Tragiczny pożar w Koszalinie. Wizytą w escape roomie 15-letnie gimnazjalistki miały uczcić urodziny jednej z nich.
Na chodniku przy ul. Piłsudskiego 88 płoną setki zniczy. Mieszkańcy jednoczą się w bólu po śmierci pięciu trzecioklasistek z Gimnazjum nr 9 przy Szkole Podstawowej nr 18 w Koszalinie. Koszalin próbuje się podnieść po olbrzymiej tragedii.
- Nie wstydźmy się łez. Łzami reagują ci, którzy kierują się sercem... - tymi słowami biskup Edward Dajczak zwrócił się wczoraj do zgromadzonych na Rynku Staromiejskim mieszkańców.
Setki osób przyszły tam po mszy świętej z katedry, inni przyszli ze swoich domów, by w ten sposób okazać wsparcie bliskim ofiar. W geście solidarności, by przez chwilę zjednoczyć się w bólu z najbliższymi dziewcząt, które straciły życie w piątkowym pożarze escape roomu.
- Uroczystość Objawienia Pańskiego przeżywana jest dziś w sposób niepowtarzalny, ale niech nigdy takiej uroczystości nie będzie ani w Koszalinie, ani nigdzie na świecie - zaakcentował biskup Edward Dajczak.
- Chcę wyznać, że ledwie dokończyłem dziś najświętszą ofiarę. Kiedy udzielałem komunii świętej najbliższym, kiedy do nich podszedłem, poczułem cały ich ból. Dlatego musimy być blisko! Mieszkańcy wspólnie próbują pogodzić się z niewyobrażalną tragedią, do której doszło w piątkowe popołudnie.
Przypomnijmy, w piątek, 4 stycznia, po godz. 17 w escape roomie przy ul. Piłsudskiego w Koszalinie wybuchł pożar. Ogień odciął drogę ucieczki pięciu 15-latkom, które były zamknięte w pokoju zagadek. Uczennice gimnazjum zginęły.
Przyczyną ich śmierci było zatrucie tlenkiem węgla. Pracownik, który próbował je uratować, jest ciężko poparzony. Ze wstępnych ustaleń wynika, że bezpośrednią przyczyną powstania ognia mogło być rozszczelnienie butli, które zostały zainstalowane w piecykach ogrzewających pomieszczenia.
W niedzielę w Prokuratorze Okręgowej w Koszalinie przesłuchany został 28-letni Miłosz S. z Poznania.
- Ogłoszony został mu zarzut, że w sposób umyślny doprowadził do stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w obiekcie, gdzie znajdował się escape room i w taki sposób, nieumyślnie już, doprowadził do śmierci osób, które zginęły w pożarze - poinformował Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Zatrzymany jest krewnym osoby, na którą zarejestrowana była działalność. Najprawdopodobniej wnuczkiem kobiety. Jako podstawę zarzutu rzecznik wskazał to, że Miłosz S. był osobą faktycznie wykonującą czynności w ramach działalności gospodarczej.
- Osobą, która przygotowywała wyposażenie pomieszczeń w pokojach zagadek. Nie zwrócił uwagi na to, że nie ma tam właściwego ogrzewania i przede wszystkim dróg ewakuacyjnych - dodał.
Podejrzanemu grozi do 8 lat wiezienia. Jego interesy w tej sprawie reprezentują adwokaci Wiesław Breliński i Wojciech Janus.
- Nasz klient jest zrozpaczony tym, co się stało. Do postawionych mu zarzutów nie przyznał się. Nie złożył wyjaśnień z uwagi na to, że nie jest w stanie psychicznie znieść ciężaru, który na niego spadł. Nie był w stanie praktycznie odnieść się do niczego, co jest podstawą stawianego mu zrzutu - powiedział wieczorem po wyjściu z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie mecenas Breliński.
- W treści protokołu nasz klient złożył głębokie kondolencje dla rodzin ofiar. Powiedział, jak bardzo jest mu przykro i jak bardzo nie chciał tego skutku, który nastąpił.
Dziś do sądu najprawdopodobniej wpłynie wniosek o stosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania.
Miłosz S. na policję zgłosił się sam. Zrobił to w piątkowy wieczór, gdy zobaczył doniesienia medialne o tragedii w escape roomie w Koszalinie.