Piękny dzień na kajakowym torze! Beata Mikołajczyk i Karolina Naja brązowe, Marta Walczykiewicz srebrna. Teraz wszystkie trzy oraz Edyta Dzieniszewska wsiadają do jednego kajaka. Cel? Olimpijskie złoto.
Lagoa Rodrigo de Freitas, na której znajduje się tor kajakarsko-wioślarski, w polskiej reprezentacji powinna zostać nazwana Laguną Medali. Cztery z sześciu wywalczonych dotychczas przez naszych zawodników krążków, wyłowiliśmy tutaj. Wczoraj, gdy Rio de Janeiro dopiero budziło się życia, Marta Walczykiewicz popłynęła po srebrny medal (K1, 200 m), a Beata Mikołajczyk i Karolina Naja po brązowy (K2, 500).
- Stres był duży. Nie mogłam zjeść śniadania, koleżanka z pokoju mówiła nawet, że mi opornie te płatki dzisiaj wchodziły. Rosły w buzi, nie mogłam przełknąć. Ale kiedy zeszłam na wodę, stałam się spokojna - opowiada Walczykiewicz.
W jednej chwili wszystko stało się jasne jak brazylijskie słońce i proste jak tor przed nią. 200 metrów, meta, medal. 27-letnia kajakarka w końcu dopięła swego i dopłynęła do olimpijskiego podium. Szybsza od niej był tylko niesamowita Nowozelandka Lisa Carrington.
W tle tego sukcesu była lekka trauma z Londynu, gdzie też marzyła o medalu, a skończyło się na 5. miejscu („Co wy macie z tym Londynem? To było cztery lata temu, to już historia. Ale teraz się odkułam”) i tegoroczne kłopoty ze zdrowiem. - Na dwa miesiące przed igrzyskami złapałam półpaśćca, potem kontuzję barku, więc przygotowania były trochę zaburzone. Ale najważniejsze, że wszystko dobrze się kończy - podkreśla.
Dla niej olimpijski medal jest spełnieniem marzeń, Mikołajczyk i Naja już cztery lata temu popłynęły po brąz w Londynie (ponadto ta pierwsze ma jeszcze srebro z Pekinu), w Rio chciały powalczyć o coś więcej. - Pewnie, że chciałyśmy złoty, ale przede wszystkim chciałyśmy mieć medal. I mamy - mówiła Mikołajczyk, jedna z najbardziej utytułowanych polskicj kajakarek. - Po przedbiegu wiedziałyśmy, że nigdy nie byłyśmy tak mocne i nigdy nie byłyśmy tak dobrze przygotowane. To, co z naszymi organizmami zrobił trener Tomasz Kryk to jest coś niebywałego. Piszemy piękną historię.
Naja: - Czy jest niedosyt? Może troszeczkę. W eliminacjach i półfinale był pokaz naszej mocy. W finale stanęłyśmy na starcie z takim nastawieniem, jak do treningu, żeby po prostu przejechać dobrze. Tak to tłumaczyłam sobie w głowie i Beacie, bo wiedziałyśmy, że nie wzniesiemy się ponad to, co wytrenowałyśmy. I dało to brązowy medal, chyba z większą przewagą, niż w Londynie. Cieszymy się, że cały czas jesteśmy w światowej czołówce.
Polki przegrały tylko z Węgierkami i Niemkami.
Dwa medale w kajakarstwie - na razie, bo są kolejne szanse - to dowód, że wreszcie zmieniło się spojrzenie na przygotowania. Wcześniej błyszczeliśmy na mistrzostwach świata, a na igrzyskach zdarzały się potężne rozczarowania. Teraz jest inaczej.
- Okres między igrzyskami był bardzo ciężki - opowiada Mikołajczyk. - Trener cały czas nam powtarzał, że rok olimpijski będzie wyjątkowym rokiem, że wtedy odzyskamy świeżość. Wierzyłam, że tak będzie i tak było. Nie było też presji na wynik na mistrzostwach świata. W poprzednim roku trener mówił nam, że jedziemy po piąte, szóste miejsca, czyli po kwalifikację olimpijską, ale będą to miejsca poza podium, bo jesteśmy w trakcie bardzo dużych obciążeń. I rzeczywiście tak było, chociaż przyszły trzy czwarte miejsca i jedno srebro, więc i tak to był wyczyn ponad to, co on zakładał. Jak widać, wszystko co mówił się potwierdziło.
Walczykiewicz: - Po Londynie na pewno inaczej podchodziłam do treningów. Wiedziałam, że na każdym treningu nie musi być szybko, a ważne jest dobre czucie kajaka, dobre czucie wody. I że wszystko trzeba robić na sto procent.
Po swoim wyścigu Mikołajczyk i Naja, żeby wyściskać się z trenerem Tomaszem Krykiem, musiały skakać po krzesłach na trybunach. Radość była ogromna. - Nakrzyczano na nas po drodze, ale co tam. To jest ojciec sukcesu - opowiadały. - Tworzymy wzorcową drużynę. To jeden z nielicznych trenerów w Polsce, którego wiedza i doświadczenie jest ogromne. Wielu szkoleniowców w Polsce powinno się od niego uczyć.
Kryk blisko współpracuje z Marcinem Witkowskim, trenerem wioślarek, które w Rio zdobyły złoto i brąz. To raczej nie przypadek. Dzięki nim można też na tych igrzyskach zauważyć inną prawidłowość. Medale dla Polski zdobywają głównie kobiety, wyjątkami są kolarz Rafał Majka i dyskobol Piotr Małachowski. - Fajnie, że kobiety na tych igrzyskach rządzą. Szkoda, że tych medali na razie jest tak mało, ale myślę, że jeszcze parę uda nam się dorzucić - mówiła Walczykiewicz.
Już wczoraj po popołudniu wsiadła do kajaka z Mikołajczyk, Nają oraz Edytą Dzieniszewską i popłynęły na trening. W czwórce mają szansę nawet na złoto. Eliminacje w piątek, finał w sobotę.
Autorzy: Przemysław Franczak, Pawel Hochstim, Rio de Janeiro