak dobre. Chodzi o to, że w rankingach popularności Polacy wyprzedzili na Ukrainie nie tylko Niemców, ale i Amerykanów.
Te relacje nie są tylko dobre, ale i bliskie - słynny milion Ukraińców w Polsce to wielka szansa na społeczne kontakty na wielu szczeblach, poznanie się, wytwarzanie się relacji gospodarczych, osobistych itd. W strategicznych sprawach energetyki czy polityki bezpieczeństwa Polska i Ukraina mają w zasadzie takie same poglądy.
W czym zatem tkwi problem? W ocenie historii, która przenosi się na politykę. Trzeba w relacjach polsko-ukraińskich zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze, przyjąć proponowaną przez ekspertów Fundacji Batorego, kierowanych przez Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, zasadę „zgody na niezgodę”, czyli mówiąc ludzkim językiem uznać, że nie we wszystkim się zgadzamy, ale nie meblujemy sobie z Ukraińcami nawzajem mieszkań.
Po drugie, trzeba powołać instytucję lub nawet dwie profesjonalnie zajmujące się badaniami historycznymi, socjologicznymi itd. Niepojęte jest, dlaczego tego rodzaju placówka wciąż nie została powołana - podobne istnieją w kontekście dużo trudniejszych relacji polsko-rosyjskich. Powstają nowe, bardzo kosztowne inicjatywy wokół Ministerstwa Kultury, a tego rodzaju Centrum Badań Historycznych to koszt gminnego ośrodka kultury.
Właśnie: nie chodzi o komisję, ale o instytucję, która działa stale i metodycznie, i odciąża polityków od zajmowania się historią, tak by starczało im czasu na współczesność i myślenie o przyszłości. Trzeci warunek: osobiste zaangażowanie prezydenta Dudy w relacje z prezydentem Poroszenką i szerszą polsko-ukraińską relację.
Charakter tych relacji, sposób funkcjonowania państwa ukraińskiego, ale i polskiego potrzebuje tego instytucjonalnego autorytetu głowy państwa, a nie tylko okazyjnych wizyt. Potrzeba, by prezydent, wzorem Lecha Kaczyńskiego, uznał, że Ukraina to część jego agendy na arenie międzynarodowej i że dzięki jego osobistemu wejściu w tę problematykę „załatwi” dla kraju nie tylko drażliwe sprawy historyczne, ale jeszcze znacznie więcej.