Największe szanse na prezydencką nominacje mają antysystemowcy, Bernie Sanders i Donald Trump.
Wydawało się, że po pierwszych amerykańskich prawyborach w stanie Iowa kolejne przebiegną bez niespodzianek i tacy „ułożeni” politycy jak Hillary Clinton czy Ted Cruz stoczą ostateczną batalię o najwyższy urząd w Ameryce w listopadzie tego roku.
Stało się jednak inaczej, w niewielkim stanie New Hampshire podczas drugich prawyborów swoich rywali zdeklasowali antysystemowcy, Demokrata Bernie Sanderes i Republikanin Donald Trump. Ten pierwszy to polityk o polskich korzeniach i ... socjalistycznych poglądach. Trumpa, miliardera i człowieka o ostrym języku poznali już nie tylko Amerykanie.
Obaj przemawiają do wyborców tak, by trafić idealnie w ich gusta. Obiecują więc Amerykę silną, prosperującą, która będzie w stanie rozprawić się z największym nawet wrogiem. Za takiego uchodzą dzisiaj dżihadyści Państwa Islamskiego.
Obaj też przekonują, że pora przewietrzyć Waszyngton z zasiedziałych elit politycznych, które oderwały się od zwykłych Amerykanów.
Po dwóch prawyborach jest za wcześnie wyrokować o szansach Sandersa czy Trumpa na najważniejszą nominację. Ale dziś gołym okiem widać, że Amerykanie wskazali bardziej doświadczonym politykom jeśli nie czerwone to żółte kartki. W opałach jest Hillary Clinton, która nie tak dawno wydawała się pewniakiem Demokratów w wyścigu po prezydenturę.
Drugie miejsce zdobyte w Iowa przez Trumpa wielu okrzyknęło jego grobem. Tymczasem miliarder nie załamał się, nie zmienił stylu kampanii. Znów szokuje, obraża i obiecuje. Ma silne argumenty w ręku. Nie pracował w Waszyngtonie, nie podejmował politycznych decyzji. jawi się jako człowiek, który doszedł do bogactwa i wpływów tylko własną pracą i talentem. I chce teraz pomóc spełnić American Dream swoim rodakom.
Autor: Michał Pomorski