Trybunał? Jeden prezes Kaczyński wie, co dalej [rozmowa]
Rozmowa z dr Magdaleną Mateją, medioznawcą z UMK w Toruniu, o obowiązkach i naszych korzyściach z Unii Europejskiej.
W sporze o Trybunał rząd i opozycja są w stanie ustąpić chociaż o krok?
Z perspektywy obywateli byłoby to bardzo pożądane. Kompromis i porozumienie oznaczają oddanie części zajmowanego pola przeciwnikowi. Wątpię jednak, żeby którakolwiek ze stron przyznała się choć częściowo do błędu i ustąpiła. To niezgodne ze sztuką wojenną, a spory polityczne są rodzajem wojny.
Za Trybunał Konstytucyjny prawie wszyscy wytykają nas palcami, a Unia Europejska najbardziej. Jak to zmienić?
Powinniśmy respektować prawo ustanowione w Polsce oraz prawo unijne, które także zobowiązaliśmy się przestrzegać. To powinniśmy, a co zrobimy? Jeden prezes Kaczyński wie. Nie odrzucałabym dziś najczarniejszych i najbardziej radykalnych scenariuszy.
Unia naprawdę może odebrać nam prawo głosu lub pominąć nas przy podziale pieniędzy?!
Podział pieniędzy wydaje się kluczowy. To prawdopodobnie jedyne skuteczne narzędzie w mobilizowaniu polskich polityków do działania. Pieniądze mogą tu być zarówno marchewką, jak i kijem. Unia dotychczas okazywała słabość, bywała nieskuteczna w przekonywaniu krnąbrnych członków do realizacji zalecanych korekt oraz w podejmowaniu decyzji w ich sprawie. Może na to liczy właśnie nasza ekipa rządząca? Być może politycy PiS wyczekują i badają, do jakiej granicy jest w stanie posunąć się Unia Europejska. Wcześniej czyniła ruchy wolne i raczej ostrożne, dlatego konsekwencje - np. dla Węgier - nie były ani bolesne, ani rychłe. W polskich mediach wątek dyscyplinowania Orbana był popularny, tyle że publicyści ferowali chyba surowsze wyroki niż unijni politycy...
Gdyby unijni komisarze mieli decydować w naszej sprawie, to Wielka Brytania czy Węgry stanęłyby w naszej obronie?
Wielka Brytania jest zajęta swoimi sprawami i w ostatnich miesiącach również dość mocno absorbuje uwagę Unii Europejskiej. Brytyjczycy, na ile miałam okazję ich poznać, są praktyczni i skoncentrowani na sobie. Nie będą angażować się nasze sprawy. A to, że my ustami ministra Waszczykowskiego uznaliśmy Wielką Brytanię za kluczowego sojusznika, nie oznacza, iż oni myślą o nas tak samo. Węgry w warstwie symbolicznej często okazują wsparcie dla Polski. W wielu sprawach, zwłaszcza ideowo-programowych - Węgrzy i Polacy wyrażają podobne stanowisko, jednak nie we wszystkich, weźmy choćby stosunek Orbana do Rosji i samego Putina.
Polska musi być w Unii Europejskiej? Co my z tego mamy?
- Nie musimy być w UE, ale... powinniśmy być w UE. Wielu Polaków pamięta okres sprzed akcesji, wtedy też jakoś dawaliśmy sobie radę. Kładę nacisk na słowo „jakoś”. Powinniśmy być w UE ze względu na korzyści - Unii zawdzięczamy skok cywilizacyjny. Ten postęp zapewniła nam „marchewka” w postaci unijnych pieniędzy. Unia wyznaczyła też najróżniejsze standardy prawne i etyczne, które często z oporami i z opóźnieniem wprowadzamy. Kolejnym powodem jest rynek pracy. „Wyeksportowaliśmy” dwa miliony Polaków do Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec. Na razie - zapewniają nas politycy, ale i wskaźniki ekonomiczne - mamy etap spokoju, a nawet rozwoju. Co będzie, kiedy spokój zamieni się w niepokój i młodzi wykształceni Polacy zaczną upominać się o dobrze opłacane etaty? Czy rolnicy otrzymujący dopłaty i renty strukturalne mają powód do narzekania na Unię? To był konkretny zastrzyk pieniędzy dla wszystkich, zwłaszcza najbardziej zacofanych regionów kraju. Wobec rosnącego znaczenia podmiotów azjatyckich, wobec Rosji czy nawet Brazylii, o USA nie wspominając, obecność w UE, wspólnocie liczącej 500 mln obywateli, ma sens.