Trzeba będzie zainwestować
Odwoływane mecze, wściekli kibice, sponsorzy, kluby liczą straty - trzeba wreszcie coś zrobić z wojną żużla z deszczem.
W tym roku ligowy żużel zaliczył fatalny falstart. W PGE Ekstralidze z pierwszych siedmiu terminów deszcz storpedował aż pięć, taki ROW Rybnik ma już trzy odwołane spotkania. W Nice PLŻ nie jest wiele lepiej, Włókniarz Częstochowa z zaplanowanych czterech pierwszych meczów odjechał zaledwie jedno. Powoli zaczyna brakować terminów.
Pech czy raczej słabe przygotowanie klubów do kapryśnej wiosny?
Lipiec jest wykluczony
Takie kłopoty fatalnie wpływają na wizerunek dyscypliny. Kibice denerwują się i drwią w mediach społecznościo-wych, m.in. publikując zdjęcia szkieletów z podpisami „czekał na mecz w...”.
Przekładanie spotkań uderza także w sponsorów, który tracą ekspozycję swoich marek oraz telewizję, która dostaje skargi od rozczarowanych widzów. Trudno z żużla budować markę globalną, gdy kilkugodzinny deszcz może storpedować całą kolejkę ligową.
Pierwsze rozwiązanie narzuca się samo: przesunąć start ligowego sezonu na koniec kwietnia i intensywnie wykorzystać wolny obecnie lipiec. W tym sezonie 10. kolejka PGE Ekstraligi zostanie rozegrana 26 czerwca, a kolejna dopiero 31 lipca. To daje cztery wolne weekendy.
Ekstraliga do meczów w lipcu nie chce jednak wracać. Nie tylko ze względu na zaplanowany w tym czasie tradycyjnie Drużynowy Puchar Świata. Kluby narzekają, że w lipcu mocno spada frekwencja na trybunach z powodu upałów i sezonu urlopowego.
W takim razie trzeba zastanowić się nad zabezpieczeniem torów przed wiosenną aurą. „Nadszedł już czas na obowiązkowe, profesjonalne systemy do przykrywania toru przed opadami deszczu” - napisał w niedzielę na twitterze prezes Speedway Ekstraligi Wojciech Stępniewski.
Folia na Motoarenie
Aż trudno zrozumieć dlaczego to jeszcze nie stało się standardem w najbogatszej lidze żużlowej na świecie. Takie rozwiązania świetnie zdają egzamin w bardziej kapryśnej pogo-dowo Szwecji czy Danii, choć tam ligowy żużel jest na dużo niższym poziomie, zwłaszcza finansowym. W Polsce korzysta z tego jedynie Get Well Toruń, który w weekend przykrył folią najbardziej zagrożone fragmenty toru. Odpowiedni sprzęt mają w Gorzowie, ale tłumaczą, że go nie stosują, bo wcześniej klub był oskarżany o preparowanie nawierzchni.
Ekstraliga chciała takie zabezpieczenia wprowadzić kilka lat temu, ale kluby narzekały, że są zbyt drogie. Opracowany przez inżynierów specjalnie dla żużla projekt rozsuwanych z pasa bezpieczeństwa paneli miał kosztować 600 tys. zł.
200 tys. zł wystarczy
To faktycznie sporo, ale są tańsze technologie. Stępniewskie-mu najbardziej podoba się rozwiązanie stosowane w duńskim Vojens, gdzie radzą sobie nawet z dużymi opadami.
- Kluczem jest odpowiednie łączenie płacht, żeby woda nie przeciekała. Nie można także przykrywać mokrej nawierzchni, bo wtedy efekty są jeszcze gorsze - podkreśla prezes Speedway Ekstraligi.
Za tańsze rozwiązanie trzeba zapłacić ok. 200 tys. zł. Kluby muszą w końcu o tym pomyśleć. Teraz jedno odwołane spotkanie to rachunek dla gospodarza w wysokości 50-60 tys. zł, ale dla całej dyscypliny jest znacznie wyższy.