Tramwaj zwany tolerancją [komentarz]
To było po południu w bydgoskiej Biedronce. Stałam w kolejce do kasy, przede mną dwóch młodych Rosjan z zakupami. Rozmawiali w języku rosyjskim.
I nagle z kolejki, po przeciwnej stronie, odezwał się do nich mężczyzna z kitką: „Jak jest się w Polsce, trzeba mówić po polsku”. Zamurowało nas. Młodzi Rosjanie w pośpiechu zaczęli pakować zakupy. Mężczyzna z kitką jakby dostał zastrzyk energii.
Kontynuował swoją „patriotyczną” solówkę: „Ja tu przyjechałem 20 lat temu i musiałem się nauczyć po polsku. Polska jest moją ojczyzną i nie pozwolę mówić w języku wroga!”. Dopiero teraz chyba wszyscy kolejkowicze utwierdzili się w przekonaniu, że „patriota” z kitką mówi z obcym akcentem. I to ich ośmieliło. Aby stanąć w obronie młodych Rosjan. Bo skoro 20 lat temu przyjęliśmy pana z kitką, to przecież jesteśmy otwarci - zauważyła jedna z pań. I każdy może mówić w języku, jakim chce - powiedział ktoś.
Niech pan nie przynosi nam wstydu - pouczył starszy pan. I sobie niech pan nie ubliża - dodała jego żona. Pan z kitką szybko uciekł z kolejki, a młodzi Rosjanie odetchnęli z wyraźną ulgą. W tym mikroświecie, w tej małej Biedronce bydgoszczanie pokonali uprzedzenia. To wyraźne antidotum na truciznę, jaka w ostatnich dniach wylewa się na polskie ulice: pobity profesor historii za mówienie po niemiecku, słowny atak na dwie turystki w metrze.
I skoro rząd nie przeciwdziała, nie potępia chamstwa, pojawiło się działanie oddolne. Jutro w południe w Toruniu na przystanku Aleja Solidarności w kierunku uniwersytetu spotkają się wszyscy, którzy chcą zamanifestować, że nie zgadzamy się na coraz częstsze przejawy nietolerancji. Spotkanie pod hasłem „Tramwaj zwany tolerancją” zorganizował dr hab. Marcin Czyżniewski. Kto chce, może wyrecytować wiersz w obcym języku albo zaśpiewać piosenkę, której uczył się w szkole. Teraz takie happeningi w miastach są bardzo potrzebne. Pokazują coś, co jeszcze musimy udowadniać. Że jesteśmy społeczeństwem obywatelskim.