Trzecia kwarta będzie śniła się nam po nocach
W tym sezonie gorzowiankom idzie jak po grudzie w Tauron Basket Lidze Kobiet, ale o tym, że los odwrócił się do naszych plecami na dobre, przekonaliśmy się boleśnie w sobotę.
Skazane na pożarcie akademiczki z KSSSE AZS PWSZ zamierzały wykorzystać w Lublinie osłabienia i gorszy okres rywalek, a skończyło się piękną katastrofą. I to pomimo, że w pierwszej połowie były wyraźnie lepsze, a w czwartej wróciły z bardzo dalekiej podróży. Czarę goryczy przelał zwycięski dla gospodyń rzut z połowy boiska na sekundę przed końcem. Fortuno, dlaczego znów wracamy na tarczy?!
Wcale nie byliśmy gorsi od wyżej notowanych lublinianek, które musiały radzić sobie bez Destiny Williams i Jhasmin Player. Mimo to „Pszczoły” i tak miały kim straszyć: Ukrainka Kateryna Dorogobuzowa zdążyła wyleczyć drobny uraz, a aż trzy zawodniczki (Aldona Morawiec, Dominika Owczarzak i Agata Szczepanik) dostały właśnie powołanie na zgrupowanie naszej reprezentacji. Akademiczki musiały też otoczyć szczególną opieką Leah Metcalf, liderkę AZS UMCS.
Gorzowianki, które do końca trzymały w tajemnicy decyzję o grze Kelley Cain, zaczęły pojedynek znakomicie. Nasze spokojnie wykorzystały kłopoty faworytek w ataku i pewnie prowadziły od początku. Najpierw 6:2, a później nawet 12:4 i 21:12. Miód na serce! Wydawało się, że miejscowe kiedyś się w końcu otrząsną, ale gdzie tam. W drugiej połowie w KSSSE AZS PWSZ dalej skuteczne były Angel Goodrich i Cassandra Brown, świetną robotę robiły Polki. Zwycięstwo na przełamanie? To miało prawo się udać!
Dobrego humoru nie popsuły nam nawet licznie łapane faule, bo w 16 min, po trafieniu Moniki Naczk za trzy było już 33:16 dla KSSSE AZS PWSZ. To był nokaut, po którym potrafią się podnieść tylko najlepsi. Pszczółka należy do czołówki polskiej ligi, więc trzeba było mieć się na baczności. Rażąca nieskuteczność i proste straty kiedyś musiały się przecież skończyć, ale chyba mało kto przypuszczał, że po zmianie stron gorzowianki dosłownie staną w miejscu.
Tak się, niestety, stało. Gospodynie rozpoczęły trzecią kwartę od mocnego uderzenia. Pomogła zmiana systemu obrony ze „strefy” na każda swoją. Akademiczki zaczęły się gubić, popełniały coraz więcej błędów, a co najgorsze pudłowały nawet z czystych pozycji spod kosza! - Dawno nie widziałem takiej sytuacji, żebyśmy spod samej „dziury” przestrzelili tyle piłek - przyznał Dariusz Maciejewski, trener KSSSE AZS PWSZ.
Potem była wojna nerwów. Rządziła Pszczółka, ale nasze odrobiły aż 10 „oczek” straty, a na sekundę przed końcem mieliśmy remis 66:66. Wtedy z połowy boiska trafiła Dominika Owczarzak i... dziewiąta porażka stała się faktem.